Rosyjska ofensywa na Ukrainie – co wróży kluczowa faza wojny? „Ostatni dzwonek Putina”

Rosyjska ofensywa na Ukrainie – co wróży kluczowa faza wojny? „Ostatni dzwonek Putina”

Z niewielkim ryzykiem popełnienia błędu można postawić hipotezę, że wojna na Ukrainie zmierza powoli do kresu. Najpewniej nieoficjalnego, nie odpowiadającego obydwu stronom i dla obydwu niewygodnego – ale jednak. Pomimo bowiem w dalszym ciągu maksymalistycznych oczekiwań zarówno władz rosyjskich, jak i ukraińskich, ich kraje nie są w stanie prowadzić walk w nieskończoność. Sprawia to, że okno czasowe, w którym możliwe będą jeszcze jakieś większe operacje ofensywne, powoli się zmniejsza.

W ciągu kilku ostatnich dni najgłośniejsze doniesienia związane z tematem walk Rosji z Ukrainą dotyczyły przede wszystkim wypowiedzi Donalda Trumpa na temat Władimira Putina, lub też niewesołej przygody tego ostatniego w powietrzu. Sama wojna na Ukrainie jako taka – codzienne walki na wschodzie tego kraju – zdołały się już cokolwiek znudzić szerszej publice. Jakkolwiek bezdusznie to brzmi w odniesieniu do starć, w których cały czas giną ludzie.

I choć ewoluujące podejście amerykańskiego prezydenta do Kremla długofalowo jest z pewnością ogromnie ważnym czynnikiem, zaś atak ukraińskich dronów na śmigłowiec rosyjskiego przywódcy – zamach, jak twierdzą sami Rosjanie (w sposób raczej umiarkowanie przekonywujący) – mógłby się takim okazać, gdyby był skuteczny, to nie dotyczą one samego clou konfliktu. Jak się przedstawia sama jego istota po trzech latach zajadłych walk i częstych niepowodzeń obydwu stron?

Wyczerpane zasoby, wyczerpana psychika

Zarówno Rosja, jak i Ukraina są ogromnie wyczerpane trwającą wojną. W tym drugim kraju wydać to wyraźniej – głównie dlatego, że obieg informacji jest tam znacznie bardziej wolny. Po Internecie rozeszły się zatem (i wzbudziły naturalną krytykę) nagrania grup werbunkowych, siłą porywających mężczyzn z ulic miast tego kraju, by siłą wcielić ich w szeregi wojska (oczywiście jeszcze bardziej drastyczne sceny miały miejsce w Rosji – ale w innym klimacie medialnym). Do tego głośno było i jest tam o regularnie odkrywanych skandalach.

Głównie tych korupcyjnych – choć z pewnością na nastroje społeczne nie wpływa dobrze fakt, że, przykładowo, zyski ukraińskich agro-holdingów (będących rzecz jasna własnością oligarchów) były w zeszłym roku rekordowe. Jakim cudem, chciałoby się zapytać? I choć samemu państwu ukraińskiemu nie grozi załamanie – nawet w wyniku odcięcia amerykańskiej kroplówki finansowej (która na szczęście dla Ukrainy okazałą się tymczasowa). Zwiększone kontrybucje finansowe zadeklarował zresztą szereg krajów zachodniej Europy. W przypadku Rosji sprawa przedstawia się znacznie natomiast bardziej mętnie.

Wojna na Ukrainie, z uporem maniaka zwana tam w oficjalnej propagandzie „operacja specjalną”, szalenie ciężkim brzemieniem kładzie się na tamtejszej gospodarce. I choć szczelna cenzura czyni dostrzeżenie tego trudnym, to czasem widać oznaki. Jak np. konieczność interwencyjnych zakupów nie tylko dronów z Iranu czy kolejnych transz amunicji artyleryjskiej z Korei Północnej, ale nawet sprowadzanie pracowników z Afryki do pracy w tamtejszych fabrykach zbrojeniowych. Wniosek oczywisty: Rosja ma za mało rąk.

Mimo to, cechą rosyjskiej polityki (być może wynikającą z rodowodu jej establishmentu rządzącego, wywodzącego się z dawnego KBG) jest praktyka eskalacji żądań i „pokerowej twarzy” w dyplomacji nawet w sytuacji, gdy atuty militarne i zasoby ekonomiczne bynajmniej nie korespondują z maksymalistycznymi roszczeniami Kremla. W przeciągu ostatnich trzech dekad paradygmat ten zresztą wielokrotnie przynosił sukcesy – trwająca wojna jest, wiele wskazuje, jedyną taką porażką polityki Kremla po upadku ZSRS.

Wojna na Ukrainie – koniec konfliktu „bez końca”?

To z kolei sugeruje, że Rosja może jeszcze planować dalsze próby sprawienia, by wojna na Ukrainie zakończyła się na jej korzyść. Oczywiście – na względną korzyść. Na zajęcie połowy Ukrainy i marionetkowy rząd w Kijowie być może nawet na Kremlu już się nie liczy (nawet jeśli publicznie mówi się zupełnie co innego). Tyle, że musi to nastąpić względnie szybko. Ze wspomnianych, z wolna, choć coraz szybciej nasilających się przyczyn – ekonomicznego, społecznego i materialnego zmęczenia wojną.

Rosyjski agresor próbuje tutaj wykorzystać ten proces przeciwko Ukrainie (a politycznie – przeciwko krajom Zachodu). Liczy zatem, że zmęczenie wojenne doprowadzi do przesilenia w dziedzinie woli dalszej walki – nawet jeśli sam goni resztkami sił. Na to ostatnie wskazywać ma sytuacja na froncie w Donbasie. Armia rosyjska dalej jest tam stroną atakującą – w ciągu ostatnich dni rosyjskie źródła informowały, że przejęła ona kontrolę nad miejscowością Romaniwka.

Jak się konkluduje, Rosja gra na przedłużenie konfliktu, i wyczerpanie Ukrainy. Temu służyć mają zarówno masowe, terrorystyczne naloty na ukraińskie miasta, jak i ponawiane na wschodzie szturmy. Tyle, że uśredniona skuteczność rosyjskich ataków spada – tymczasem współczynnik strat w sprzęcie i sile żywej pozostaje na tym samym, bardzo wygórowanym poziomie. Koszt rosyjskich postępów terytorialnych jest coraz większy, a same postępy – coraz mniejsze.

Nawet w rosyjskich realiach może on niedługo okazać się nieakceptowalny. Co za tym idzie – najbliższe letnie miesiące (tj. te umożliwiające aktywne działania; jesienna niepogoda na Ukrainie oraz błota czynią je w dużej mierze niewykonalnymi) mogą okazać się ostatnim okresem, kiedy Rosjanie zdolni będą jeszcze do działań ofensywnych. Nawet jeśli wedle kalkulacji otoczenia Putina czas jest teraz po ich stronie.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.