Ta decyzja może szokować: poczta rezygnuje z podstawowej usługi. Szykują się spore zwolnienia

Poczta Polska od dłuższego czasu zmaga się z problemami, nie tylko finansowymi, ale do nowej rzeczywistości muszą się adaptować także podmioty w innych krajach. Najświeższym przykładem PostNord, czyli instytucja obsługująca klientów w Skandynawii. Zarząd firmy ogłosił, że z końcem 2025 roku przestanie dostarczać listy w Danii.

Koniec z listami. Nadciągają masowe zwolnienia

PostNord to efekt mariażu sprzed kilkunastu lat – wspólne przedsiębiorstwo utworzyły wówczas poczty duńska i szwedzka: Post Danmark A/S oraz Posten AB. Udziały w nowym podmiocie należą do tych dwóch państw w stosunku 40:60 proc., ale warto podkreślić, że akcjonariusze mają takie same prawa głosu. Posiadają też taką samą liczbę członków zarządu.

Z komunikatu spółki wynika, że jeszcze w tym roku w Danii rozpocznie się demontaż skrzynek pocztowych, klienci będą też mogli odzyskać pieniądze za niewykorzystane znaczki. Czy to oznacza, że po kilku wiekach zwija się cały biznes? Nie – PostNord chce się skupić na dostarczaniu paczek. Nie obędzie się jednak bez zwolnień: pracę ma stracić 1,5 tys. z 4,6 tys. duńskich pocztowców. Co ciekawe, w Szwecji listy nadal będą dostarczane.

Jeśli poczta nie zdecyduje się na cięcia, nadal będzie przynosić straty

Skąd decyzja o wycofaniu się z usługi dostarczania listów? Cóż, zmieniają się czas, a wraz z nimi także nośniki komunikacji. W ciągu nieco ponad dwóch dekad liczba listów wysłanych w Danii zmniejszyła się o ponad 90 proc. I nie jest to zjawisko, które hamuje. Jednocześnie wstrzymano dotowanie nierentownej usługi przez państwo. Poczta miała zatem wybór: zrezygnować z dostarczania listów albo co roku informować o stratach.

Czy należy zżymać się na decyzje tego typu? Chyba nie. Skoro ludzie już prawie nie wysyłają listów, nie ma sensu utrzymywać iluzji, że usługa ta jest im potrzebna. Telegraf też kiedyś wiódł prym w zakresie przekazywania informacji, ale w końcu stał się technologią muzealną. Bo wynaleziono następców – lepszych. Listy może i mają wartość sentymentalną, lecz nie sprawi to, że ruszymy tłumnie do skrzynek pocztowych.

Kłopoty nie tylko w Danii. To międzynarodowy trend

W tym kontekście warto przypomnieć, że zmiany na rynku pocztowym zachodzą też w innych miejscach. Pod koniec ubiegłego roku głośno zrobiło się o sprzedaży The Royal Mail, czyli operatora działającego w Wielkiej Brytanii. Od pięciu wieków. Jej nabywcą okazał się czeski miliarder, Daniel Kretinsky. Oczywiście i w tym przypadku nie brakowało pytań o słuszność tej decyzji. Szczególnie, że kupującym jest podmiot zagraniczny.

Ostatnio coraz głośniej jest też o United States Postal Service (USPS). To podmiot świadczący usługi pocztowe na terenie Stanów Zjednoczonych. Łatwo się domyślić, że zatrudnia on rzesze pracowników i stanowi obciążenie dla budżetu: tylko w ubiegłym roku finansowym straty sięgnęły 9,5 mld dolarów. Dlatego przybywa doniesień, że duet Trump-Musk położą temu kres. To może oznaczać odchudzenie urzędu lub nawet jego prywatyzację.

Poczta Polska nie jest zatem wyjątkiem na skalę światową. Ale z pewnością nie pomagało jej kiepskie zarządzanie, o które obecny zarząd oskarża poprzednie władze. Aby ratować sytuację, podjęto decyzję o poważnym odchudzeniu listy płac. Ostatnio jednak program dobrowolnych odejść i zwolnień grupowych został zamrożony. Decyzje o dalszych ruchach w tym zakresie mają być podjęte jesienią. Trudno zatem oprzeć się wrażeniu, że owo odchudzanie ma być wyłączone na czas wyborów prezydenckich.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.