Polska firma miała oszukać klientów na miliony złotych. Teraz działa pod inną nazwą. I jest zarejestrowana w Szwecji [Tylko w BitHub.pl]

Kilka lat temu głośno zrobiło się o spółce JCK specjalizującej się w imporcie używanych samochodów. Na biznes narzekali klienci, którzy stracili pieniądze. Medialnie sprawa szybko przycichła, a biznes… nadal się kręci. Ale już pod inną nazwą. A firmę zarejestrowano w Szwecji. Bo mniej tam biurokracji.

Jakiś czas temu zgłosił się do nas Czytelnik, który zwrócił naszą uwagę na serwis o nazwie Cartiger. Nim napiszę, dlaczego biznes miał nas zainteresować, opiszę krótko czym się zajmuje. Przynajmniej w teorii.

Cartiger, czyli używane auta z całego świata


Osoby stojące za serwisem trudnią się sprowadzaniem używanych aut. Nie tylko z Europy, ale nawet z „całego świata”, jak głosi deklaracja na stronie cartiger.eu. Można się z niej dowiedzieć, że zespół zajmuje się importem „używek” od 20 lat i posiada spore doświadczenie zarówno w segmencie motoryzacyjnym, jak i np. w prawie podatkowym. Kupowany pojazd może być samochodem osobowym, ale też np. motocyklem czy kamperem – oferta jest szeroka.

Jak to właściwie działa? Wszystko zaczyna się od formularza na stronie internetowej. Klient określa w nim, jakiego auta szuka, z którego roku, jakim dysponuje budżetem, jakie ma wymagania. I podaje swoje dane. Teraz piłeczka jest po stronie zespołu, który ma znaleźć pojazd odpowiadający wymaganiom nabywcy.
Usługi opisywanego serwisu nie kończą się na znalezieniu auta. Może ono zostać zweryfikowane, a klient otrzyma „kompleksowy raport”. A nawet argumenty do negocjacji ceny! Klient może też liczyć na transport samochodu pod wskazany adres. I nie musi się bać o swoje środki, bo Cartiger zapewnia bezpieczny mechanizm płatności. Na stronie pojawia się nawet ostrzeżenie: „Pamiętaj – nigdy nie wysyłaj pieniędzy 'w ciemno’ po paru mailach ze sprzedawcą!”.

Oczywiście takie usługi nie są darmowe. Ich koszt zaczyna się od 700 euro neto. Zespół zaznacza przy tym, że ta cena nie obejmuje transportu, kosztów kurierskich ani podatków obowiązujących w kraju klienta. Ktoś stwierdzi, że to sporo, ale firma przekonuje na swojej stronie, że „Twoja oszczędność jest zwykle dużo większa niż koszt naszej usługi!” Zresztą, najlepszym wytłumaczeniem kosztów jest odpowiedź na pytanie zadane na stronie: „Dlaczego nazywacie się Car Tiger?”

Pracujemy od wielu lat na rynku samochodów używanych. Jeśli nie jesteś tygrysem to już przegrałeś. Musisz negocjować, musisz wiedzieć, gdzie sprawdzić informacje. Musisz negocjować inaczej z Arabem w Szwecji a inaczej z prywatną osobą w Hiszpanii. Musisz negocjować z dostawcą logistyki. Musisz wiele innych rzeczy ale ta strona miałaby 7 zakładek aby wszystko zmieścić i opisać. Nie chcemy też wszystkiego zdradzić za darmo. To nie jest strona z darmowymi informacjami. To jest strona z konkretną ofertą oszczędności czasu i pieniędzy za niewielką opłatą w stosunku do wartości pojazdów.

Mocna rzecz. Ale kwestie humorystyczne odstawmy na bok. Wiele osób zastanawia się pewnie: o co chodzi z tym pośrednikiem, dlaczego o nim piszecie? Otóż dzieje się tak za sprawą człowieka stojącego za tym biznesem – pana Jacka Fijołka. Ale po kolei.

Spółka zarejestrowana w Szwecji. Bo mniej biurokracji


Operatorem serwisu Cartiger jest zarejestrowana w Szwecji firma Blockchain 4U AB. Dlaczego padło na Szwecję, a w innych krajach biznes już nie rejestrował działalności? Wyjaśnienie można znaleźć na wspomnianej stronie:

Są kraje tak biurokratyczne, że byłoby to po prostu złym pomysłem i musielibyśmy wydać na księgowość lokalnie i administrację więcej niż wartość twojego auta. Nie zajmujemy się wspieraniem lokalnych urzędów i administracji. Zajmujemy się dostarczaniem pojazdów w najlepszej cenie a podatki i zbędne opłaty to często duża część Twojej oszczędności przy korzystaniu z naszych usług.


