Na zachodzie bez zmian? Wybory w Niemczech i wstępne wyniki
Mające dziś miejsce wybory w Niemczech, których wynik badania opinii publicznej sygnalizowały od tygodni, nie stanowią zaskoczenia pod względem prawdopodobnego rozkładu głosów. Także efekt – przynajmniej ten długoterminowy – nie będę sensacją. Mimo to, elekcja nie była pozbawiona ciekawych punktów. Ciekawy jest też długoterminowy trend, który wybory te mogą sygnalizować.
Pojawiające się obecnie wyniki wyborcze to sondaże exit poll, nie będą one jednak różnić się drastycznie od finalnego wyniku. Wedle tychże, wybory w Niemczech wygrała CDU/CSU. Zwycięstwo wyborcze Chadeków było powszechnie spodziewane, i nie nastąpiły tu żadne sensacje w ostatniej chwili. Mimo to, CDU z wynikiem poniżej 30% jest daleka od spektakularnego triumfu.

Sensacją, biorąc pod uwagę notowania oraz niewielką popularność kanclerza Olafa Scholza, nie był także wynik SPD. Choć – za sensację samą w sobie można uznać skalę porażki socjaldemokratów. Zdobywając bowiem jedynie nieco ponad 16% głosów, uzyskali oni najgorszy wynik wyborczy w powojennej historii Niemiec. Co więcej, jednej z dwóch największych frakcji w Bundestagu partia stanie się trzecią.
Co w istocie mogą zmienić wybory w Niemczech
A to już zakrawa na przewrót. W niemieckiej polityce po 1945 r. aksjomatem było, że władzę sprawuje albo SPD, albo CDU. W różnych konfiguracjach i czasem wespół z koalicjantami, ale partie te praktycznie wymieniały się władzą. Wybory w Niemczech służyły zatem legitymizacji kolejnych gabinetów, jednak w praktyce nie stanowiły narzędzia zmiany politycznej. I tak o wszystkim decydowały dwie główne partie.
Nie znaczyło to oczywiście, że pozostałe stronnictwa – liberalna FDP, lewicowi Zieloni oraz postkomunistyczna Die Linke – były bez znaczenia. Dwie pierwsze, a zwłaszcza FDP, regularnie wchodziły w skład koalicji rządowych. Jednak zawsze albo CDU, albo SPD. Tegoroczne wybory w Niemczech będą zresztą pod tym względem podobne. Rzecz jednak w tym, że układ ten powoli się kończy.
FDP i nowa lewicowa partia BSW balansują bowiem na progu wyborczego. Zieloni zaś zanotowali spore spadki. W tym momencie nie wiadomo też, z kim CDU będzie próbować formować koalicję rządową. Wszystko to nie miałoby wielkiego znaczenia, przynajmniej z punktu widzenia długofalowych kierunków ewolucji niemieckiej sceny politycznej, gdyby nie to, kto zyskuje ich kosztem.
Pokrywka nad wrzącym kotłem
AfD, partia nader kontrowersyjna i powstała w kontrze do niemieckiego establishmentu politycznego, politycznej poprawności i woke’ismu, a przede wszystkim – zjawiska masowego importu imigrantów z krajów Trzeciego Świata, wynikającego z tego zagrożenia terroryzmem islamskim i niezdolności Niemiec do zapobieżenia temu zjawisku – otrzymała bowiem głos co piątego wyborcy. Zwłaszcza z terenów dawnej NRD.

Może się to wydawać niewiele, szczególnie dodając do tego brak zdolności koalicyjnej AfD (ugrupowanie to programowo bojkotują bowiem partie establishmentowe). Oznacza jednak przełamanie monopolu, jaki tzw. mainstream utrzymywał na niemieckiej scenie politycznej. Sukces AfD, zupełnie inaczej niż w przypadku wyników innych partii, miał przy tym charakter w dużej mierze oddolny.
Mierzyła się ona z regularnymi atakami mediów, których intensywność była nieporównywalna do tej, z którą muszą się liczyć przedstawiciele innych stronnictw. Pomogło jej za to wsparcie Elona Muska oraz licznych komentatorów internetowych. Przede wszystkim jednak, AfD odnotowała meteoryczny wzrost poparcia i znaczenia w ciągu zaledwie trzech cyklów wyborczych (jeszcze w 2017 r. miała raptem 4% poparcia).
I choć pozostałe partie otoczyły ją szczelną blokadą polityczną, to stan ten – bez zaadresowania przyczyn tektonicznego wzrostu poparcia dla AfD – jest nie do utrzymania. Jeśli bowiem każde wybory w Niemczech będą skutkować formowaniem się koalicji „wszyscy przeciw AfD”, to ta ostatnia, zgodnie z naturalnym cyklem społecznych sympatii, w końcu któreś wybory wygra.