Putin nie spocznie bez tych terytoriów Ukrainy. Ile potrwa wojna z Rosją?
Dzisiejsze spotkanie Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełeńskim w Białym Domu, w toku którego dyskutowano efekty rozmów amerykańskiego prezydenta, którego piątek, w Anchorage na Alasce, odwiedził Władimir Putin, może postawić Ukraińców (jak i, w mniejszym stopniu, grono wspierających ich krajów europejskich) przed wyborem, w którym nie ma optymalnej opcji.
Pierwotnie Trump groził znacznym zaostrzeniem antyrosyjskich działań gospodarczych, jeśli Putin nie wykaże chęci do zakończenia walk. W toku szczytu w bazie wojskowej Elmendorf-Richardson do realizacji tych gróźb jednak nie doszło. Rosyjski prezydent miał złożyć wystarczająco przekonujące deklaracje woli uczynienia postępu w negocjacjach, aby Trump uznał, że jest on możliwy.
Teraz to w stronę Ukrainy i krajów Europy zwraca się ciężar amerykańskiego nacisku. Niedwuznacznie sugerował to przed dzisiejszym spotkaniem, stwierdzając, że Zełeński „może zakończyć wojnę z Rosją niemal natychmiast, jeśli tego chce, albo kontynuować walkę”. To oczywiście, biorąc pod uwagę brak woli Kremla do kompromisu, oznacza przyjęcie warunków tego ostatniego. Przynajmniej częściowo.
„Cele Rosji nie uległy zmianie (…)”
I choć Rosjanie zdają się milcząco sygnalizować, że zrezygnują z części swoich maksymalistycznych i cokolwiek bezczelnych żądań, które powtarzają od 2022 r. – a które sprowadzały się do rozbrojenia Ukrainy, przyznania Kremlowi prawa do wtrącania się w jej sprawy wewnętrzne oraz efektywnego pozbawienia tego państwa suwerenności – to żądania te od dawna uważano za nierealistyczne.
Jak najbardziej realistyczna jest natomiast kwestia bardziej przyziemna, i to dosłownie. Chodzi naturalnie o terytorium. Putin sygnalizował, że Rosja jest „gotowa” na pokój pod warunkiem znaczących cesji terytorialnych ze strony Ukrainy. Znów, pierwotnie jej żądania były rażąco maksymalistyczne – domagała się obwodów: donieckeigo, ługańskiego, zaporoskiego i chersońskiego w ich administracyjnych granicach.
Warunki takie były zupełnie nie do przyjęcia dla Ukrainy. Oznaczałoby to bowiem nie tylko oddanie Rosji znaczących terenów, które ta dotąd – bez powodzenia – usiłowała zająć zbrojnie, ale też dwóch obwodowych, których Rosjanie nigdy nie zajęli (Zaporoże) lub musieli się wycofać (Chersoń). Co najgorsze, oznaczałoby to także wpuszczenie Rosji na zachodni brzeg Dniepru.
Putin „proponuje”
W toku rozmów z Trumpem Putin miał sugerować rewizję tych żądań. Mimo faktu, że we wrześniu 2022 r. Rosja z pompą anektowała te tereny (dalej w pełni ich nie kontrolując), czyniąc oddanie choćby ich kawałka „nielegalnym”, teraz Kreml jest gotów zadowolić się mniejszymi koncesjami. Chce całości obwodu donieckiego oraz ługańskiego, w obrębie przedwojennych granic.
Skrawki tych obwodów (w tym miasta Słowiańsk i Kramatorsk, do których podejścia w toku lat wojny zostały silnie ufortyfikowane) w dalszym ciągu znajdują się w rękach Ukraińców. Są one obiektem ciężkich walk. Ich oddanie na pewno byłoby gorzką pigułką dla tych ostatnich. Ich utrzymanie ma obecnie charakter głównie strategiczny i polityczny (gospodarczo tereny te są totalnie zniszczone).
W zamian Putin miał obiecać wycofanie się z kontrolowanych przez Rosjan, niewielkich skrawków terytorium Ukrainy na północy (w obwodach charkowskim i sumskim), a także wytyczenie linii rozgraniczenia na reszcie odcinków wzdłuż obecnej linii frontu. Czy jednak – i na ile – koncesje te są warte uwagi Ukraińców? Zwłaszcza, że oddano by najlepiej ufortyfikowane pozycje w Donbasie?
Najpewniej zależy to od tego, jak długo Ukraina jest w stanie podtrzymywać walkę. To z kolei w przemożny sposób zależy od zachodnich sojuszników i sponsorów. Z ich wsparciem Siły Zbrojne Ukrainy są w stanie dotrzymywać pola sprzętowo i technicznie. Coraz ostrzejszym problemem są natomiast braki ludzkie. Ukraińcom po prostu brakuje żołnierzy. Rosji, jak wiadomo, także.
Obydwie strony czekają więc, komu pierwszemu skończą się ludzie, pieniądze i wsparcie.
