
Firma budowlana podpisała umowę z HREIT. Strzał miał być w dziesiątkę, a okazał się w kolano
Afera HREIT dotknęła inwestorów, nabywców mieszkań oraz wykonawców. Ci ostatni stracili nie tylko pieniądze, ale czasem też biznesy, które załamały się pod ciężarem zadłużenia. Jak sami przekonują, owego zadłużenia by nie było, gdyby HREIT zapłacił im za wykonaną pacę. Zamiast szampana po zrealizowanym zleceniu, pojawiły się zwolnienia i widmo wieloletnich batalii sądowych.
Instalator zdobył duże zlecenie. Chciał zarobić z HREIT
Bohaterem tej historii jest Krzysztof*, który kilka lat temu założył firmę. Biznes działał w branży budowlanej, konkretnie w segmencie instalacji. Mogło się wówczas wydawać, że to strzał w dziesiątkę, bo rynek deweloperski był mocno rozgrzany, mieszkania powstawały licznie i szybko znajdowały nabywców. Ceny rosły w ekspresowym tempie, a pokaźna grupa przedsiębiorców miała powody do zadowolenia.
Krzysztof też liczył na to, że boom w budowlance pozwoli mu przyzwoicie zarobić. A pomóc miał w tym biznes, za którym stał Michał Sapota – osoba doskonale znana w branży. Takiej okazji nie można było przepuścić. Bohater tekstu podpisał umowę z firmą HREIT i na jednej z budów dewelopera miał się zająć szeroko pojętymi instalacjami. Zawarte w umowie terminy były bardzo ambitne, ale zdaniem wykonawcy realne – wystarczyło, że zleceniodawca płaciłby w terminie za wykonaną pracę. Tu jednak pojawił się problem.
Duża inwestycja wymaga dużych pieniędzy. A tych brakowało
Przedsiębiorca przekonuje, że po wystawieniu faktury za pierwszy etap prac, musiał tygodniami czekać na pieniądze. A to utrudniało realizację kolejnych etapów budowy. Krzysztof zapewnia dzisiaj, że każda firma miałaby kłopot z realizacją tak dużego zlecenia (nie dotyczy to kilkunastu czy kilkudziesięciu mieszkań), gdyby klient nie płacił w wyznaczonym terminie. Pieniądze w końcu jednak pojawiły się na rachunku firmy. I to był początek jeszcze większych kłopotów Krzysztofa.
Wykonawca uwierzył w to, że sytuacja została opanowana i… podpisał umowę na kolejną inwestycję pod szyldem HREIT. Budowlaniec zrobił to, chociaż jednocześnie nie mógł renegocjować poprzedniej umowy i wydłużyć terminu realizacji zlecenia. Łatwo się domyślić, jaki był tego skutek, ale o tym za chwilę. Na razie warto dodać, że zdaniem Krzysztofa osoby odpowiedzialne za budowy po stronie HREIT, mogły celowo wydłużać odbiór kolejnych etapów, by jeszcze bardziej opóźnić finalizację prac.
Umowa zerwana. Winny budowlaniec?
Po kilku kolejnych miesiącach firma Krzysztofa nie była już w stanie realizować zlecenia – po prostu nie miała na to środków. Przedsiębiorca przekonuje dzisiaj, że między nim a przedstawicielem HREIT doszło wówczas do kłótni, po której nastąpiło coś niespodziewanego: Krzysztof otrzymał pisma, z których dowiedział się, że zleceniodawca odstępuje od umowy. Powód? W dokumentach mowa jest m.in. o „rażących opóźnieniach w realizacji” czy braku reakcji na wezwania zleceniodawcy, który wskazywał na wady w zrealizowanych już pracach. Winę ponosił zatem Krzysztof.
Odstąpienie od umowy to jedno. Krzysztof z owych pism dowiedział się też, że ma zapłacić kary umowne i zabezpieczyć teren budowy. Wyczytał także, że na tej ostatniej docelowo pojawi się inny wykonawca, a koszty z tego tytułu ponieść ma firma Krzysztofa. Przedsiębiorca szybko zauważył, że łączna kwota samych kar naliczonych przez HREIT to setki tysięcy złotych. Na ich zapłacenie mężczyzna nie miał zbyt wiele czasu. Alternatywa? Prawnicy reprezentujący HREIT informowali w piśmie, że jest nią skierowanie sprawy do sądu. I dodawali, że będzie to skutkować jeszcze większymi kosztami po stronie wykonawcy.
Przesłane pisma zawierały jeszcze jeden ciekawy wątek: przedsiębiorcę wezwano do zaprzestania naruszania dóbr osobistych HREIT i stosowania nieuczciwej konkurencji. Na czym miało to polegać? Na rozpowszechnianiu nieprawdziwych (zdaniem autorów pism) informacji na temat zleceniodawcy. Za takie uznano twierdzenia o zaleganiu z wypłatami czy wzywania do zapłaty. Stwierdzono, że działania tego typu szkodzą wizerunkowi firmy i mogą wpływać na jej funkcjonowanie…
Miał być satysfakcjonujący zysk. Są długi i zwolnienia
Z czym został Krzysztof? Obok wspomnianych kar umownych i perspektywy płacenia za innych wykonawców, z nierozliczonymi fakturami. Do tego dochodzą długi w hurtowniach, bo firma używała własnych materiałów. Skoro już o nich mowa. Krzysztof przekonuje, że na budowach zostały należące do niego materiały o sporej wartości, ale nie może ich odzyskać. Co więcej, prawnicy reprezentujący HREIT w osobnych pismach przekonują, że te komponenty należą już do spółki, o której ostatnio robi się coraz głośniej. Przedsiębiorca szacuje, że współpraca z HREIT naraziła go na straty wynoszące około 250 tys. zł.
Wykonawca przekonuje, że nie stać go na prawników, którzy mogliby pomóc rozwiązać jego problemy. Gdyby nawet pojawiły się środki, to trzeba będzie spłacić długi w hurtowniach. Firma musiała też zwolnić kilku pracowników. Możliwym scenariuszem jest po prostu ogłoszenie upadłości. Tyle zostało z interesu, który jeszcze nie tak dawno wydawał się strzałem w dziesiątkę.
* imię bohatera tekstu zostało zmienione