Skandaliczna umowa, emerytury, 800+ dla Hindusów. Imigranci ważniejsi od Polaków?

Czy panie i panowie ze zdjęcia tytułowego już w najbliższych latach będą mogli zgłosić się po polskie emerytury i zasiłki – w tym także te najbardziej „medialne”, jak 800+? Pytanie to brzmi być może absurdalnie, ale absurdem bynajmniej nie jest. Co więcej, sytuacja ta wcale nie jest wykluczona – a to za sprawą najnowszego aktu, który proceduje właśnie miłościwie nam panujący Sejm Rzeczypospolitej Polskiej.

Z pozoru sprawa wygląda na niewinną. Chodzi o ratyfikację umowy, jaką Polska zawarła z Indiami. Podpisana w zeszłym roku, umowa ta przewiduje współpracę w dziedzinie zabezpieczenia społecznego obywateli obydwu krajów. Niby standard, a nawet rzecz potencjalnie pożyteczna – zawsze to plus, móc liczyć na dodatkowe wsparcie za granicą, prawda? W dodatku Indie dynamicznie rozwijają się gospodarczo, zaś rozwój współpracy z nimi bez wątpienia jest rzeczą pożądaną. W czym więc problem?

Niestety umowa, za sprawą brzmienia swoich zapisów, z drobnej i w gruncie rzeczy rudymentarnej kwestii współpracy stanowi potencjalne zagrożenie dla całego polskiego systemu ochrony społecznej. Przewiduje otóż wzajemne uznawanie okresów pracy, które wliczają się do podstawy naliczania emerytury. Owo wzajemne uznawanie wiążę się zaś z tym, że państwo polskie gwarantuje polskie świadczenia emerytalne, na poziomie minimalnej emerytury, obywatelom Indii, którzy kiedykolwiek zapłacili choćby grosze w ramach składki na ZUS.

Polskie emerytury na drugi koniec świata

Nie trzeba wiele wyobraźni, aby uzmysłowić sobie, co może to oznaczać. Tysiące ludzi z Indii przyjeżdża do sezonowej pracy w Polsce. Wszyscy oni, niezależnie jak długo pracowali, ile zarobili i czy przebywają nadal na terytorium RP, mieliby prawo do polskiej emerytury minimalnej. Oznaczałoby to, że polski system emerytalny musiałby wypłacać tysiącom (a wraz z upływem lat, potencjalnie i milionom) mieszkańców Indii świadczenia – na takim samym poziomie, jak polskim podatnikom. Ci ostatni oczywiście musieliby to wszystko sfinansować.

Zasoby finansowe ZUS już teraz nie wystarczają bowiem przecież na pokrycie zobowiązań emerytalnych wobec obywateli Polski. Można wyobrazić sobie, jaki wpływ miałoby na stan finansów ZUS-u dorzucenie kolejnej grupy uprawnionych. Szczególnie, że ich liczba byłaby trudna do przewidzenia – a Indie mają ponad grubo miliard mieszkańców. Wystarczy, że ułamek procenta z nich przepracowałby w Polsce choćby chwilę, i już – jest zobowiązanie, i to nieodwoływalne, konstytucyjne chronione jako „prawa nabyte”…

To samo dotyczyłoby zresztą także innych świadczeń – np. zasiłków 800+, które w teorii miały wspomóc demograficzną sytuację Polski. Zamiast tego wspierałyby (w jakim celu…?) analogiczną sytuację Indii – a warto pamiętać, jaką dzietność się tam notuje. Warto też dodać, że biorąc pod uwagę różnice w poziomach zarobków i świadczeń między Polską i Indiami, dla wielu mieszkańców subkontynentu polskie świadczenia socjalne i emerytury mogłyby okazać się manną z nieba i interesem życia. Dla polskich podatników, już i tak łupionych przez wiecznie deficytowe państwo – tak jakby nie do końca.

Czyżby politycy mieli za dużo naszych pieniędzy?

Skąd w ogóle w umowie wziął się taki bubel? Ciężko stwierdzić, czy w kołach rządowych odpowiedzialnych za negocjacje i kształt umowy ktoś czegoś nie dopatrzył, czy też ktoś świadomie dopuścił do podłożenia finansowej bomby pod polski budżet oraz oszczędności emerytalne, dosłownie, przyszłych pokoleń. Już i tak zagrożone przez unijne próby narzucania Polsce „uchodźców”, których kraje starej Unii tak ochocze niegdyś przyjmowały.

Z jednej strony, na niekompetencję polityków zawsze można „liczyć”, z drugiej – aż nie chce się wierzyć, że naprawdę nikt tego nie zauważył na etapie negocjacji. Dlaczego jednak komuś miałoby zależeć na czymś takim?

Aby umowa weszła w życie, Sejm musi teraz ratyfikować Druk nr 1173. Czyli jak głosi pełny tytuł, „Rządowy projekt ustawy o ratyfikacji Umowy między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Indii o zabezpieczeniu społecznym”. Normalnie zatwierdzenie takich umów jest formalnością. Trudno jednak wyrokować, czy teraz – po tym, jak sprawa zrobiła się głośna w przestrzeni publicznej – zostanie ona faktycznie ratyfikowana. Zwłaszcza, że niedługo wybory prezydenckie.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.