Putin odtwarza ZSRR za przyzwoleniem Trumpa? 'Tajemnicze kulisy z Alaski’. Co dalej?

Putin odtwarza ZSRR za przyzwoleniem Trumpa? 'Tajemnicze kulisy z Alaski’. Co dalej?

Nie minęło wiele godzin od momentu, gdy Air Force One i samolot Putina wylądowały na tej samej płycie w Anchorage, a już mieliśmy pokaz politycznego teatru, który zaskoczył nawet doświadczonych dyplomatów. Donald Trump – jeszcze niedawno grożący „surowymi konsekwencjami” wobec Rosji. Witał rosyjskiego prezydenta z uśmiechem, wojskową oprawą i zaprosił do prezydenckiej limuzyny. W symbolice trudno było się nie doszukać jednego. Putin wrócił na salon wielkiej polityki.

Z marginesu na salony

Warto zwrócić uwagę, jak szybko zmieniła się atmosfera wokół rosyjskiego przywódcy. Jeszcze niedawno izolowany, dziś Putin stoi ramię w ramię z amerykańskim prezydentem, który zamiast twardej presji proponuje „rozmowę o pokoju”. Trudno o większy kontrast.

Wspólna konferencja w bazie wojskowej Elmendorf-Richardson trwała krótko, bez pytań, ale padło jedno zdanie, które ustawiło całą narrację. Mianowicie „Osiągnęliśmy porozumienie, a Europie nie radzę stawiać przeszkód”. Nie było mowy o zawieszeniu broni, o którym Trump głośno mówił jeszcze przed spotkaniem.

Mowa była o „pełnym pokoju”, co w ustach Moskwy może oznaczać wymuszone uznanie nowych granic. Jak na razie o kulisach rozmów między przywódcami wiemy niewiele. Biorąc pod uwagę przyjazne tony z obu stron, staje się jasne, że Trump 'paradoksalnie’ mógłby preferować dogadywanie się z Putinem bardziej, niż z europejskimi przywódcami.

Ukraina w kłopotliwej sytuacji

Zelenski, który ma pojawić się w poniedziałek w Białym Domu, znalazł się w bardzo trudnej pozycji. Trump w telewizyjnym wywiadzie powiedział wprost: teraz to od ukraińskiego prezydenta zależy, „czy dogada się z Putinem”. Piłka została przerzucona do Kijowa, choć to Moskwa rozdaje karty. Ma za sobą ostatnie sukcesy militarne.

Nie pomaga fakt, że kilka miesięcy temu Waszyngton wstrzymał dostawy broni dla Ukrainy na ponad tydzień. To, jak wynika z raportu US European Command miało „wyraźne i długotrwałe skutki” na froncie. Innymi słowy: Ukraina weszła w ten etap negocjacji osłabiona. Przypadek? A może Trump 'woli’ dogadywać się z Putinem, niż 'Zachodem’?

Gospodarka i geopolityka idą ramię w ramię

Trump wykorzystał spotkanie także do własnej gry handlowej. Zapowiedział, że wstrzyma się z nakładaniem nowych ceł na chińskie towary, tłumacząc to „postępem rozmów z Putinem”. Taka deklaracja pokazuje, że układ geopolityczny – Rosja, Chiny, USA – splata się dziś w jedną całość. W tle jest oczywiście ropa: Pekin coraz mocniej kupuje rosyjską energię, co wywołuje irytację Białego Domu.

Co ciekawe, Citigroup próbuje równolegle przygotować plan finansowania odbudowy ukraińskiej energetyki, poprzez restrukturyzację długu państwowego operatora sieci. To sygnał, że Wall Street chce odgrywać rolę w powojennej Ukrainie – nawet jeśli wojna jeszcze się nie skończyła.

Symbolika i sygnały

Nie sposób pominąć drobnych, ale wymownych gestów. Rosyjscy dziennikarze na pokładzie samolotu dostali „Chicken Kiev” (kurczak po kijowsku) jako obiad w drodze do Anchorage. Siergiej Ławrow wyszedł do ludzi w swetrze … Z napisem „USSR”. Protestujący przed bazą lotniczą machali transparentami przypominającymi, że Alaska kiedyś należała do Rosji. Takie detale nie są przypadkowe… To część wojny narracyjnej, w której Kreml czuje się jak ryba w wodzie.

Patrząc na to spotkanie z perspektywy rynków, można odnieść wrażenie, że polityka i ekonomia są dziś bardziej sprzężone niż kiedykolwiek. Jeśli rzeczywiście dojdzie do „pokojowego porozumienia” – rozumianego po rosyjsku – część inwestorów uzna to za sygnał stabilizacji i w krótkim terminie kapitał może wrócić do ryzykowniejszych aktywów.

Ale jeśli jest to jedynie przykrywka dla kolejnych ustępstw wobec Moskwy, to rynki prędzej czy później odczują efekt: większą niepewność, presję na ceny surowców i dalszą erozję wiary w zachodnią spójność. Trump w Anchorage zagrał na dwa fronty – jako mediator pokoju i jako strateg handlowy.

Putin z kolei dostał dokładnie to, czego chciał. Powrót do grona „wielkich” bez konieczności oddania czegokolwiek. A Ukraina? Ma teraz usłyszeć od swojego głównego sojusznika, że musi „po prostu dogadać się z sąsiadem”… A historia pokazuje, że takie „dogadanie się” bywa najtrudniejsze.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.