Stracili pieniądze w aferze deweloperskiej. Teraz się wstydzą. Albo boją

HREIT to jeden z głośniejszych tematów ostatnich kwartałów, nie tylko w branży budowlanej. Początkowo mowa była o wielkim przedsięwzięciu deweloperskim oraz inwestycyjnym, teraz nie brakuje opinii, że to jedna z większych afer we współczesnej historii naszego kraju. Pokrzywdzeni mogą być nabywcy lokali, inwestorzy, ale też wykonawcy. O swoich doświadczeniach nie chcą jednak opowiadać. Dlaczego?

Poszkodowani przez HREIT zbierają się na Facebooku

Nie będę w tym tekście opisywał, co aktualnie dzieje się w tej sprawie, przypominał ustaleń i doniesień z ostatnich kwartałów. Zainteresowanych tematem odsyłam tutaj, tutaj czy tutaj. O czym zatem będzie? O strachu. Bo chociaż poszkodowanych mogą być tysiące osób, to trudno znaleźć ludzi, którzy chętnie opowiedzą swoją historię. A już zwłaszcza podając imię i nazwisko.

Nie ma większego problemu, by namierzyć takie osoby. Zgromadziły się np. na Facebooku w kilku grupach. Jedna z nich nazywa się „HREIT- Poszkodowani Inwestorzy” i liczy 1,7 tys. członków. To większość pokrzywdzonych? Zdecydowanie nie – tych ma być ponad 4 tys., a wartość ich wierzytelności to ponoć 1 mld zł. Czy członkowie grupy występują pod swoimi nazwiskami? Część tak. Ale nie brakuje też wpisów anonimowych. Jedni szukają innych osób, które ulokowały pieniądze w tej samej inwestycji, drudzy dodają linki do np. artykułów, jeszcze inni pytają o opinię na temat jakichś świeżych wydarzeń.

Anonimowi, wystraszeni, zawstydzeni, czyli inwestor po polsku

Dlaczego robią to anonimowo? Trudno stwierdzić – może ze wstydu? Bo np. uchodzą za osobę dobrze zorientowaną w biznesie i nie chcą się przyznać do porażki. Nawet jeśli nie ponoszą za nią odpowiedzialności. Podczas rozmów z inwestorami dowiedziałem się też, że część z nich ukrywa informacje o włożeniu środków w przedsięwzięcia związane z HREIT nawet przed swoimi najbliższymi. A skoro ktoś zataja te informacje przed żoną/mężem/dziećmi/rodzicami, raczej nie będzie zadawał publicznie pytań pod swoim nazwiskiem.

Jak już jednak wspomniałem, w przywołanych grupach nie brakuje osób, które nie ukrywają danych i nawet dość aktywnie udzielają się w tym środowisku. Napisałem do części z nich z prośbą, by opowiedzieli szerzej swoją historię. Zazwyczaj moje wiadomości pozostawały bez odpowiedzi. Jedna z osób, dość aktywna w grupie, odpisała, że nie jest „medialna”. I dodała, iż jej historia nie jest ciekawa, bo to w zasadzie „opowieść o niczym – o człowieku który miał pieniądze zainwestował i stracił”. Poinformowałem rozmówcę, że tego właśnie szukam, że chcę poznać losy szarego człowieka, który wpadł w takie tarapaty. Ale nie otrzymałem już odpowiedzi.

Chętnie opowiem. Zaraz, jutro. Albo nigdy

Trafiłem też na człowieka, który zgodził się opowiedzieć o swoim przypadku i to bez ukrywania tożsamości. Bo to nie on powinien się wstydzić, jak argumentował. Słusznie. Niestety, ten entuzjazm szybko się wypalił. Po dłuższej ciszy dostałem wiadomość, że rozmówca ma sporo na głowie. I odezwie się, gdy będzie miał „więcej luzu”. Niestety, do dzisiaj tego luzu brakuje.

Byli i tacy, którzy podejrzewali mnie o złe intencje. Dla jednych byłem osobą poszukującą taniej sensacji, dla drugich człowiekiem, który chce od nich wyłudzić pieniądze, dla jeszcze innych… kimś nasłanym przez HREIT. W jakim celu? Tłumaczenia były różne. Ale sprowadzały się do jednego wniosku: proszę się odczepić. I zająć swoimi sprawami.

Ludzie wściekli na HREIT. I na system

W końcu udało się nawiązać kontakt z grupą osób, które zgodziły się porozmawiać. Ale i w ich przypadku trudno pisać o pełnej otwartości, o większym zaufaniu. Czy się dziwię? Nie. Z przebytych rozmów wywnioskowałem, że osoby, które straciły pieniądze inwestując w HREIT, nie mają żalu wyłącznie do tej grupy inwestycyjno-deweloperskiej. One winią „system”. Z przynajmniej kilku powodów. Bo ktoś dopuścił, by biznes hulał, gdy pojawiały się już sygnały o problemach, bo teraz struktury państwa nie działają tak, jak oczekują tego wierzyciele, bo pokrzywdzeni zostali sami z szeregiem problemów.

Marzyli tylko o własnym mieszkaniu, na które nie było ich stać. Postanowili zatem zainwestować oszczędności, żeby zamieszkać w końcu „na swoim”. Może nie wpadliby w tarapaty, gdyby państwo zapewniło dostęp do tanich lokali? Może nie udaliby się do HREIT z pieniędzmi na czarną godzinę, gdyby ceny mieszkań nie rosły w zawrotnym tempie?

Czy HREIT to historia osób, które straciły pieniądze, bo były pazerne? Nie. Jasne, składają się na nią opowieści ludzi lepiej sytuowanych, inwestujących od dawna, poszukujących instrumentów, które przyniosą największy zysk. Ale jednocześnie to też losy ludzi, których przekonano, że odkładane przez lata oszczędności warto ulokować na rynku nieruchomości, bo tam będą bezpieczne. Bo deweloperka to pewniak. Te osoby nie liczyły na milionowe zwroty, które będzie można wydać na rejsy wycieczkowcami. Ktoś zbierał na leczenie, ktoś na lepszą przyszłość swojego dziecka. Albo po prostu na stabilizację, by wymknąć się z mechanizmu życia od pierwszego do pierwszego.

Niestety, marzenia, dość przyziemne, zamieniły się w koszmar.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.