
Trump nie bierze jeńców. Ponownie uruchamia słynne więzienie. I szykuje nowe zawirowania na giełdach
Donald Trump nie pozwala nam się nudzić. W niedzielę prezydent USA ogłosił, że ponownie zostanie otwarte Alcatraz. Słynne więzienie na wyspie nieopodal San Francisco ma być miejscem odosobnienia dla najbardziej brutalnych przestępców. Nie wiadomo, kiedy pomysł doczeka się realizacji, ale jedno jest pewne – tanio nie będzie.
Alcatraz ponownie więzieniem. Dla najgorszych bandziorów
Lokator Białego Domu za pośrednictwem platformy Truth Social stwierdził m.in., że Ameryka była nękana przez zbyt długi czas przez brutalnych przestępców oraz recydywistów. Kiedyś kraj radził sobie z nimi, zamykając ich z dala od społeczeństwa. I do tych rozwiązań warto wrócić. Odpowiednie polecenia zostały już ponoć wydane służbie więziennictwa, FBI i resortom sprawiedliwości oraz bezpieczeństwa krajowego.
Alcatraz ma być nie tylko ponownie otwarte, ale też rozbudowane. W rzeczywistości trzeba jednak mówić o budowie. Od podstaw. Bo obecnie jest to muzeum. Raczej mało przydatne do przetrzymywania więźniów. Zwłaszcza tych niebezpiecznych. Warto pamiętać, że osadzeni na słynnej wyspie byli przetrzymywani dość krótko, przez około trzy dekady. A wycofano się z tego pomysłu jeszcze w latach 60. ubiegłego stulecia. To nie był jednak koniec historii obiektu – jego mit żyje do dzisiaj, pomaga w tym popkultura.
Słynne więzienie zamknięto z powodów ekonomicznych
Czy Alcatraz zamknięto, bo zabrakło więźniów? Nie, zdecydowały względy logistyczne, budowlane i ekonomiczne. Kompleks miał swoje wady i jego funkcjonowanie było po prostu drogie. Ponowne uruchomienie więzienia i to dla najbardziej niebezpiecznych przestępców, zapewne pochłonie gigantyczne środki. Ale skoro prezydent nagle wymyślił, że to dobry pomysł… W rzeczywistości Donald Trump zapewne chciał uderzyć w sądy, bo im również dostało się w przywołanym wpisie z Truth Social.
Donald Trump chce bronić przemysłu filmowego
Wspomniałem o popkulturze i przy tym wątku też warto się zatrzymać. Prezydent USA zapowiedział, że uderzy cłami w przemysł filmowy. A wszystko po to, by ratować ten biznes w USA. Branża filmowa w Stanach Zjednoczonych znów ma być wielka. Ale jak to zwykle bywa z pomysłami obecnego lokatora Białego Domu, plan jest dość mglisty i na dobrą sprawę trudno stwierdzić, w kogo uderzą te zmiany. Finalnie pewnie i tak zapłaci klient.
Prezydent USA za pośrednictwem platformy Truth Social i w rozmowach z dziennikarzami oznajmił, że amerykański przemysł filmowy umiera bardzo szybko, że Hollywood jest zdewastowane, a inne kraje oferują przeróżne zachęty, by ściągnąć do siebie ten biznes. Bo to już kwestia bezpieczeństwa narodowego. A zawinili oczywiście jego poprzednicy. Dlatego zaczną obowiązywać 100-procentowe cła nakładane na produkcje powstające poza Stanami Zjednoczonymi.
Kto i za co zapłaci? Nie wiadomo
Sprawa wzbudza oczywiście sporo kontrowersji. Bo na razie nie ma pewności, jak owe cła będą obliczane, co stanie się podstawą do ich nakładania. Trudno też stwierdzić, co zostanie uznane za film, który podlega cłom. Czy, ewentualnie w jakim stopniu, po kieszeni dostaną amerykańskie firmy kręcące poza USA? A może dotyczy to wyłącznie produkcji zagranicznych? Chodzi o tytuły produkowane dla kina czy też np. dla sieci streamingowych i telewizji? Masa pytań, odpowiedzi niewiele. Tymczasem chodzi o wielki biznes i szereg firm notowanych na giełdzie. Ich akcjonariusze pewnie nie będą zadowoleni.
Donald Trump nie mija się całkiem z prawdą, pisząc i mówiąc o tym, że przemysł filmowy ucieka z Hollywood. W tym ostatnim jest po prostu zbyt drogo, a swoje zrobiły jeszcze pożary, które niedawno pustoszyły Kalifornię. Dlatego część produkcji przenoszona jest do innych stanów. I dzieje się to od lat. Ale coraz więcej „amerykańskich” filmów powstaje też poza granicami tego kraju. Są kręcone w Kanadzie, Australii, Wielkiej Brytanii, ale też np. Europie Środkowej. I nie dotyczy to wyłącznie jakichś niszowych produkcji, ale najgłośniejszych tytułów z budżetami sięgającymi setek milionów dolarów.
Trump wytrwa w tym postanowieniu?
Te produkcje są ściągane subsydiami, przeróżnymi ulgami, poza USA producenci też mogą liczyć na fachowców, dobre plenery czy sprzyjające prawo i lokalną administrację. I niewiele wskazuje na to, by wspomniane kraje miały zrezygnować z branży, którą u siebie rozruszały. Władze w Australii oraz Nowej Zelandii już zapowiedziały, że będą bronić swojego przemysłu filmowego. Nie można zatem wykluczac, że Donald Trump ponownie będzie musiał wycofać się ze swojego pomysłu wdrażanego w chaosie.