Dubaj tańszy niż polskie wybrzeże? Porównaliśmy „paragony grozy”
Na początku był screen: zrzut ekranu z porównania cen hoteli: zwyczajne polskie Mielno nad Bałtykiem i bajecznie bogaty Dubaj nad Zatoką Perską, ten sam weekend pod koniec sierpnia. A następnie wnioski, które podzieliły sieć — „Dubaj tańszy niż Mielno”. Jedni pukali się w czoło, inni kiwali ze zrozumieniem: „chciwość” i „paragony grozy” kontra miasto z klimatyzacją nawet na przystankach. Czy miasto milionerów naprawdę jest tańsze niż polskie Wybrzeże?
Mielno droższe niż Dubaj? To prawda
Poza zdjęciami z porównywarek internauci przytaczali też konkrety: przykładowo, noc w hotelu oddalonym 50 metrów od plaży w Mielnie potrafi kosztować około 484 zł, podczas gdy NH Collection Dubai The Palm na słynnej Palmie (kolekcja sztucznych wysp) wyceniano na ~345 zł za dobę w tym samym terminie. Na tym nie koniec. Dało się znaleźć w Dubaju pełen dom na wyłączność za ok. 176–175 zł, a w Mielnie jedynie przyczepę kempingową za ~193–200 zł. Różnice niektórzy próbowali tłumaczyć dynamicznym ustalaniem cen w wyszukiwarkach noclegów oraz tym, że część z nich pokazuje stawki orientacyjne, aktualizowane z opóźnieniem — ale sedno pozostaje: w szczycie polskiego sezonu Bałtyk jest po prostu droższy od „raju dla milionerów”.
Street-food kontra smażalnia
Rozjazd z Polską widać też zresztą na tależu. Nadmorskie punkty w Trójmieście sprzedają klasykę lata po stawkach, które wielu turystów zna już na pamięć: gofr „z bitą” najczęściej 14,90–17 zł, z owocami do ~23 zł, a zwykły gofr — ~10 zł. Do tego porcja frytek czy zapiekanki i rachunek szybko dochodzi do kilkudziesięciu złotych na osobę. Ryba pozostaje „królową” i… najdroższą pozycją: w sezonie 2025 dorsz w smażalniach to zwykle 15–20 zł za 100 g, więc sama ryba rzadko zejdzie poniżej 40–60 zł i to jeszcze zanim dołożymy dodatki.
W Dubaju tymczasem tani, codzienny „street-food” — od shawarmy po manakisz — w dzielnicach takich jak Deira, Karama czy Al Rigga wciąż trzyma poziom ok. 10–20 AED za kanapkę czy przekąskę (a więc mniej więcej 10–20 zł, bo kurs AED/PLN od wiosny balansuje blisko 1:1). Nawet lifestyle’owe zestawienia „tanich miejscówek” układane przez lokalne redakcje bez trudu zapełniają listy propozycjami poniżej 25 AED. To co prawda nie jest fine dining, ale uczciwy lunch jak najbardziej.
Dubaj zaskakuje cenami transportu
Stereotyp mówi, że Dubaj jest drogi „z definicji”. Taryfy transportu publicznego temu przeczą. Metro, tramwaj i autobusy w systemie RTA kosztują 3–7,5 AED za przejazd w zależności od liczby stref, a taksówki jeżdżą według urzędowych stawek — ok. 2,26 AED za kilometr i kilkuzłotowe opłaty startowe, z nieco wyższą bazą przy kursach z lotniska czy przez aplikacje. W praktyce przejazd przez centrum rzadko zaskakuje portfel.
Bałtyk wygrywa alkoholem
Tam, gdzie Dubaj przestaje być „tańszy”, jest alkohol. Od 1 stycznia 2025 r. miasto przywróciło 30-proc. podatek municypalny na napoje alkoholowe (zawieszony w latach 2023–2024). Część dystrybutorów deklarowała czasowe „wchłonięcie” daniny, ale dla gościa barowego rachunek i tak jest wyższy niż w Polsce. Nad Bałtykiem piwo nadal bywa „wakacyjnie drogie”, jednak obciążenia systemowe w Emiratach ustawiają poprzeczkę wyżej.
Sezonowość gra bardzo dużą rolę
Kluczem do zrozumienia paradoksu „Mielna droższego od Dubaju” jest… kalendarz. Szczyt sezonu nad Bałtykiem to lipiec–sierpień, gdy popyt ściska bazę noclegową i windował już w przeszłości ceny nawet w deszczowe tygodnie. Tymczasem szczyt sezonu w Dubaju przypada na jesień i zimę (listopad–marzec), gdy robi się znośnie; sierpień to dla Emiratów niemal „martwy sezon” z piekielnym upałem, a więc i z promocjami w hotelach. Dochodzą też kwestie różnic kursowych: 1 AED to dziś około 1,00 zł i jest to najlepszy kurs jaki mogli doświadczyć polscy turyści od kilku ładnych lat.
Zestawmy to bez emocji. Jeśli planujesz sierpniowy wypad nad wodę, nocleg w Polsce może kosztować więcej niż rozsądny standard w Dubaju — bo to nasz sezon, a tam „off-season”. Jedzenie? Nad Bałtykiem „małe przyjemności” (gofry, lody) i ryba w smażalni szybko składają się na wysoki rachunek, podczas gdy w Dubaju tani street-food trzyma formę — choć nadrabia to drogi alkohol. Transport na miejscu tańszy i przewidywalny jest w Dubaju. Jeśli jednak przeniesiemy porównanie na listopad–marzec, układ sił się zmieni: Emiraty odzyskają prymat cen, a Mielno się wyciszy.
Ostatecznie ta „internetowa awantura o noclegi” odsłoniła prostą prawdę o wakacyjnej ekonomii: liczy się sezon, struktura kosztów i oczekiwania. Kto poluje na słońce „tu i teraz”, płaci premię sezonową. Kto akceptuje upał i nie potrzebuje kieliszka wina do kolacji, ten latem w Dubaju potrafi wydać mniej — nawet jeśli brzmi to jak przewrotna anegdota z sieci.
