Pierwszy taki pozew. „Klimatyczni” aktywiści chcą zaorać przemysł petrochemiczny
Długa i fascynująca jest lista spraw sądowych, które najłatwiej określić jest mianem „z czapy”. Pozwów głupich, zabawnych, hucpiarskich czy po prostu absurdalnych siłą rzeczy może być tak wiele, jak wiele jest indywiduów gotowych je wnieść. Rzadko kiedy natomiast pozwy takie stanowią cokolwiek innego niż prawny folklor – choć wtedy, gdy stanowią, bywają destrukcyjne. Wzięty na serio, pozew taki zmusza bowiem do akceptacji właśnie absurdu – i działania w warunkach oderwanych od rzeczywistości założeń.
Przykładem takich spraw są pozwy skierowane pod adresem McDonalda, a dotyczące kawy, czy otyłej pasażerki pod adresem Lyftu. W tym pierwszym przypadku kobieta, która oblała się kawą – a która twierdziła, że „nie wiedziała”, że kawa jest gorąca (bo któż by mógł się tego spodziewać) – otrzymała absurdalne, wielomilionowe odszkodowanie. W tym drugim klientka twierdziła, że była „dyskryminowana” – okazało się bowiem, że była tak gruba, że nie zmieściła się na siedzeniu auta. Sprawa jest w toku.
Pozew specjalnej troski
Nieco inny charakter ma natomiast złożony właśnie pozew przeciwko firmom naftowym. Absurdalność jego twierdzeń dorównuje przypadkom wyżej wymienionym – różni go natomiast to, że twierdzenia te podnoszone są z premedytacją i pełną świadomością efektu, które chcą uzyskać osoby za nim stojące. Chodzi o sprawę złożoną w stanie Waszyngton, a skierowany przeciwko siedmiu podmiotom działającym w branży petrochemicznej. Formalną powódką jest niejaka Misti Leon.
Domaga się ona miliardowego odszkodowania za śmierć swojej matki. W jaki sposób firmy te miałyby się do niej przyczynić? Otóż matka pani Leon miała doznać śmierci, w 2021 roku, w środku fali upałów. Leon twierdzi, że to właśnie owe upały były przyczyną śmierci, za same upały zaś odpowiada jej zdaniem branża naftowa. Dlatego, że jej zdaniem upały te zostały wywołane przez złowrogie „emisje klimatyczne” – a które przecież muszą brać się z użytkowania paliw kopalnych. Quod erat demonstrandum…
Oczywiście rzucają się tutaj w oczy podstawowe założenia, których bezkrytycznej akceptacji domaga się jej argumentacja. Po pierwsze – że to właśnie mityczne „emisje klimatyczne” bezpośrednio odpowiadają za temperaturę, i to w dowolnym miejscu na ziemi, zaś ich wyłącznym lub przynajmniej prawie wyłącznym źródłem jest człowiek i jego działalność. Teza ta jest fundamentem graniczącej niekiedy z kultem ideologii ”walki ze zmianami klimatu”
Po drugie zaś – że firmy petrochemiczne (i w zasadzie wszyscy inni też) mają obowiązek „działań” na rzecz likwidacji owych „emisji”, czyli po prostu mniej lub bardziej oddalonego w czasie zaprzestania działalności oraz uniemożliwienia korzystania z paliw kopalnych. Kto zaś by tego nie czynił, lub czynił niedostatecznie gorliwie, odpowiadać ma (prawnie!) za wszelkie skutki, które tzw. konsensus publiczny (czyli praktyce media, politycy oraz aktywiści „zielonych” ruchów) im przypisze.
Marionetki tańczące na sznurkach
Pani powódka bynajmniej nie wymyśliła sobie swojej tezy sama. Oficjalnie jest ona reprezentowana przez dwójkę adwokatów, Timothy’ego Bechtolda i Alizabeth (właśnie przez „a”) Bronsdon. Doczekała się ona „wsparcia” ze strony pewnej organizacji „ekologicznej”, Center for Climate Integrity (CCI). Jak wynikać ma z metadanych złożonych w imieniu powódki dokumentów procesowych, ich autorem nie było żadne z dwójki adwokatów, a niejaka Naomi Spoelman, etatowy prawnik wspomnianej organizacji.
Żeby było ciekawiej, dokumentu dot. matki składała w imieniu Leon jeszcze inna osoba. Tym razem nawet nie prawnik, a aktywistka, niejaka Sarah Myhre. Na dwa dni przed złożeniem pozwu została ona po cichu mianowana przez Leon pełnomocniczką masy spadkowej po zmarłej. Sama Myhre twierdzi przy tym, że „aby rozwiązać problemy klimatyczne, należy oddać władzę kobietom” (poważnie). Nie wiadomo, jakie są jej związki Center for Climate Integrity – biorąc jednak pod uwagę splot czasowy wypadków, jakieś są.
Wspomniana organizacja reklamuje się jako skoncentrowana na pociąganiu do odpowiedzialności branży petrochemicznej, poprzez tzw. litygację klimatyczną, a także promowaniu „odpowiedzialnego” inwestowania. Innymi słowy – pozywania firm naftowych o ogromne sumy oraz organizowania nacisku i szantażu moralnego na inwestorów, aby ci pozbywali się akcji podmiotów paliwowych. CCI nie narzeka przy tym na brak środków. Jest bowiem finansowana przez Fundację Rockefellerów.
Ostatnimi czasy, mimo źródeł swojego bogactwa (vide Standard Oil) politycznie jawnie wrogiej sektorowi naftowemu. Jaki może być cel radykalnej, ekologistycznej grupy prawnego nacisku, która twierdzi, że zawodowo „wymusza odpowiedzialność” (oczywiście liczoną w dolarach) na firmach naftowych? Najpewniej można się domyśleć. Oczywiście szanse powodzenia akurat tego pozwu wydają się niewielkie. Mając jednak pieniądze od Rockefellerów, CCI nawet nie musi na to liczyć.
Wystarczy prawny „trolling”, grożący zbankrutowaniem pozwanych firm kosztami prawnymi. No chyba że „uznają one swoją odpowiedzialność” – i odpowiednio suto zapłacą aktywistom za zostawienie ich w spokoju.
