Pentagon tnie zamówienia na F-35. Polska kupuje 'bezużyteczną’ broń w szalonej cenie?

Pentagon tnie zamówienia na F-35. Polska kupuje 'bezużyteczną’ broń w szalonej cenie?

Zaskakująca informacja z Waszyngtonu: Siły Powietrzne USA zredukowały o połowę swoje zamówienie na myśliwce F-35A, flagowy produkt koncernu Lockheed Martin. Zamiast planowanych 48 sztuk, Kongres otrzymał wniosek o sfinansowanie jedynie 24 maszyn w przyszłym budżecie na 2026 rok. To sygnał, że nawet dla najpotężniejszej armii świata F-35 staje się zbyt kosztowny w utrzymaniu. Przede wszystkim jednak, coraz mniej istotny w realiach nowoczesnych konfliktów.

Choć ostateczna liczba może jeszcze ulec zmianie podczas prac w Kongresie, sama skala cięcia stanowi poważny cios dla producenta. Akcje Lockheed Martina natychmiast zareagowały spadkiem o prawie 5% w jedną tylko sesję. Inwestorzy z Wall Street, którzy przez dekady traktowali firmę jako bezpieczny zakład na wojskowe kontrakty, dziś mają powody do niepokoju. Dronowa rewolucja u bram?

Koniec ery załogowych myśliwców? USA stawia na drony i AI

Decyzja Pentagonu wpisuje się w szerszy trend, który od lat przewidują eksperci wojskowi: załogowe myśliwce, mimo imponujących możliwości, przestają być opłacalne – zarówno w ujęciu taktycznym, jak i strategicznym.

Sekretarz obrony USA Pete Hegseth zapowiedział redukcję wydatków wojskowych o 8% w ciągu najbliższych pięciu lat. W tym kontekście F-35 – projekt wart łącznie niemal 2 biliony dolarów, z czego 1,5 biliona przypada na eksploatację i serwisowanie – stał się łatwym celem do cięć.

Nieprzypadkowo jednym z nielicznych projektów, które uniknęły cięć, jest nowy program bezzałogowców dla USAF. Jak komentował Elon Musk, „idioci nadal budują załogowe samoloty jak F-35 w erze dronów”. To nie tylko medialna prowokacja, lecz echo głosu wielu strategów – wojna w Ukrainie pokazała, jaką przewagę daje tania, skalowalna i zautomatyzowana przewaga powietrzna.

Polska idzie pod prąd? Apache, HIMARS, F-35 – ale co dalej?

Na tym tle decyzje zakupowe polskiego rządu budzą uzasadnione pytania. Polska ostrzy sobie zęby na zakup 32 myśliwców F-35, 96 maszyn Apache, kilkuset wyrzutni HIMARS i większej ilości czołgów M1A2 Abrams SEP v3 – czyli najdroższych i najbardziej skomplikowanych technologicznie systemów zachodniego uzbrojenia.

Problem polega na tym, że inwestujemy gigantyczne środki w broń, której przydatność jest dziś coraz częściej podważana w Pentagonie. Modernizacja armii jest konieczna – ale czy warto kupować sprzęt, z którego sami Amerykanie zaczynają się wycofywać?

F-35 to samolot o potężnych możliwościach, ale i ogromnych kosztach operacyjnych. Średni koszt jednej maszyny przekracza 120 milionów dolarów. Sam serwis i logistyka przez 30 lat użytkowania może kosztować nawet 450 milionów złotych na maszynę – przy 32 egzemplarzach to miliardy, których może zabraknąć gdzie indziej.

Czy Polska inwestuje w przestarzałe rozwiązania?

Zbrojenia to nie tylko decyzje militarne – to również polityka, dyplomacja i ekonomia. Zakupy amerykańskiego sprzętu mają zapewnić wsparcie Waszyngtonu i zwiększyć interoperacyjność z NATO. Jednak za tą logiką może kryć się także pułapka uzależnienia od kosztownych systemów, których efektywność bojowa – szczególnie w starciu z przeciwnikiem asymetrycznym – budzi coraz więcej wątpliwości.

Przykład Ukrainy pokazuje, że wojna XXI wieku to nie batalie powietrzne w stylu Top Gun, ale masowe użycie tanich dronów, artylerii dalekiego zasięgu, systemów WRE i precyzyjnych uderzeń rakietowych. F-35, choć trudny do wykrycia, pozostaje systemem ofensywnym. Tymczasem polska doktryna obronna – szczególnie na teatrze potencjalnego konfliktu z Rosją – powinna opierać się przede wszystkim na obronie warstwowej, rozproszonych sensorach i sieciocentrycznej świadomości pola walki.

Cena prestiżu

Czy Polska rzeczywiście buduje nowoczesną armię, czy też przepłaca za „zabawki”, które mają wartość głównie polityczną? Redukcja zamówień F-35 przez USA powinna być dla Warszawy sygnałem ostrzegawczym. Modernizacja armii to nie wyścig na najdroższy sprzęt – to inwestycja w realne zdolności, dostosowane do warunków geograficznych, przeciwnika i budżetu.

Zanim kolejne miliardy popłyną do amerykańskich koncernów zbrojeniowych, warto zadać pytanie: czy nie da się lepiej zainwestować tych środków – choćby w rozwój krajowych zdolności produkcyjnych, obronę powietrzną krótkiego zasięgu, nowoczesne drony i systemy przeciwdronowe?

Bo jak uczy historia: nie ten wygrywa, kto ma najdroższe uzbrojenie – tylko ten, kto potrafi użyć go mądrze.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.