Nie trzeba długo szukać w szwedzkich serwisach, by dowiedzieć się, że szefem zarejestrowanej w skandynawskim kraju firmy jest wspomniany już Jacek Fijołek. Zresztą jeszcze jakiś czas temu chwalił się tym na platformie LinkedIn. Przedstawiał się wówczas jako Dyrektor generalny Blockchain 4U AB. Dzisiaj serwis społecznościowy informuje, że taki profil nie istnieje. I nim przejdę dalej, przytoczę jeszcze jeden fragment ze strony Cartiger. Pada na niej pytanie: „Dlaczego o nas nie słyszałeś wcześniej?’ A odpowiedź brzmi następująco:

Kiedy ostatnio kupowałeś auto? Parę lat temu? Od czasu pandemii rynek handlu on-line używanymi autami bardzo się zmienił!


Przed Cartiger był inny serwis. I spółka JCK

Klienci rzeczywiście mogli nie słyszeć o serwisie Cartiger czy wspomnianej szwedzkiej firmie. Ale Czytelnik zgłosił się do nas za sprawą innego biznesu pana Jacka Fijołka. Mowa o serwisie CarForFriend.pl za którym stała polska spółka JCK. Ta ostatnia zawiesiła działalność na początku ubiegłego roku. A jej prezesem jest Jacek Fijołek.

Czym zajmował się serwis CarForFriend.pl? W skrócie: niemal tym samym, czym trudni się Cartiger. Nie ma zatem przesady w chwaleniu się doświadczeniem. Problem polega na tym, że interes zarejestrowany w Polsce wywołuje do dzisiaj sporo negatywnych emocji.

Serwis CarForFriend.pl stał się tematem wpisu w serwisie BitHub.pl w listopadzie 2023 roku. Bohater tamtego tekstu opisał historię sprowadzania do Polski auta, które ostatecznie do niego nie trafiło. Przekonywał przy tym, że zapłacił firmie pełną kwotę za wybrany pojazd. Klient doszedł do wniosku, że mógł paść ofiarą oszustwa i… niebawem poznał w mediach społecznościowych inne osoby, które mogły opowiedzieć podobną historię. W tym miejscu warto oddać głos samym pokrzywdzonym.

Klient: zapłaciłem za samochód, którego nie otrzymałem


Pierwszym z nich jest Jan*. Na biznes, za którym stał Jacek Fijołek, trafił w sieci samodzielnie. Serwis miał pozytywne opinie w Google, strona wyglądała na profesjonalną, a wspomniany biznesmen umieszczał w serwisie YouTube filmy na temat sprowadzania aut. Jan pamięta, że jeden z nich dotyczył wystrzegania się oszustw przy imporcie używek. Pisząc krótko: firma prezentowała się solidnie, mężczyzna postanowił jej zaufać.

Usługa, na którą zdecydował się Jan, polegała na znalezieniu w zagranicznych komisach pojazdów odpowiadających kryteriom podanym przez klienta. Ten ostatni decydował się na jeden samochód, a firma JCK miała go kupić i następnie sprzedać Janowi za kwotę powiększoną o 7 tys. zł.

Te 7 tys. zł to był koszt usługi, czyli wyszukanie, weryfikacja stanu auta na miejscu, sprowadzenie i tłumaczenie dokumentów. Auto było do odbioru z placu przy granicy z Niemcami, plac należał do JCK. Najpierw wpłacało się 1 tys. zł za usługę wyszukania samochodu, następnie 80 proc. ceny wybranego auta, reszta po sprowadzeniu. Na usługę była podpisywana umowa. Wszystko miało się zamknąć w ciągu trzech tygodni – opowiada Jan.


Nasz rozmówca wybrał auto w czerwcu 2023 roku. Dzisiaj jest przekonany, że firma już wtedy miała świadomość, iż nie zrealizuje tego zamówienia. Problemy (przynajmniej te, o których dzisiaj wie Jan) ze sprowadzaniem aut pojawiły się już kilka miesięcy wcześniej. Bohater nie był jednak ostatnim pokrzywdzonym: z usługi korzystano jeszcze przez kilka kolejnych miesięcy, a na liście nabywców znaleźć można nie tylko Polaków, ale też np. Czechów. W jaki sposób firma tłumaczyła opóźnienia w dostawie opłaconego pojazdu?

