Korea Północna ma atomowy okręt podwodny – a przynajmniej tak twierdzi. Jest się czego obawiać?
W ostatnich dniach upływającego roku Korea Północna zaskoczyła świat, ujawniając zdjęcia i szczegóły dotyczące swojego pierwszego okrętu podwodnego o napędzie atomowym. Wydarzenie to ogłoszono 25 grudnia, stanowić ma kamień milowy w rozwoju koreańskiej triady atomowej – a przynajmniej sprawić, by obserwatorzy oraz decydenci krajów jej wrogich tak pomyśleli. Warto jednak przemyśleć je na spokojnie, bez zachłystywania się sensacyjnością dotyczących tego doniesień.
Według państwowej agencji prasowej KCNA, jednostka o wyporności 8700 ton, porównywalna w sensie gabarytowym do amerykańskich okrętów klasy Virginia (choć tylko tym – klasą już by się one różniły), ma służyć jako strategiczny nosiciel pocisków balistycznych z głowicami nuklearnymi. Kim Dzong-Un, jak to ma w zwyczaju, osobiście przeprowadził inspekcję konstrukcji w stoczni Pongdae, podkreślając jej znaczenie dla „polityki samoobrony” w obliczu rzekomych zagrożeń ze strony USA i Korei Południowej.
Wymiana szczególnych przysług
Jeśli chodzi o aspekty techniczne, okręt – określany jako „strategiczna jednostka podwodna z napędem jądrowym” – ma być napędzany ciśnieniowym reaktorem wodnym (PWR). Takie reaktory zasilają najnowsze jednostki zachodnie tej klasy, zaś sama Korea Północna miała, wedle dostępnych przekazów, pracować nad podobnymi siłowniami od co najmniej 2020 r. Tyle, że chodziło tutaj o reaktory przemysłowe, przeznaczone dla elektrowni.
Konstrukcja zminiaturyzowanej jednostki dla okrętu podwodnego to natomiast zadanie nieporównanie trudniejsze i bardziej skomplikowane. Zwłaszcza dla komunistycznej Korei, dla której przemysłu zaawansowane, wysokojakościowe konstrukcje precyzyjne stanowią piętę achillesową (podobnie zresztą jak elektronika). Spekuluje się zatem, że albo ujawniony okręt jest jednostką doświadczalną, względnie po prostu propagandową, albo też Korea Północna miałaby otrzymać pomoc technologiczną z Rosji.
Taka współpraca miałaby obejmować transfer wiedzy w zakresie napędów jądrowych – w normalnych warunkach takie technologie są niemożliwe lub bardzo trudne do kupienia na rynku. Korea Północna wsparła jednak Rosję w jej agresji na Ukrainę, przekazując całe transporty zaopatrzenia (w tym zwłaszcza ogromnie potrzebnych pocisków artyleryjskich), jak i bezpośrednio wysyłając na front korpus ekspedycyjny. Wielu obserwatorów spekulowało, czym Kreml mógłby zapłacić za taką pomoc…
Korea Północna straszy w głębinach?
Porównując do flot innych mocarstw, okręt ten jest mniejszy od rosyjskich jednostek typu Boriej czy amerykańskich typu Ohio, za to (nieco) zbliżony do wspomnianych Virginii. Nic nie wiadomo na temat kluczowego dla możliwości okrętu wyposażenia (sensory i systemy zarządzania walką), które tradycyjnie uchodzi w KRLD za mocno prymitywne. Także konstrukcja kadłuba, jak i parametry pracy reaktora – jedno i drugie istotne dla wyciszenia jednostki – stanowią zagadkę. Ale raczej nie należy spodziewać się cudów.
Wszystko to nie sprawia jednak, że można to wydarzenie lekceważyć. Jak się zauważa, Korea Północna i tak rozszerza w ten sposób rozwój swych ambicji jądrowych z lądu pod wodę. Nawet tylko częściowo funkcjonalny okręt tej sprawia, że jej flota w zasadzie przestaje być skrępowana ograniczeniem zasięgu operacyjnego działań podwodnych. I choć jego konstrukcja, reaktor czy systemy pokładowe mogą być technologicznie zapóźnione, to przecież na ukrycie się w głębinach będzie mieć cały Pacyfik.
Oczywiście, to wszystko przy założeniu, że okręt faktycznie okaże się rakietowym boomerem o napędzie jądrowym – a nie trawą pomalowaną na zielono. A tego niestety stwierdzić autentycznie nie sposób, a przynajmniej nie do momentu, gdy wygada się ktoś znający materiały wywiadowcze lub nie nastąpi jakąś widowiskowa katastrofa – w rodzaju tej, do jakiej doszło 21 mają tego roku, gdy „niszczyciel” (a w istocie okręt trudny do sklasyfikowania) Choe Hyon przewrócił się w trakcie wodowania.
