Właściciele eko hotelu uciekli. Zostawili za sobą wielkie długi, martwe zwierzęta i liczne beczki z odchodami
Para, która zbiegła do Gwatemali, martwe zwierzęta w zagrodzie, beczki z ludzkimi odchodami w środku lasu. Szwedzkiego lasu. Brzmi jak wstęp do kryminału, z których słynie Skandynawia. Ale to nie fikcja – rzecz wydarzyła się naprawdę. To historia o ekologicznym raju, który okazał się wielką manipulacją i biologiczną bombą. Hotel Stedsans za jakiś czas pewnie zostanie wykorzystany przez pisarzy i filmowców.
Stedsans, czyli ekologiczny hotel w lesie
Przez kilka lat ta historia brzmiała pięknie. Oto para restauratorów z Kopenhagi postanawia zmienić swoje życie i przenieść się na łono natury. Ale przyjemne chcą połączyć z pożytecznym. Tworzą hotel Stedsans na południu Szwecji. To kompleks kilkunastu prostych domków w lesie. Idea jest taka, że ma być bardzo ekologicznie: biznes nie ma negatywnego wpływu na otaczającą go przyrodę, na stół trafiają dary lasu, a ludzie biegają boso, by mieć kontakt z glebą.
Ten koncept działał, nie brakowało ponoć celebrytów i influencerów, którzy musieli przyjechać do Stedsans i pochwalić się światu, jak nawiązali kontakt z naturą. To jednak przeszłość, bo jak wynika ze śledztwa dziennikarzy Dagens Nyheter oraz Politiken piękna historia ma swoją mroczną stronę. Flemming Hansen i Mette Helbæk, czyli twórcy tego przybytku, żyją już ponoć w Gwatemali. Tam też postanowili otworzyć hotel. Na decyzję o przeprowadzce wpływ miała chęć zmiany klimatu? Nie do końca.
Bezduszna biurokracja i olbrzymie podatki
Okazuje się, że bardziej niż srogich zim para obawiała się fiskusa. Temu szwedzkiemu są ponoć winni około 6 mln koron, czyli grubo ponad 2 mln zł. A z Danii mogli wyjechać, bo… mieli dług wobec tamtejszej skarbówki. Przedsiębiorcy ten wątek poruszyli nawet w pożegnalnym wpisie, który pojawił się na stronie biznesu. Mowa jest w nim m.in. o tym, że trudno prowadzić firmę w kraju, w którym podatki są tak wysokie, a urzędnicy tak bezduszni.
Człowiek zderzył się z państwową machiną i przegrał. Koniec historii? Nie. Ewakuacja pary bohaterów musiała przebiegać w sporym pośpiechu, bo nie zadbali nawet o zwierzęta, które trzymano w zagrodach. Część z nich ponoć padła. Ale wisienką na torcie jest znalezisko z leśnej polany: prawie 160 beczek wypełnionych ludzkimi odchodami. Cześć nieczystości podobno przedostaje się już do środowiska. Można zakładać, że jeśli władze nie zrobią czegoś ze znaleziskiem, szykuje się mała katastrofa ekologiczna.
Eko biznesmeni mieli naśladowców
Para nie przyznaje się do zarzutów stawianych im przez dziennikarzy i za pośrednictwem mediów społecznościowych pisze o nagonce. Przedsiębiorcy deklarują, że w odpowiednim czasie podzielą się swoją historią i odniosą do zarzutów. Tymczasem pojawia się pytanie o ich naśladowców. Bo hotel Stedsans i jego właściciele stali się ponoć symbolem i nie brakuje ludzi, którzy postanowili otworzyć podobny biznes. Możliwe, że beczek w lasach będzie przybywać…