Trump: USA uderzyły na cele w Wenezueli. Eskalacja kampanii, bombardowania 'przenoszą się’ na ląd
Amerykańskie siły lotnicze przystąpiły do bombardowania celów lądowych w Wenezueli. Prezydent USA Donald Trump w wywiadzie radiowym dla stacji WABC przyznał, że siły amerykańskie przeprowadziły precyzyjne uderzenie z powietrza na duży obiekt lądowy w tym kraju powiązany z przemytem narkotyków. To pierwszy potwierdzony atak na cele naziemne w ramach kampanii przeciwko kartelom, które Waszyngton określa jako organizacje narkoterrorystyczne – a których twierdzą stała się Wenezuela.
W rozmowie z prowadzącym program Johnem Catsimatidisem, emitowanej 27 grudnia, Trump stwierdził: „Mają tam dużą fabrykę lub duży obiekt, skąd wychodzą statki. Dwa dni wcześniej to zniszczyliśmy. Uderzyliśmy ich bardzo mocno”. Amerykański prezydent odnosił się do operacji przeprowadzonej w wigilię Bożego Narodzenia, która miała zniszczyć infrastrukturę służącą do załadunku narkotyków na łodzie przemytnicze.
Wenezuela jako 'narkopaństwo’
Choć Biały Dom nie opublikował oficjalnego komunikatu, źródła w administracji miały potwierdzić, że atak był skierowany przeciwko instalacji związanej z kartelami, w tym z tzw. Cartel de los Soles – organizacją określaną eufemistycznie jako „powiązaną z kręgami władzy w Caracas” (wedle rozmaitych enuncjacji autorytarny prezydent Wenezueli, Nicolás Maduro, ma być nie tyle jego patronem, co po prostu liderem i kierować jego operacjami).
Nalot ten w sensie operacyjnym stanowi logiczną kontynuację dotychczasowych działań USA, które od września koncentrowały się na niszczeniu łodzi przemytników na wodach międzynarodowych Morza Karaibskiego i wschodniego Pacyfiku. Administracja Trumpa klasyfikuje kartele, w tym wenezuelski Tren de Aragua, jako organizacje terrorystyczne, co uzasadnia użycie siły militarnej w ramach „konfliktu zbrojnego o charakterze niemiędzynarodowym”.
W sensie politycznym jednak uderzenie stanowiło znaczący akt eskalacji. Co ciekawe i wręcz zdumiewające – socjalistyczny reżim Maduro, z reguły gromko potępiający „imperializm USA”, tym razem zachował zaskakującą ciszę, nawet słowem nie komentując nalotu. Wcześniej władze w Caracas głośno zapewniały, że Wenezuela odeprze każde uderzenie na jej terytorium – deklaracje te jednak, co typowe dla rządów „boliwariańskich socjalistów”, okazały się słabo korespondować z rzeczywistością.
Suma wszystkich sankcji
Decyzja o przeniesieniu działań na ląd wpisuje się w konsekwentną politykę Trumpa, który od miesięcy zapowiadał twarde uderzenie w źródła przemytu. Jeszcze w listopadzie deklarował, że „wkrótce rozpoczniemy ten sam program na lądzie”. Kampania ma na celu nie tylko ograniczenie napływu narkotyków do USA, ale także odcięcie źródeł przychodu dla Maduro i jego ekipy, którego Waszyngton, co przyznaje otwarcie, chce odsunąć od władzy.
Wenezuelski reżim – oskarżany o współudział w handlu narkotykami i wspieranie gangów odpowiedzialnych za masową nielegalną imigrację oraz przestępczość w Stanach Zjednoczonych – ma przy tym bardzo niewielkie finansowe pole manewru. W związku z ogłoszoną przez Amerykanów blokadą morską rozpoczęło się tam wstrzymywanie operacji wydobywczych odwiertów naftowych w dorzeczu Orinoko (państwowy monopolista PDVSA miał wyczerpać swoje zasoby magazynowe).
Tymczasem ropa – oraz przychody z nieortodoksyjnych źródeł, takich jak właśnie przemyt narkotyków, mają stanowić podstawę funkcjonowania wenezuelskiego reżimu, za pomocą których zapewnia on sobie lojalność organów siłowych. Wenezuela jest bowiem ekonomicznie zrujnowana dekadami „boliwariańskiego socjalizmu” w gospodarce, i bez zewnętrznych źródeł gotówki państwo to nie jest w stanie się utrzymać. Na co, skądinąd, liczy Waszyngton.
