
Samochody przestaną się automatycznie wyłączać? „Najbardziej irytująca cecha” na celowniku
Urządzenie, które samowolnie wyłącza samochód, aby „zmniejszyć emisje” – brzmi zachęcająco? Miliony kierowców odpowiedziałoby na to pytanie empatycznym „nie!!!”, tudzież jakimś cięższym słowem. Na nieszczęście dla wielu użytkowników, w licznych przypadkach nie mieli oni możliwości wyboru – i ich samochody zostały w taki „benefit” domyślnie wyposażone przez producentów. O tym zaś, jak bardzo przeszkadza to w codziennej jeździe, przekonali się oni dopiero w praktyce. Ale jest światełko w tunelu.
Urządzenia o których mowa, określa się oficjalnie jako „technologię automatycznego startu/stopu”, od kilku lat powszechnie instalowano w samochodach w Ameryce. Ich montaż zatwierdził amerykański rząd federalny za prezydentury Obamy. Ich stosowanie było jednak dobrowolne, więc wszystko powinno być w porządku? Niestety nie, bowiem ta dobrowolność była pozorna. Narzucane przez administrację normy wydajności paliwowej w wielu przypadkach w praktyce wymuszały ich instalację.
Warto przy tym zauważyć, że choć problem ten dotykał w teorii tylko samochody produkowane w USA lub przeznaczone na rynek amerykański, można by pomyśleć, że dotyczy on wyłącznie tego kraju. Niestety, nie do końca. Producenci najczęściej unikają bowiem tworzenia osobnych modeli na osobne rynki, i po prostu produkują je w wersjach uniwersalnych. Co za tym idzie, automatyczne wyłączniki silnika mogą być instalowane we wszystkich samochodach – tylko dlatego, że część produkcji może trafić do USA.
W ten sposób amerykańskie normy ekologiczne z czasów Obamy mają też wpływ na samochody jeżdżące poza granicami Stanów Zjednoczonych.
Samochody pojadą bez auto-stopu
Efektem miała być frustracja wielu kierowców – których samochody poczęły samoistnie się wyłączać. Również wtedy, gdy było to niepożądane. Kierujący dzielili się w Sieci sposobami na wyłączenie lub obejście tej irytującej cechy. Nie licząc zaś uciążliwości praktycznej, wielu zauważało także, że jest to kolejny przykład „uszczęśliwiania na siłę”, w ramach którego urzędnicy usiłują mikro-zarządzać zachowaniem indywidualnych ludzi. W imię „ekologii”, i bez pytania zainteresowanych o zdanie.
Teraz może się to zmienić. Ekipa Trumpa szykuje się do unieważnienia wydanej ongiś zgody na instalację tych urządzeń. Ogłosił to Lee Zeldin, administrator Agencji Ochrony Środowiska (EPA) z jego nominacji. Ma to być element szerzej zakrojonej polityki likwidacji uciążliwych ciężarów i barier biurokratycznych. EPA cieszyła się w tym zakresie szczególnie złą opinią, słynąc z prób dekretowania agresywnych, a wręcz autorytarnych zakazów i nakazów regulujących codzienne życie.
Zaliczały się do tego m.in. próby zakazania używania piecyków i kuchenek gazowych czy suszenia prania na sznurku. EPA słynęła też z kłód rzucanych pod nogi osobom, które chciały wybudować prywatne domy – w tym celu twierdziła np. że każdy akwen wodny, nawet zwyczajna kałuża na prywatnej posesji, to „navigable waters”, którym należy się specjalna ochrona. W wyniku czego na budowę domów miały jakoby być konieczne specjalne zezwolenie urzędników tej agencji.
Jak zarządził Donald Trump, federalne agencje regulacyjne mają nie egzekwować wydanych przez siebie zarządzeń, które utrudniają codzienne życie ludziom. Zostały one także zobowiązane do identyfikacji i unieważnienia zbędnych aktów przeregulowania.