
Burscy farmerzy z RPA trafili do Ameryki. Fala rasistowskich protestów przeciw białym, będzie kryzys dyplomatyczny
W tym tygodniu można było obserwować ciekawy przypadek z życia politycznego, który – choć formalnie niepozorny – może być sygnałem głębokiej ideologicznej zmiany w krajach Zachodu (a zwłaszcza USA, bo o nich głównie mowa). Oto w poniedziałek grupa Afrykanerów z RPA – łącznie 59 osób – wylądowała na lotnisku Dulles International Airport pod Waszyngtonem. Uczynili to na zaproszenie administracji Donalda Trumpa, który uruchomił dla nich program wizowy. Czemu ta mała grupa miała by mieć takie znaczenie?
Otóż Afrykanerzy ci przybyli do Ameryki jako uchodźcy. Ci legalni. W sensie dosłownym uchodzą bowiem przed sytuacją polityczną i kryminalną w RPA oraz prześladowaniami przez tamtejszy rząd. Można by oczekiwać, że normalną koleją rzeczy zwolennicy „humanitaryzmu”, „praw migrantów”, „wielokulturowości” (oraz innych haseł kojarzonych ze skrajną lewicą) zareagują radością. W końcu stanowczo sprzeciwiają się oni restrykcyjnej polityce Donalda Trumpa, walczącego z nielegalną imigracją.
Tymczasem tutaj nie. Dokładnie te środowiska (oraz kojarzone z nimi media) nie tylko nie przyjęły tego faktu przyjaźnie, ale wręcz przeciwnie. Zareagowały wybuchem wściekłości oraz szeregiem najcięższych w swej optyce oskarżeń. I żądają, aby akurat tych uchodźców nie przyjmować. Powód? Otóż Afrykanerzy – jak określa się Burów, czyli holenderskich oraz częściowo niemieckich i francuskich osadników, którzy przybyli na południe Afryki jeszcze w XVII wieku – są biali. A to dla tzw. środowisk postępowych najwyraźniej zbrodnia niewybaczalna.
Media prawdę ci powiedzą
Powody, dla których Trump otworzył możliwość przeniesienia się do USA dla Burów i ogółem białych mieszkańców RPA, amerykański prezydent tłumaczył osobiście.
Czynili to także członkowie jego ekipy – wskazując na powszechnie dostępne, lecz najczęściej zupełnie nieobecne w tzw. „głównym” obiegu medialnym konkluzje. Te mianowicie, że w RPA apartheid wcale nie skończył się w 1994, wraz z przejęciem władzy przez Afrykański Kongres Narodowy (ANC), komunizującą partię czarnych, oraz jej terrorystyczne bojówki, Umkhonto WeSwize. Nie tylko się nie zakończył, ale z biegiem czasu, w ciągu ostatnich trzech dekad cały czas rosła jego restrykcyjność i brutalność.
Oczywiście z tym podstawowym założeniem, że jego sprawcami byli teraz czarni. Zaś fakt ten przez większość czasu po prostu ignorowano, zwłaszcza w przekazie tych samych mediów, które niegdyś z fanatyzmem atakowały białe rządy RPA, zaś dziś z nie mniejszym zapałem głoszą wyższość „społeczeństwa wielokulturowego”. Oczywiście tylko w krajach „etnicznego Zachodu” I tylko one mają rzekomo „moralny obowiązek” przyjmować na swój koszt miliony czarnych imigrantów.
Natomiast gdy kraje Trzeciego Świata, zwłaszcza te zamieszkałe przez czarnych, angażują się w masowe, systemowe prześladowania wobec białej ludności – są usprawiedliwiane hasłami o „sprawiedliwości restoratywnej” (!). „Bo akurat im wolno?”, chciałoby się dopowiedzieć pytanie w reakcji na absolutną ciszę ze strony tych samych mediów, które z fanatyzmem atakowały białe rządy RPA
Kto komu „ukradł” ziemię?
Iskrą, która sprawiła, że Trump – jako pierwszy prezydent USA od niepamiętnych czasów – zwrócił uwagę na zupełnie ignorowaną kwestię agresywnego rasizmu przeciw białym, a uprawianego przez czarnych, (niejednokrotnie przy okazji twierdzących, że to oni są ofiarami „opresji”) – była bolszewicka z ducha poprawka do konstytucji, którą na początku tego roku przeforsowały władze RPA z nieprzerwanie rządzącego tam od trzech dekad ANC, przy wsparciu innych partii czarnych rasistów, jak zwłaszcza EFF.
