Klienci buntują się w kolejnych krajach Europy. A w Polsce cisza. Najwyraźniej wysokie ceny nam odpowiadają
W kolejnych krajach Europy ludzie buntują się przeciw wysokim cenom w sklepach. Jeszcze niedawno mowa była o krajach bałkańskich, ostatnio do tego grona dołączyła Szwecja. A na Węgrzech rząd wprowadził regulacje cen żywności. Czy podobny bojkot mieć miejsce w Polsce? Może klientów skłonią do tego wyniki finansowe sieci spożywczych działających na naszym rynku?
Szwedzi mają dość. Organizują konsumencki bunt
Zaledwie kilka dni temu media obiegła informacja o niezadowoleniu szwedzkich klientów sieci spożywczych. Urosło ono do takiego poziomu, że postanowili zorganizować tygodniowy bojkot tych firm. Powodem jest drożyzna. Protestujących poparła opozycja, szefowa Partii Lewicy nazwała nawet podnoszenie cen „rabunkiem”. Zareagować musiał rząd, którego członkowie wezwali na rozmowy szefów największych sieci spożywczych.
Bojkot także na Bałkanach. Zaczęło się w Chorwacji
Bojkot sklepów organizują Szwedzi, ale nie oni pierwsi wpadli w tym roku na taki pomysł. Warto przypomnieć, że kilka tygodni temu podobne protesty mogliśmy obserwować na Bałkanach. Zaczęło się od Chorwacji, gdzie organizatorzy wezwali konsumentów, by nie robili zakupów we wskazanych sklepach. Tę formę protestów poparła część polityków czy związki zawodowe. Akcja odniosła sukces – obroty w sklepach wyraźnie spadły. A w efekcie część z nich obniżyła ceny.
Przykład z Chorwatów wzięli obywatele innych państw, które powstały na gruzach Jugosławii. Do konsumenckiego buntu wzywali nie tylko związkowcy czy politycy opozycji, ale nawet osoby sprawujące władzę. Czas pokaże, czy taki bojkot przynosi długofalowe skutki.
Węgrzy wybierają inne rozwiązanie. Odgórne
Na inne rozwiązanie zdecydowano się na Węgrzech, gdzie wprowadzono częściową regulację cen żywności. Rząd ograniczył po prostu marże sieci handlowych na wybrane produkty spożywcze. W świetle nowych przepisów nie mogą one przekraczać 10 proc. Jeśli firmy nie dostosują się do tych ograniczeń, mogą się spodziewać wysokich kar finansowych. Jednocześnie władze zapowiedziały, że jeśli firmy spróbują zrekompensować sobie zyski podnosząc ceny innych towarów, program mrożenia marż może zostać rozszerzony na wszystkie produkty spożywcze.
Patrząc na te doniesienia, warto zastanowić się, czy podobne działania mogą mieć miejsce w Polsce. Na mrożenie marż raczej nie ma co liczyć, kontrowersje wzbudza już mrożenie cen energii. A co z buntem konsumenckim? Przecież inflacja w naszym kraju należy do najwyższych w UE. Przywołana Szwecja boryka się ze znacznie niższą, a mimo to klienci zdecydowali się na bojkot.
W Polsce cisza. Biedronka zarabia krocie
Na razie niewiele wskazuje na to, by Polacy mieli powiedzieć „dość”. Nie można jednak wykluczać, że doniesienia o dobrych wynikach finansowych sieci sklepów zmienią to nastawienie, w końcu niezadowolenie zacznie być bardziej widoczne.
Wystarczy wspomnieć, że portugalska spółka Jeronimo Martins, czyli właściciel sieci Biedronka, poinformowała właśnie, że w 2024 roku miała niemal 33,5 mld euro przychodów. To oznacza wzrost o ponad 9 proc. względem 2023 roku. Zysk w tym czasie spadł o ponad 21 proc., ale wciąż przekraczał 600 mln euro. Przy dzisiejszym kursie przekroczył on zatem 2,5 mld zł. I o ile może to radować akcjonariuszy, którzy będą się cieszyć dywidendą, o tyle klient powodu do zadowolenia raczej nie ma. Ale czy to wystarczy, by w polskim internecie na znaczeniu zyskiwało hasło „konsumencki bojkot”?