Indie kontra Pakistan, czyli wielki test broni 'Made in China’. Znamy pierwsze wyniki

Indie kontra Pakistan, czyli wielki test broni 'Made in China’. Znamy pierwsze wyniki

Wymiana militarnych ciosów, w jaką zaangażowały się w tym tygodniu Indie i Pakistan, nie była scenariuszem zaplanowanym. Przynajmniej oficjalnie, i puszczając mimo uszu oskarżenia obydwu stron względem siebie nawzajem, tak długo, jak nie ma na te oskarżenia twardych dowodów. Owa spontaniczność biegu wypadków – prócz swych groźniejszych aspektów (takich jak możliwość niekontrolowanej eskalacji działań wojennych) – miała także i inny. Edukacyjny.

Wojna – kuźnią cywilizacji

Stała się bowiem najlepszą od dawna sposobnością do wyciągnięcia wniosków w jednej z najstarszych nauk ludzkości, sztuce wojny. Sposobnością, w niektórych aspektach, nawet lepszą od tej, którą stanowił rosyjski najazd na Ukrainę. Tam – mimo że w istocie też jest to regularny konflikt typu near-peer – obydwie strony okazały się masowo stosować przestarzałe uzbrojenie, wzbogacone jedynie o elementy najnowszych systemów. Przykładowo, bezcenne okazały się zapasy nawet starych i niekiedy przeznaczonych już do utylizacji rakietowych pocisków przeciwlotniczych.

Zabrakło natomiast najbardziej „medialnych” starć, do którego to miana może pretendować konfrontacja współczesnych wielozadaniowych myśliwców. Były jedynie incydenty, jak słynny „Duch Kijowa” (który jednak, nawet w oficjalnej wersji wypadków, latał przestarzałym MiG-iem 29). Tymczasem na miano takie z pewnością zasługuje bitwa powietrzna, do jakiej własnie doszło nad granicą dzielącą Pakistan i Indie. Bitwa szeroko zakrojona, w której wykorzystano szereg najlepszych systemów broni w arsenale obydwu stron.

I nawet mimo faktu, że bezspornych faktów jest jak na lekarstwo, zaś obydwa kraje angażują się w działania propagandowe i dezinformacyjne na ogromną skalę, można wyciągnąć kilka obserwacji. Siły zwaśnionych krajów wyciągnęły zbliżone wnioski z agresji na Ukrainę (nie żeby te były jakąś tajemnicą) i angażując do walki stosunkowo niewielkie liczebnie siły, zwłaszcza w stosunku do ich potencjału ilościowego, skierowały na pole bitwy znaczące ilości UAV-s (unmanned aerial vehicle, popularny dron), pocisków manewrujących oraz egzemplarzy amunicji krążącej.

Indie i Pakistan w podniebnym pojedynku

Najciekawszym jak dotąd wydarzeniem ostatnich kilku dni konfliktu była stoczona z rozmachem bitwa powietrzna, do jakiej doszło 7. maja. Indie, o czym wspominano, przeprowadziły wówczas uderzenia lotnicze na liczne cele w Pakistanie. Jak się okazuje, wiadomo teraz nieco więcej na temat tego, jak ten atak przebiegał, i z jakim spotkał się przyjęciem. Oczywiście to, co wiadomo, stanowi głównie przyczynek do dalszych pytań – bitwa obfitowała bowiem także w zagadki.

Indyjskie siły powietrzne miały przeznaczyć do największego od lat ataku na Pakistan (i największego od dekad nalotu w ogóle, jeśli nie liczyć działań USAF) 72 samoloty bojowe. W tej liczbie znalazły się ich najcenniejsze i najnowsze myśliwce wielozadaniowe – Dassault Rafale, produkcji francuskiej, i Suchoj Su-30 MKI, produkcji własnej na podstawie rosyjskiej licencji. Ich zadaniem miało być uderzenie na 9 celów w Pakistanie. Wykorzystano do tego brytyjsko-francuskie pociski manewrujące klasy stand-off typu SCALP-EG/Storm Shadow (z rzadka, choć z widowiskowym efektem używane niedawno przez armię ukraińską), francuskie bomby szybujące AASM Hammer oraz rakietowe, indyjsko-rosyjskie pociski BrahMos.

