USA nie wpuszczą cudzoziemców zaangażowanych w cenzurę Internetu. Nowe reguły wizowe
Stany Zjednoczone chcą zakazać wstępu na swoje terytorium osobom, które zaangażowane są – w dowolny sposób – w działania cenzorskie w odniesieniu do swobodnego obiegu słowa i opinii, zwłaszcza w Internecie. Wbrew pozorom grupa ta może okazać się zaskakująco szeroka, zaś konsekwencje zakazu – mieć równie zaskakująco odczuwalne konsekwencje na rynku pracy USA. Co zresztą może być zamierzone.
O planowanych restrykcjach administracja Donalda Trumpa poinformowała w tym tygodniu. Wytyczne dla organów odpowiedzialnych za politykę wizową (w tym tych konsularnych), zawarte w memorandum Departamentu Stanu, przewidują, że dowolna osoba, która przyczyniła się w swojej aktywności zawodowej lub poza-zawodowej do cenzurowania amerykańskiego Internetu – nader często pod pretekstem „moderacji” czy innych eufemistycznych określeń – powinna spotkać się z odmową wizową.
Jako że kwestia dotyczy przede wszystkim komunikacji w Sieci, dotkniętymi tą zmianą mogą być zwłaszcza zagraniczni informatycy oraz pracownicy koncernów technologicznych. Szczególnie mocno może to uderzyć w Hindusów i Chińczyków – do tych krajów bowiem wiele firm outsourcowało „moderację” vel cenzurę treści w Internecie. I zarazem pośrednio przyczynić się, jako jeden z czynników, do możliwej rewolucji (czy w tym przypadku raczej kontrrewolucji) na rynku pracy w USA.
USA na wojnie z masową imigracją
Zakaz może bowiem w przemożnym stopniu dotknąć program wizowy H-1B, z wykorzystaniem którego amerykańskie koncerny sprowadziły miliony pracowników – zwłaszcza z Indii, a w drugiej kolejności z Chin. Lobbyści branżowi twierdzą, że program ten jest absolutnie „krytyczny” dla branży i jej rozwoju, pozwalając jej pozyskiwać zagraniczne talenty. Faktycznie taka była intencja programu – miał on służyć łowieniu talentów i autorów innowacji. Niestety, praktyka okazała się być zupełnie inna.
Program H-1B jest obecnie w centrum ogromnych kontrowersji w debacie publicznej w USA. Zdaniem krytyków, koncerny technologiczne importują gigantyczne tłumy tanich pracowników z Azji, którymi masowo zastępują pracowników amerykańskich. Co więcej, kłamstwem mają być oficjalne zapewnienia tych firm, że sprowadzają „talenty” – nader często są oni bowiem bardzo słabo wykwalifikowani, zaś samych obywateli USA zmusza się, tuż przed ich zwolnieniem, do szkolenia swoich tanich następców.
Korporacjom angażującym się w takie praktyki pozwala to naturalnie na istotną redukcję kosztów i zwiększenie zysków. W skali makro jednak działania umożliwiane przez program H-1B prowadzą, zdaniem obserwatorów, do ogromnego wzrostu bezrobocia pośród mieszkańców USA oraz stanowią furtkę do masowej imigracji z Indii i innych krajów – entuzjastycznie popieraną przez Demokratów, i środowiska biznesowe z którą jednak Republikanie i obecne władze walczą.
