Berlin chce deportować migrantów do krajów trzecich. UE pęka — czy powstaje nowa „twierdza Europa”?

Kiedy Friedrich Merz przejmował stery niemieckiego rządu, jego kampania opierała się na jednym, wyraźnym haśle: „Musimy odzyskać kontrolę.” Chodziło o migrację, granice. Oraz silne państwo, które nie ugina się pod ciężarem kolejnych fal uchodźców i imigrantów.

Dziś minister spraw wewnętrznych Niemiec, Alexander Dobrindt, stawia sprawę jasno: albo Unia Europejska zgodzi się na model deportacji do państw trzecich, albo kryzys migracyjny wejdzie w nową, niebezpieczną fazę.

Niemcy chcą zdecydować o swojej przyszłości. Problem związany z imigrantami dostrzegają już wszyscy politycy. Wiedzą, że nierozwiązywanie go, może kosztować porażkę w wyborach. Zatem nawet Bruksela musi zrobić coś, jeśli chce utrzymać się na powierzchni.

Nowy pomysł starych polityków

W rozmowie z „Welt am Sonntag” Dobrindt nie owijał w bawełnę: „Potrzebujemy krajów trzecich, które przyjmą migrantów, którzy nie mogą wrócić do ojczyzny. Nie da się tego zrobić samodzielnie. Musi to być decyzja całej Unii.”

Słowa te padają w szczególnym momencie. Liczba przybywających do Europy migrantów co prawda spada, ale nastroje społeczne – zarówno w Niemczech, jak i we Francji, Holandii czy Włoszech – są bardziej napięte niż kiedykolwiek.

Powody? System socjalny jest przeciążony, ośrodki przeludnione, liczba przestępstw rośnie, a poziom bezpieczeństwa w tysiącach europejskich miast spadł. Panuje polityczny marazm.

Europejski sen o „Rwandzie w wersji UE”

Inspiracja nie bierze się znikąd. Wspomniane zostały już wcześniej modele brytyjski i włoski. Wielka Brytania próbowała deportować nielegalnych imigrantów do Rwandy — plan ten został ostatecznie porzucony przez premiera Keira Starmera. Włochy zawarły umowę z Albanią na przetwarzanie wniosków azylowych — ale i ten projekt utknął w sądach. Teraz Berlin chce czegoś podobnego, ale z poparciem całej Unii. Bruksela nie mówi „nie”, ale raczej „chwilowo nie teraz”.

Dla wielu obywateli krajów UE ten pomysł brzmi rozsądnie. „Skoro ktoś nie ma prawa do azylu, to dlaczego mamy go zatrzymywać?” — pytają komentatorzy, wyborcy, a nawet część centrolewicy. Ale eksperci od prawa międzynarodowego, organizacje broniące praw człowieka i ONZ ostrzegają: to balansowanie na granicy prawa.

Dobrindt ma rację w jednym: żadne państwo członkowskie nie wdroży takiego modelu samodzielnie bez ryzyka chaosu prawnego. Ale pytanie brzmi. Czy Unia złożona z 27 krajów, z różnymi podejściami do granic, migracji i solidarności będzie w stanie mówić jednym głosem?

Bo jeśli nie, to czeka nas powrót do scenariusza z 2015 roku. Zamykane granice, napięcia między sąsiadami, populizm i kryzys instytucjonalny. Być może najważniejsze pytanie brzmi: czy Europa wraca do idei „Twierdzy”? Zewnętrzne ośrodki przetrzymywania migrantów, twarde kontrole na granicach, selekcja jeszcze przed przyjazdem — wszystko to brzmi znajomo.

I niekoniecznie demokratycznie. Dobrindt rozumie nastroje społeczne i polityczne — ale czy jego plan nie przekształci UE w fortecę, której społeczeństwo chce? Wszystko wskazuje na to, że decydujące tygodnie nadejdą przed 14 lipca, gdy Komisja Europejska ma przedstawić szczegóły nowych regulacji i możliwych mechanizmów współpracy z krajami trzecimi.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.