Do obrony swojej przestrzeni i terytorium Pakistan miał wystawić 42 wielozadaniowe samoloty bojowe. W tej liczbie amerykańskie Lockheed Martin F-16 C/D Block 52, chińskie Chengdu J-10 Dragon oraz chińsko-pakistańskie Chendgu/PAC JF-17 Thunder. Co równie istotne, a nader często niedoceniane, zaangażowano również samoloty niebojowe (przynajmniej nie bezpośrednio), które jednak stanowiły tzw. force multiplier, i w efekcie okazały się czynnikiem zmieniającym „pole” powietrznej bitwy. Chodzi o maszyny wczesnego ostrzegania, naprowadzania i dowodzenia AWACS – były to szwedzkie Saab-2000 z radarem Erieye (w ubiegłym roku podobne, choć nieco starsze Saaby 340 nabyły polskie siły powietrzne).

„Bombs away!”

Z dostępnych informacji wynika, że indyjski plan opierał się głównie na zaskoczeniu i szybkości. Podzielone na 8 zespołów zadaniowych skrzydło lotnicze miało agresywnie wedrzeć się w głąb pakistańskiego terytorium, na niskim pułapie (by możliwie długo uniknąć wykrycia przez naziemne radary) i wystrzelić dalekosiężną amunicję z zasięgu chroniącego przenoszące je samoloty przed ogniem obrony lotniczej. To natomiast, czego nie przewidywano, to wywalczenia przewagi powietrznej nad Pakistanem oraz przełamywania naziemnej obrony lotniczej tego kraju. Jak się okazało, plan powiódł się tylko częściowo.

Indyjskie zgrupowanie okazało się napotkać dobrze zorganizowaną, i dosłownie czekającą na nie, pakistańską obronę. Z toczących się w Sieci spekulacji wynikać ma, że duża w tym zasługa dobrze zorientowanego w sytuacji pakistańskiego wywiadu. Dodatkowo, z dalekiego dystansu indyjskie samoloty śledziły pakistańskie AWACS-y – i naprowadzały na nie własne myśliwce. Te (a zwłaszcza J-10) zastosować miały chińskie pociski powietrzne-powietrze dalekiego zasięgu PL-15. W wyniku ich użycia Indie straciły cztery samoloty, które zestrzelono. Jednym z nich miał być Rafale, jednym straszy francuski Mirage 2000, dwa pozostałe zaś to przypuszczalnie Suchoje.

Mimo tych strat, trzeba odnotować, że indyjskie lotnictwo wykonało jednak zadanie. Cele w miastach Akhnoor, Kupwara,, Bandipora, Baramulla, Kargil, Leh, Poonch o Rajouri oraz na lotnisku w Sri Nagar miały zostać skutecznie zniszczone w wyniku bombardowania. Na podstawie tego przebiegu wydarzeń można zaryzykować sformułowanie hipotezy, że taktyczne, moralne, propagandowe i polityczne zwycięstwo odniósł Pakistan, podczas gdy Indie zaliczyły na swoje konto drogo wywalczony sukces operacyjny, a być może nawet strategiczny. Oczywiście, z zastrzeżeniem „na podstawie obecnie dostępnych informacji”. Już teraz jednak kilka pytań aż prosi się o ich zadanie.

Z odrobinką niedyskrecji

Na przykład – dlaczego indyjskie lotnictwo nie próbowało najpierw zneutralizować pakistańskich AWACS-ów, których sensory miały je „na widelcu”. Indie zamówiły przecież europejskie pociski dalekiego zasięgu typu MBDA Meteor, które przewyższają swym zasięgiem skutecznym (ok. 200 km) zarówno PL-15, jak i amerykańskie AIM-120 C-5 AMRAAM (900-150 km), którymi dysponują Pakistańczycy. Dlaczego jednak nie użyto Meteorów? Czy też – czy okazały się nieskuteczne? I choć w źródłach indyjskich pojawiają się twierdzenia, że Pakistan stracił jednego AWACS-a – co byłoby stratą dotkliwą – to nie sposób zweryfikować ich wiarygodności.

Wydaje się także, ze nie podjęto też (a jeśli podjęto, to nieskuteczną) próby zakłócenia pakistańskich sensorów dalekiego zasięgu za pomocą środków walki radioelektronicznej (EW/ECM). To natomiast, co może zastanawiać, to brak symetrycznej reakcji – za pomocą własnych AWACS-ów. Dlaczego jednak brak wiarygodnych sygnałów dot. zastosowania przez Hindusów swoich systemów tego typu, które Indie przecież mają (rosyjskie Beriew A-50EI z izraelskimi sensorami oraz brazylijsko-indyjskiej konstrukcji EMB-145I Netra).

