Tajwan: ’90 chińskich samolotów wojskowych krąży nad wyspą’. Co się dzieje?
Chińskie manewry wojskowe wokół Tajwanu przestały być wydarzeniem nadzwyczajnym. Stały się elementem stałego krajobrazu strategicznego w regionie… Usypiając czujność. Najnowsze ćwiczenia, prowadzone pod kryptonimem „Justice Mission 2025”, wpisują się w coraz ostrzejszą fazę tej presji. Pekin coraz wyraźniej symuluje realne scenariusze wojenne. Blokadę wyspy, zajęcie kluczowych punktów oraz użycie amunicji.
Według informacji przekazanych przez Tajpej, w bezpośrednim sąsiedztwie wyspy wykryto jednego dnia niemal 90 chińskich samolotów wojskowych oraz blisko 30 jednostek morskich i straży przybrzeżnej. Znów mamy do czynienia ze skoordynowanym ćwiczeniem połączonych sił, obejmującym wojska lądowe, marynarkę, lotnictwo i chińskie siły rakietowe.
Broń z USA i odpowiedź Pekinu
Moment rozpoczęcia manewrów nie jest przypadkowy. Kilka dni wcześniej Stany Zjednoczone ogłosiły jedną z największych w historii sprzedaży uzbrojenia Tajwanowi, o wartości około 11 miliardów dolarów. Dla Pekinu to dowód na to, że Waszyngton nie tylko deklaratywnie, ale realnie wzmacnia zdolności obronne wyspy. Chińska odpowiedź była szybka i przewidywalna: sankcje wobec amerykańskich firm zbrojeniowych oraz pokaz siły w Cieśninie Tajwańskiej.
W oficjalnym przekazie ćwiczenia nazwano „tarczą sprawiedliwości”, a retoryka używana przez dowództwo Wschodniego Teatru Operacyjnego nie pozostawia złudzeń. „Wszyscy planujący niepodległość zostaną unicestwieni”. To ma odstraszać nie tylko Tajpej, ale również zewnętrznych graczy. Za Chinami opowiedziała się ostatnio Rosja, wskazujac, że będzie w żelazny sposób wspierać chińskie dążenia do przyłączenia Tajwanu.
Tajwan. Gotowość bez prowokacji?
Reakcja władz Tajwanu jest wyważona, ale stanowcza. Ministerstwo obrony podniosło gotowość bojową, rozlokowało systemy rakietowe i jasno zakomunikowało, że celem jest ochrona ludności, a nie eskalacja. Prezydent Lai Ching-te konsekwentnie powtarza, że Tajwan chce utrzymania status quo, jednocześnie „podnosząc poprzeczkę” potencjalnej inwazji do poziomu, który dla Chin byłby ekstremalnie kosztowny.
To ważny element strategii odstraszania. Tajpej zdaje sobie sprawę, że formalna deklaracja niepodległości byłaby pretekstem do wojny, ale jednocześnie nie zamierza obniżać zdolności obronnych. Sondaże pokazują zresztą jasno: większość Tajwańczyków nie chce ani zjednoczenia z Chinami, ani formalnego zerwania, lecz właśnie kruchego status quo.
USA, Japonia i „pierwszy łańcuch wysp”
Ćwiczenia mają jeszcze jeden wymiar: sygnał wysyłany poza sam Tajwan. Chińskie wojsko otwarcie mówi o odstraszaniu „poza łańcuchem wysp”, co należy czytać jako komunikat pod adresem USA i ich sojuszników, przede wszystkim Japonii. Tokio w ostatnich miesiącach coraz głośniej mówi o możliwym wsparciu Tajwanu w razie konfliktu, co spotyka się z ostrą reakcją Pekinu. W tym sensie Tajwan pozostaje epicentrum znacznie większej rywalizacji strategicznej.
Nowe ćwiczenia nie oznaczają, że inwazja jest nieuchronna, ale Pekin systematycznie oswaja zarówno własne wojsko, jak i opinię publiczną z myślą o użyciu siły. Jednocześnie testuje reakcje Tajwanu, USA i Japonii, sprawdzając, gdzie leżą realne czerwone linie.
Dla Tajwanu i jego partnerów kluczowe pozostaje, by utrzymać równowagę między odstraszaniem a prowokacją. To trudna gra nerwów, w której każde ćwiczenie, każdy kontrakt zbrojeniowy i każde publiczne oświadczenie ma znaczenie. Im częściej Pekin sięga po demonstracje siły, tym bardziej ryzyko błędnej kalkulacji staje się realne. Chiny nie zrezygnują z włączenia Tajwanu w integralną część swojej gospodarki.
