Przyciemnić słońce. Absurdalna teoria spiskowa okazała się mieć słuszność

Przyciemnić słońce. Absurdalna teoria spiskowa okazała się mieć słuszność

Przyciemnijmy sobie słońce. Bo przecież „zmiany klimatu” wywołują ”globalne ocieplenie” – więc cóż złego może się stać, jeśli po prostu zmniejszymy ilość światła docierającego do ziemi… – te słowa to niestety nie żart ani teatr absurdu, ale konkluzja, wedle której grono naukowców-aktywistów postanowiło podjąć „działania na rzecz klimatu”. Bez zbędnego pytania kogokolwiek o zdanie. Bo po co – najwyżej wywołają globalny kataklizm, ale przecież chcieli dobrze…

Jeszcze do niedawna rozważania o tym, czy rządy, korporacje lub autorzy pseudo-naukowych projektów usiłują – w imię kultu Net Zero i walki ze „zmianami klimatycznymi” – manipulować faktycznymi zjawiskami klimatycznymi, niemal gwarantowała osobom je rozważającym miano foliarzy, furiatów i wyznawców teorii spiskowych. Celowały w tym zwłaszcza niektóre media, często wzbogacając te określenia oskarżeniami o ciemnotę, przesądy i zaprzeczanie „nauce”.

Aby uzyskać owe niezbyt sympatyczne przezwiska nie trzeba było nawet być przekonanym zwolennikiem tych teorii. Wystarczyło po prostu (i skądinąd zgodnie z klasycznym podejściem naukowym) je rozważyć, podchodząc do sprawy w sposób intelektualnie bezstronny – zamiast z góry i a priori uznać je za bezsens i szkodliwe wymysły. W myśl sugestii płynących od wielu komentatorów, postępowanie w sposób „racjonalny” i „naukowy” objawiało się przede wszystkim nie-kwestionowaniem oficjalnej narracji.

Wspomniane określenia nie bez przyczyny ujęte zostały w cudzysłowie – jest bowiem chyba oczywiste, że bezkrytyczne podążanie na wersją oficjalną nie ma wiele wspólnego z rygorami intelektualnej rzetelności. Te właśnie nakazują kwestionować i dociekać. Nie chodzi tutaj także bynajmniej o zakładanie z góry, że każda, ani nawet większość z wyszydzanych teorii musi zawierać w sobie ziarno prawdy. Czasem się to jednak bez wątpienia zdarza – i warto takie przypadki odnotowywać.

Przygaśmy sobie słońce

Tak jak to miało miejsce w ujawnionym programie władz brytyjskich. I tak jak, przykładowo, w tym przypadku. Chodzi o aferę związaną z eksperymentami grupy naukowców-aktywistów z (jakżeby inaczej) Kalifornii, a zaangażowanych w działania na rzecz (jakżeby inaczej) „walki z ociepleniem klimatu”. Wyszła ona na jaw przy okazji nieudanego eksperymentu, w ramach którego wykorzystano kadłub starego, wycofanego służby lotniskowca, który spryskiwano słoną wodą na dużej powierzchni – w ramach próby tworzenia sztucznych chmur.

Eksperyment nie wyszedł nie z przyczyn technicznych. Po prostu badacze nie uznali za stosowne ani konieczne poinformować o swoich działaniach władz miasta Alameda, gdzie odbywał się eksperyment. Łatwo wyobrazić sobie reakcję mieszkańców na gwałtownie rosnącą od strony morza chmurę – i totalną ignorancję bojowników ze zmianami klimatu, którzy nie przewidzieli bądź nie przejęli się faktem, że mogło by to spowodować panikę (bo co gdyby chmura była toksyczna…?). Stąd, władze miasta eksperyment szybko wstrzymały.

Przypadek ten rzucił jednak światło na szerszy projekt, którego eksperyment w Alameda był tylko częścią. I to mocno wstępną. Projekt, o którym mowa, nosi nazwę Marine Cloud Brightening Program i realizowany jest przez Uniwersytet Waszyngtonu (chodzi o stan Waszyngton, w płn.-zach. USA, nie amerykańskie miasto stołeczne). Projekt ten wspierała finansowo grupka aktywistyczna SilverLining, organizacja pozarządowa SRI International, a także grono pseudo-filantropów. Pieniędzy dyskretnie dorzuciło też kilka federalnych agencji rządowych.

Nam wolno wszystko – dla klimatu!

Jak się okazało, projekt miał na celu właśnie rozpylanie w atmosferze masywnych ilości chemikaliów. Uwalniane substancje kondensowały chmury, które następnie odbijały światło słoneczne, doprowadzając do zmniejszenia ilości światła słonecznego i ciepła, które dociera do ziemi. I takie rozpylania faktycznie prowadzono – m.in. u zachodnich wybrzeży Ameryki płn., Chile czy w niektórych krajach Afryki – oficjalnie udając jednak, że chodzi zaledwie o „testy”.

Jakie konsekwencje mogą mieć takie „testy”, można sobie wyobrazić. Ich lista jest długa – od skokowego zmniejszenia plonów, przez doprowadzenie do przerzedzenia lub wręcz wymierania wielu wodnych i lądowych gatunków zwierząt i roślin, po potencjalne katastrofy w rodzaju zarówno powodzi, jak i susz. Wedle niektórych podejrzeń mogą one także utrudniać walkę z niektórymi chorobami (jak np. malarią), przede wszystkim zaś – rozregulowywać i wprowadzać czynnik chaosu do globalnych zjawisk pogodowych.

Co na równi zdumiewające i bulwersujące to fakt, że grupa naukowców-aktywistów – nie będzie nie na miejscu pytanie, czy nie cierpiących przypadkiem na kompleks Boga? – swój potencjalnie katastrofalny w skutkach projekt prowadzili w warunkach wręcz szokującej samowoli. W akcie wręcz obłędnej arogancji uznali oni, że wolno im manipulować ziemską atmosferą – czego potencjalne konsekwencje ocierają się o globalny kataklizm – i nie musza o to nawet pytać. Bo „zmiany klimatu” – które uświęcają środki.

„Ale po co o tym mówić”

Zarazem badacze-aktywiści w pełni zdawali sobie sprawę ze sprzeciwu, jaki ich działania by wywołały – gdyby informacje o nich się rozniosły. Nie żeby jaśnie naukowcy przejmowali się zdaniem przeciętnego człowieka – jednak w ujawnionych mailach dyskutowali sposoby ukrycia swoich działań. Tak, aby „nie straszyć za bardzo” protekcjonalnie traktowanych maluczkich. I mieli w tym zakresie rację – działania te wywołały publiczny skandal po ich ujawnieniu.

Na tyle, że stan Floryda przeforsował już przepisy zakazujące rozpylań atmosferycznych. Szereg innych stanów pracuje nad własnymi rozwiązaniami legislacyjnymi w tej kwestii. Nawet wspomniane miasto Alameda, w arcy-postępowej i „zielonej” Kalifornii, przegłosowało zakaz podobnych rozpyleń. Obecny administrator federanej Agencji Ochrony Środowiska, Lee Zeldin, zapowiedział zaś ujawnienie dokumentów związanych z przyznawanymi przez tę agencję grantami. Część z nich przypuszczalnie finansowała właśnie takie działania.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.