Najpierw zwodzono mnie tym, że termin przesunięto z powodu wakacji. Potem pojawiały się kolejne usprawiedliwienia: firma nie nadąża z realizacją zamówień, bo jest ich po prostu zbyt dużo, konieczny jest zakup większej lawety, w komisie zaszła pomyłka i moje auto zostało sprzedane… W końcu zadzwoniłem do komisu i dowiedziałem się, że wybrany przeze mnie samochód nie jest opłacony. Co więcej, okazało się, że nigdy nikt z JCK nie weryfikował tego pojazdu. Nie było jazdy testowej, a film z autem, który dostałem, nagrywał pracownik komisu. Tymczasem przed wpłaceniem pieniędzy sprzedawca w Polsce zapewniał mnie, że pracownik JCK był na miejscu i wszystko weryfikował. Czyli spółka pobierała pieniądze za usługę, której nie wykonywała – relacjonuje Jan.


Spółka JCK prezentowała się nieźle. Ale w rzeczywistości…

Naszym drugim rozmówcą był Paweł*. Jego historia jest dość podobna do tej, którą przedstawił Jan. Mężczyzna chciał sprowadzić samochód z Niemiec. Zanim zdecydował się na skorzystanie z usług serwisu, sprawdził go w Google – miał wówczas pozytywne opinie. Zweryfikował też właścicieli firmy w KRS, ustalił, że konto VAT jest aktywne. W teorii wszystko wyglądało dobrze. We wrześniu 2023 roku podpisał umowę i zapłacił 1 tys. zł za weryfikację samochodu.

Otrzymałem wtedy „raport” świadczący o tym, że samochód jest sprawny i można go sprowadzić. Dostałem także filmik z oględzin. Mniej więcej po tygodniu zapłaciłem całą kwotę tj. około 50 tys. zł za zakup samochodu. Oczekiwałem na przetłumaczenie dokumentów i sprowadzenie samochodu prosto do mojego domu. Kontakt miałem z pracownikiem firmy, który poinformował mnie, że na samochód mogę czekać około miesiąca, bo mają bardzo dużo zamówień. Uśpiło to moją czujność – wspomina Paweł.


Po upływie wspomnianego czasu Paweł ponownie skontaktował się ze sprzedawcą. Tym razem usłyszał, że samochód będzie u niego za tydzień, góra dwa. Auto ponoć było już w Polsce, ale trwało tłumaczenie dokumentów.

Zacząłem coś podejrzewać, więc skontaktowałem się z właścicielem komisu. Dowiedziałem się, że samochód jest… u niego. Nie było tam natomiast nikogo z firmy JCK, nie odbyły się żadne oględziny. Nawet ten 1 tys. zł zapłaciłem za usługę, której nikt nie wykonał – denerwuje się Paweł.


Z opowieści moich rozmówców wynika, że w procederze tym udział brało kilka osób, część z nich miała się nawet przedstawiać, podając fałszywe dane. Mężczyźni nie są jedynymi poszkodowanymi. Na Facebooku istnieje grupa skupiająca osoby, które mają za sobą podobne historie. Liczy ona ponad 70 członków. Oczywiście należy przyjąć, że część z nich to osoby, które ofiarami nie są i po prostu śledzą wątki. Z różnych powodów. Członkiem grupy przez jakiś czas był nawet Jacek Fijołek. Ale są i tacy, którzy mieli stracić pieniądze i nie są członkami owej grupy. Trudno zatem oszacować, o jakiej skali problemu mowa. Od jednego z informatorów usłyszałem, że opisany mechanizm mógł trwać kilka kwartałów.

Bo były problemy. A teraz są hejterzy


Historia naszych bohaterów nie kończy się oczywiście wraz z utratą środków. Od jednego z nich dowiedziałem się, że w lipcu 2023 roku prezes JCK wysłał maila do poszkodowanych osób. Pisał w nim o przejściowych problemach i zapewniał, że samochody zostaną dostarczane klientom w krótkim terminie. To jednak nie nastąpiło. Potem były kolejne maile, tłumaczenia, deklaracje uregulowania zobowiązań, ale też ostrzeżenia. Prezes postanowił pójść na wojnę z „hejterami”, czyli osobami, które opisywały swoje historie i negatywnie oceniały firmę w sieci. Wreszcie w marcu 2024 roku poszkodowani, a przynajmniej część z nich, otrzymali maila z informacją o zawieszeniu działalności spółki JCK. Jak to tłumaczono? A np. tak:

Rynek polskiej motoryzacji importowej staje się dość przesadnie biurokratyczny.


Po kampaniach negatywnych informacji o naszej działalności nasza sprzedaż w Polsce stanęła na granicy rentowności. Stąd tymczasowo ograniczamy/zawieszamy nasze działania w Polsce.


