Nowa wojna w Azji Wschodniej. Trwają bombardowania, ostrzał rakietowy. Co się dzieje?
Wygląda na to, że Półwysep Indochiński – który w ciągu ostatniego półwiecza był jednym z najbardziej doświadczonym przez konflikty zbrojne miejscem świata – znów staje w ogniu. Po okresie narastającego napięcia wybuchy tam (w sensie całkiem dosłownym) zaciekłe walki. Stanęły w nich naprzeciw siebie Tajlandia i Kambodża, od dłuższego czasu poróżnione konfliktem terytorialnym. Z konfliktu tego, wiele wskazuje, może wyniknąć pełnoskalowa wojna.
Nierozwiązany spór o linię graniczną pomiędzy tymi państwami tlił się od dawna. Groźba lokalnych starć pomiędzy oddziałami pogranicznymi obydwu stron również się utrzymywała – przypuszczalnie mało kto podejrzewał natomiast, jak szybko i jak gwałtownie sytuacja może przeobrazić się z lokalnej wymiany ognia indywidualnych żołnierzy w zmasowane uderzenia na terytorium sąsiada. A to właśnie miało nastąpić tam w ciągu ostatnich godzin.
Starcia miały rozpocząć się na granicy we czwartek rano. Chodzi o rejon antycznej świątynii Prasat Ta Muen Thom. Obydwa kraje zgłaszają do niej pretensje i uznają ją za swoją (a która stanowi też clou sporu granicznego). Wedle wersji Królewskich Tajskich Sił Zbrojnych, jeden z ich żołnierzy wszedł w regionie przygranicznym na minę podłożoną przez Khmerów. Zapoczątkowało to gwałtowną wymianę ognia pomiędzy formacjami obydwu stron – z której po kilku godzinach wykiełkowała „prawdziwa” wojna.
Obydwie strony użyły dronów uderzeniowych. Tajowie wprowadzili do użytku także działa polowe, ostrzeliwując pozycje khmerskich żołnierzy. W reakcji, w ciągu kolejnych godzin, Królewskie Siły Zbrojne Kambodży miały wykorzystać akcji artylerię rakietową dalekiego zasięgu, wyprowadzając uderzenia w szereg celów po tajskiej stronie granicy. Z kolei reagując na to, tajskie siły powietrzne (RTAF) poderwały w powietrze myśliwce wielozadaniowe F-16, bombardując cele w Kambodży.
Po obu stronach paść miało „kilku” zabitych. Należy jednak bardzo mocno zaznaczyć, że tak niska liczba ofiar pośród kombatantów, w sytuacji zaangażowania artylerii i lotnictwa, wydaje się (niestety) niezbyt realistyczną. Bardziej prawdopodobne jest, że obydwie strony podają do wiadomości publicznej mocno „podkoloryzowane” wersje propagandowe. Obecnie niestety nie ma żadnej realistycznej możliwości ich weryfikacji. Tym bardziej, że obydwa kraje zamknęły region przygraniczny.
Były także ofiary pośród cywilów, zaś w wyniku starć dość miało do ewakuacji 40 tys. ludzi z ponad 86 wiosek wzdłuż granicy. Ministerstwo obrony Kambodży podało, że jego żołnierze z sukcesem zajęli pozycje w antycznej świątynii. Analogiczny resort Tajlandii twierdzi z kolei, że Khmerscy żołnierze jedynie ostrzelali zabytek – dopuszczając się tym samym barbarzyństwa przeciwko dziedzictwu kulturowego – jednak nie okupując go.
W miarę jak przypuszczalna wojna będzie się rozkręcać, należy spodziewać się częstych zmian tego stanu rzeczy (na korzyść i niekorzyść obydwu stron) – oraz umiarkowanie wiarygodnych komunikatów to ogłaszających.