Zakłada ona wywłaszczanie bez odszkodowania majątków białych, w szczególności – farm i ziemi należących do Burów. Farmy te, najczęściej dobrze prosperujące długo budziły zazdrość murzyńskich aktywistów – tym bardziej, że konkurencyjne farmy, które przy szeroko zakrojonym wsparciu władz zakładali czarni, najczęściej okazywały się finansową katastrofą i festiwalem niekompetencji. Rozwiązanie władz oraz „czarnego” elektoratu? Oczywiście – odebrać białym i zawłaszczyć dla siebie.

Jest to okraszone propagandowymi nowotworami o rzekomo „skradzionej” przez Europejczyków ziemi czarnych. I która z tego względu moralnie należy się tym ostatnim, zaś biali „ciemiężyciele” powinni ją dlatego stracić. Oczywiście wersja ta pomija tę drobną nieścisłość historyczną, że Burowie byli na południu Afryki… pierwsi. Współcześni czarni mieszkańcy RPA to bowiem potomkowie ludów Bantu, które poczęły tam migrować dopiero w XVIII wieku. I kraść ziemię białych.
Równość, czyli preferencje dla czarnych
Warto zaznaczyć, że w realiach RPA nie byłoby to absolutną, żadną nowością. Już teraz obowiązują tam bowiem 142 (!) przepisy, których zadaniem jest faworyzowanie czarnych we wszelkich dziedzinach życia społecznego i gospodarczego. I rugowanie z tego życia białych. Ci ostatni zawsze są na ostatnim miejscu, jeśli chodzi o dostęp do edukacji, służby zdrowia czy usług publicznych. Spotykają się z szykanami urzędowymi, zaś sądy czy administracja otwarcie uzależniają decyzje czy wyroki od rasy.
Dla „czarnej opinii publicznej” – która wcale zresztą nie obejmuje nawet wszystkich czarnych – nie są jednak ważne fakty, lecz emocje, wściekłość i poczucie zazdrości. Te właśnie czynniki kształtowały politykę ANC i innych czarnych partii przez ostatnie lata. W efekcie tego założenie wspomnianych przepisów jest jasne (a władze niezbyt się z nim kryją). Chodzi o to, by sprawić, aby białym po prostu żyło się gorzej niż czarnym. Nawet jeśli ci pierwsi na swoje życie ciężko zapracowali, zaś ci drudzy oczekują „zabezpieczenia socjalnego”.

W rezultacie, próbując jakoś sobie życiowo radzić, mieszkańcy RPA o europejskim rodowodzie korzystają z prywatnej służby zdrowia, własnych szkół społecznych, usług prywatnych służb ochrony, a nawet prywatnych prokuratorów. I dokładnie zresztą tego powodu – jak zawsze zresztą, gdy Burowie w czymkolwiek dysponują wyższym standardem niż najniższy dostępny dla czarnych – oskarżani są o rasizm. I o to, że nie chcą dzielić „demokratycznej wspólnoty” z czarnymi.
Wydaje się wręcz niewyobrażalne, by w dzisiejszych czasach rząd jakiegokolwiek kraju mieniącego się demokratycznym (a przymiotnik ten rząd RPA odmienia co drugie słowo), prezentowały stosunek do grupy obywateli swojego kraju, który nie odbiega zbytnio od podejścia Narodowych Socjalistów do Żydów w latach 30′. Dzisiejsza Republika Południowej Afryki niewiele jednak odbiega od tego schematu – z tą różnicą, że w odróżnieniu od III Rzeszy, RPA jest mimo to chwalona przez postępowe media.
RPA – współczesne pola śmierci
Eksplorując nieco bardziej dalsze podobieństwa „czarnej” i rzekomo demokratycznej RPA z pierwszymi latami III Rzeszy (tych bowiem, niestety, nie brakuje), stwierdzić trzeba, że klimat prawny to tylko część całokształtu. Drugą stroną jest klimat bezprawny – a ściślej, gigantyczna skala przestępczości i kryminalnego terroru. Ten dotyka oczywiście wszystkich mieszkańców tego kraju (co naturalne w przypadku gigantycznego bezrobocia, postępującej zapaści gospodarczej i szalejącej korupcji).