Jednocześnie zapewniono klientów, że nadal mogą dochodzić swoich praw i wierzytelności kierując je pod nowy adres spółki. Zadeklarowano też, że pozytywny scenariusz leży na stole i może być zrealizowany…

Klienci szukają sprawiedliwości w sądach


Pojawią się oczywiście pytanie: co z policją? Co z sądami? Oddaję głos Janowi:

Sprawę przeciwko JCK założyłem jeszcze w 2023 roku, rozprawa odbyła się niedawno, ale właściwie nie miało to już sensu i naraziło mnie na dodatkowe koszty. Przecież wcześniej spółka JCK zawiesiła działalność. Rozprawa odbyła się wyłącznie dla mojej satysfakcji. Ogłoszenie wyroku zaplanowano na czerwiec. Zakładam, że JCK dostanie nakaz zapłacenia przywłaszczonej kwoty plus moje koszty sprawy, ale to i tak niczego nie zmieni, bo nie będzie z czego ściągnąć tych środków. Dodam tylko, że na rozprawie nie pojawił się ani Jacek Fijołek, ani jego przedstawiciel – opowiada Jan.


Z kolei Paweł zapewnił nas, że wie o kilku sprawach przeciwko Jackowi Fijołkowi (niektóre dotyczyć mają także jego pracowników).

Moja sprawa jest połączona z dwoma innymi, a pokrzywdzeni stracili w sumie około 300 tys. zł. Postępowanie trwa od stycznia 2024 roku, a wydłuża się ze względu na międzynarodowy charakter. Pan Fijołek posiadał dwie firmy: jedną zarejestrowaną w Polsce, a drugą w Niemczech. Umowa podpisywana była z firmą niemiecką. Polski sąd w moim przypadku zwrócił się o tłumaczenia dokumentów, ponieważ koresponduje z niemieckim – wyjaśnia Paweł.


W oczekiwaniu na decyzję sądu Paweł poddaje w wątpliwość wszystkie tłumaczenia prezesa JCK:

Skoro firma miała problemy, to mogli po prostu nie przyjmować zamówień i pieniędzy od kolejnych klientów. My do dzisiaj nie wiemy, na co zostały przeznaczone wpłacane przez nas środki…


Jan dodaje:

Nie liczę na to, że odzyskam środki. Bardziej chodzi mi o to, by sprawę nagłośnić, żeby ten człowiek nie oszukał kolejnych osób. A to realny scenariusz, bo przecież pojawił się nowy biznes. W taki sposób można stracić spore pieniądze, większość z nas utopiła po kilkadziesiąt tysięcy złotych, niektórzy ponad 100 tysięcy. Jeśli weźmie się pod uwagę liczbę poszkodowanych, zrobi się kilka milionów zł. I mowa tylko o nabywcach aut, a przecież są jeszcze inwestorzy…


Jacy inwestorzy? To już temat na osobny tekst. Niebawem materiał pojawi się w serwisie BitHub.pl

JCK to stare dzieje. A dziennikarze nie są rzetelni

Spróbowałem oczywiście nawiązać kontakt z panem Jackiem Fijołkiem. I była to próba udana. Przynajmniej do pewnego stopnia. Na moją mailową prośbę o rozmowę biznesmen odpowiedział m.in. w następujący sposobów:

Jeśli temat dotyczy dawnej sprawy związanej z JCK S.A., pragnę zaznaczyć, że nie jestem zainteresowany udziałem w żadnym materiale opartym na półprawdach, kopiowaniu cudzych wpisów czy powielaniu uproszczonych narracji.

Jestem gotów do rozmowy wyłącznie w sytuacji, gdy materiał będzie rzetelny, oparty na dokumentach, faktach, które posiadam, oraz objęty pełną autoryzacją z mojej strony. W przeciwnym razie proszę nie zawracać mi czasu.

JCK S.A. nie jest firmą upadłą ani wykreśloną. Problemy spółki zostały w swoim czasie całkowicie pominięte przez media – szczególnie wtedy, gdy pojawiły się konkretne dokumenty i dowody, które podważały wcześniejsze, krzywdzące opinie i pomówienia.

Pojawiła się też deklaracja, że pan Fijołek udzieli odpowiedzi na moje pytania, o ile podejdę do sprawy rzetelnie. Przedsiębiorca poinformował mnie także, że wie, jak działają media, zwłaszcza w tematach, które łatwo się klikają. I na tym właściwie nasza korespondencja się zakończyła, nie poznałem wersji pana Fijołka. Ale może jeszcze się to zmieni.

*Imiona bohaterów zostały zmienione.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.