Przebieg starcia miejsca wzbudził entuzjastyczne reakcje wobec chińskiego myśliwca J-10 Dragon oraz jego uzbrojenia, pocisku PL-15. W rzeczy samej, niegdyś słynące z militarnej tandety Chiny dokonały olbrzymiego postępu w dziedzinie zaawansowanego uzbrojenia. Aczkolwiek warto też pamiętać, ze akurat J-10 nie był stuprocentowo chińską konstrukcją, a nawet wprost przeciwnie. Jego projekt wywodzić mia się z zarzuconego w latach 80′ programu rozwoju izraelskiego myśliwca Lavi – który dyskretnie sprzedano potem jakoby do ChRL. A jeśli nie sprzedano, to dokumentacja w jakiś inny, tajemniczy sposób się w Chinach znalazla.

Pakistan we mgle wojny, Indie wśród dymu tajności

Mając na względzie medialną skuteczność chińskiego systemu i jego uzbrojenia – który prócz starszych samolotów zdołał też zestrzelić egzemplarz Rafale, jednego z najnowocześniejszych i najdroższych myśliwcó zachodnich – niektóre głosy zaczęły wprost przewidywać nadejście chińskiej supremacji technologicznej na polach bitew. Twierdzenia te ocierają się jednak o hurraoptymizm, i mają nader niewiele wspólnego z rzeczywistością. Rzecz bowiem w tym, że nawet jeśli tezy o większym niż się spodziewano postępie technologicznym Chin są prawdziwe (wykluczyć ich bowiem absolutnie nie można), to na podstawie środowej bitwy nad Pendżabem stwierdzić tego nie sposób.

Nie sposób, ponieważ Hindusi wlecieli w powietrzną zasadzkę czy sytuację, którą należałoby uznać za odpowiednik takiej zasadzki w realiach współczesnego pola bitwy. A mimo to zdołali zbombardować swoje cele. Nie wiadomo zatem, czy, a jeśli tak, to której stronie dopisało szczęście. Nie wiadomo też, po czyjej stronie była przewaga w wyszkoleniu (a tylko przy zbliżonym poziomie tegoż wyszkolenia można formułować choćby względnie wiarygodne konkluzje dot. przewagi sprzętu którejkolwiek ze stron).

Obydwie strony rzucą się teraz badać wszelkie możliwe szczątki wrogiego sprzętu, które wpadną im w ręce. Równie pilnie studiowany będzie przebieg bitwy – z uwzględnieniem czynników opisanych powyżej, które w raportach utajnionych, w odróżnieniu od tych przeznaczonych dla mediów i publiki, nie będą musiały się silić na urzędowy entuzjazm. Bez wątpienia wnioski pakistańskie rychło znane będą też w Pekinie. Z konkluzjami indyjskimi z ogromną skwapliwością zapoznają się Amerykanie, Francuzi czy Izraelczycy.

A każdy, kto dysponuje stosownym potencjałem wywiadowczym (vide Rosjanie?) z pewnością spróbuje na gapę zapoznać się ze wszystkimi tymi wnioskami. Warto, bo informacje mogą wiele powiedzieć o tym, od czego będzie zależeć zwycięstwo na wojnie w najbliższych dekadach.

Prawda – pierwszą ofiarą wojny

Jako postscriptum do sytuacji można uznać fakt, że Indie oficjalnie poinformowały, co było celem ich nalotów. Miały to być naziemne radary dozoru powietrznego. Cel w pełni logiczny i naturalny. Tyle, że jeszcze we środę w indyjskich komunikatach twierdzono, że celem były obozy szkoleniowe muzułmańskich rebeliantów, którzy operują w Kaszmirze, korzystając ze wsparcia Pakistanu.

Pakistan z kolei twierdził z początku, że odnotował nie dziewięć, a jedynie trzy uderzenia. Teraz w ogóle nie skomentował ilości uderzeń, skupiając się na fakcie obrony przed nimi – a nie tym, że w ogóle do bombardowania doszło. Należy założyć, że do podobnych cudów informacyjnych dojdzie jeszcze wielokrotnie. W tym także, a nawet zwłaszcza w odniesieniu do wyników bitew, jakości uzbrojenia i przewagi technologicznej, do której nieodmiennie przyznają się obydwie strony.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.