Rzecz jednak w tym, że ten wymierzony w białych nie tylko nie jest jakoś mocno zwalczany, ale traktuje się go pośród czarnych z pobłażaniem i szyderczymi uśmiechami. Władze oficjalnie zaprzeczają, jakoby istniał jakikolwiek problem. Tym zaś, którzy – jak burska organizacja AfriForum – stara się nagłaśniać problem, grożą wyrokami karnymi pod sfingowanymi zarzutami „zdrady”. To samo dotyczy dziennikarzy niepowielających ich oficjalnej (i wyjątkowo wręcz tępej, nawet jak na media publiczne) narracji.
Zarazem sami członkowie tych władz w swych publicznych wypowiedziach (tyle, że tych adresowanych na rynek wewnętrzny i do zwolenników) pozwalają sobie na nieco większą szczerość. Jeśli hasła owe nie przywodzą na myśl czasów słusznie minionych rodem z I poł. XX wieku, to zasadnym byłoby pytanie, co w takim razie przypominają…?
Naturalnie, w powyższych hasłach, a także działalności czarnych bojówek instytucje południowoafrykańskiego państwa nie widza nic zdrożnego. Bo nie – a tak w ogóle skoro są biali, to przecież z definicji stanowią „ciemiężców”, a zatem im się należy…

Co razi nawet samych czarnych. Szczególnie tych, którzy zdają sobie sprawę z konsekwencji ekonomicznych długotrwałej zapaści wywołanej przez czarny apartheid po 1994 r.
’Małpia’ złośliwość
W tych warunkach specjalny program wizowy, który decyzją Trumpa otworzono dla białych mieszkańców RPA (choć nie tylko – mogą zeń skorzystać także „kolorowi”, jak się ich tam określa, oraz inne dyskryminowane mniejszości etniczne) nie dziwi. Jeśli cokolwiek może tu zaskakiwać to raczej opór przed jego uruchomieniem – ze strony tych samych środowisk, które nie widziały żadnego problemu w całych milionach czarnych i brązowych imigrantów szturmujących granice USA.
Jego zapiekłym wrogiem okazały się, naturalnie, władze RPA. Rządząca partia ANC opublikowała sążniste stanowisko – w którym zarzuca białym mieszkańcom RPA, że opuszczając ten kraj wobec fali terroru i dyskryminacji na każdym kroku, uciskają przez „sprawiedliwością, równością i odpowiedzialnością”, wymierzaną im przez czarną większość. I mając to na względzie, rządząca partia – jeśli komuś mieściłoby się to w głowie – żąda odebrania białym możliwości wyjazdu.
Również prezydent RPA, Cyril Ramaphosa, oskarżył wyjeżdżających z kraju o bycie „tchórzami”. I dodał, że ci, którzy uciekli przed prześladowaniami, na pewno szybko doń wrócą. Z pewnością. Pan prezydent jest tego taki pewien, ponieważ „nie ma takiego drugiego kraju jak Afryka Południowa”. Patrząc na statystyki przestępczości czy ilość rasistowskich praw (w obydwu kategoriach RPA jest światowym liderem), faktycznie nie sposób się nie zgodzić – nie ma takiego drugiego…
Ramaphosa chce o programie rozmawiać w toku nieodległej wizyty w Białym Domu. Ciężko przewidzieć, czy uda mu się cokolwiek załatwić. Zwłaszcza że jego stosunki z Białym Domem są napięte (m.in. właśnie z uwagi na ustawę o wywłaszczeniach bez odszkodowania), przez co Trump zablokował wszelką pomoc finansową dla RPA.
Dokąd zmierza RPA
Prócz samych zachęt – w przypadku których zapewne nawet czarni politycy zdają sobie sprawę, że nikogo nie przekonają – Burom usiłuje się też fizycznie utrudnić wyjazd. Czarni nacjonaliści, nie tylko z RPA, ale też innych krajów Afryki, organizują się bowiem online, aby złośliwie składać fałszywe wnioski wizowe na stronie amerykańskiej ambasady w Pretorii, przez którą można się w programie rejestrować. Tak, by stronę zatkać. i uniemożliwić to Burom.
Na dłuższą metę ów prymitywny atak DDoS nie uniemożliwi Afrykanerom wyjazdu, ale sytuacja ta każe zadać pytanie. Nie „do czego zmierza RPA” – bo to jest względnie przewidywalne (wystarczy spojrzeć na przykład Zimbabwe), ale jaki w istocie mają cel czarni politycy i aktywiści? Czy poza „dopiec białym, a tak w ogóle to jesteś rasistą” oni sami i ich również rasistowscy wobec białych klakierzy w Europie i USA mają jakiś głębszy program intelektualny?