Pierwsze doniesienia o nieprawidłowościach wyborczych. Znów będzie kryzys polityczny?
Cztery lata temu ogromny kryzys polityczny w USA wywołała kwestia towarzyszących wyborom nieprawidłowości. Republikanie wprost oskarżali Demokratów o ich sfałszowanie, posługując się przy tym tysiącami fałszywych „głosów pocztowych” w kluczowych stanach (gdzie margines niezbędny do zwycięstwa był bardzo niewielki).
Drugim ogromnym polem do nadużyć miały być głosy nielegalnych imigrantów – z samej swojej natury również nielegalne. Choć głosowanie bez posiadania obywatelstwa stanowi w USA przestępstwo, to – jak twierdzili Republikanie – jurysdykcje i prokuratorzy nie tylko nie ścigali nielegalnych imigrantów, którzy próbowali głosować, ale nawet ich do tego zachęcali. Do tego dochodzić miała jeszcze stronniczość niektórych firm technologicznych i manipulacja wynikami wyszukiwarek.
Demokraci ze swej strony stanowczo odpierali takie zarzuty. Ich zdaniem, była to próba tłumaczenia swego niepowodzenia w wyborach przez ich oponentów. Ich zdaniem „głosy pocztowe”, nawet te niepodpisane są „zabezpieczone i bezpieczne” (dosł. „safe and secure„). Z kolei problem głosowania przez nielegalnych imigrantów, choć występuje, to ma ich zdaniem znaczenie marginalne.
Z kolei sprzeciw, który Demokraci głoszą wobec obowiązku okazywania dokumentu tożsamości przy wyborach (standard w Europie) – a co Republikanie uznają za celową politykę umożliwiania pozaprawnego głosowania nielegalnym imigrantom – tłumaczą chęcią nie-odstraszania mniejszości, zwłaszcza czarnych, którzy mieliby jakoby nie chcieć brać udziału w wyborach, jeśli wymagałoby to dokumentowania swoich uprawnień.
Przyszły kryzys polityczny w tworzeniu
Spory te nie doczekały się rozwiązania – ani prawnego, ani tym bardziej politycznego. Jeśli już, to można zaryzykować tezę, że obydwie strony jeszcze mocniej okopały się na swoich pozycjach. I tym wesołym akcentem można otworzyć temat, który w istocie wiadomo było, że się pojawi. Pojawiają się otóż doniesienia o nieprawidłowościach, tzw. machlojach i „cudach nad urną”, które mają mieć miejsce w trwających wyborach.
Problemy mają dotyczyć w szczególności elektronicznych maszyn do głosowania. Maszyny te (szczególnie firmy Dominion Voting Machines, ale też Smartmatic) są od dawna obiektem wzmożonej krytyki. Liczni Republikanie i niektórzy Demokraci argumentują, że umożliwiają one oszustwa wyborcze. Nikt bowiem – w przeciwieństwie do fizycznych, papierowych kart do głosowania – nie wie, co „siedzi” w elektronice sterującej.
A że nie są to obawy bezpodstawne, świadczą skargi wyborców, którzy twierdzą, że maszyna zmieniała ich głosy. I „zagłosowali” oni nie na tego kandydata, którego chcieli, tylko jego przeciwnika. A to i tak dotyczy wyłącznie tych, którzy ten fakt zauważyli i zgłosili. Nie sposób szacować, jaki procent nie zauważył i/lub nie zgłosił. Także zwykłe (lub „zwykłe”) awarie prześladują takie maszyny – utrudniając lub uniemożliwiając oddanie głosu.
Inne przypadki dotyczą sfałszowanych kart wyborczych. Mają bowiem pojawiać się w obiegu takie, które od razu mają zaznaczonego wybranego kandydata – lub też wprost przeciwnie, takie, w przypadku których celowo umieszczone są drobne kropki lub plamki. Ich umiejscowienie jednak sprawia, że całą kartę traktuje się jako nieważną. Wreszcie, jak i cztery lata temu, tak i teraz ujawniane są przypadki osób, które nie mają uprawnień do głosowania – ale mimo to to czynią.
Wszystkie te nieprawidłowości mają doskonałą okazję zamienić się w kolejny kryzys polityczny. Szczególnie, jeśli wybory rozstrzygną się niewielką ilością głosów. Nie sposób stwierdzić, czy faktycznie fałszerstwa mają miejsce. Wiadomo jednak, że jedna strona na pewno im zaprzeczy, a druga – na pewno je potwierdzi.