Avi Loeb z Harvard University: 'Kosmici ze statku 3I/ATLAS testują ludzkość’. Co się dzieje?
Na początku lipca 2025 roku teleskopy zarejestrowały nowy gość w Układzie Słonecznym – obiekt nazwany 3I/ATLAS. Oficjalna etykieta: kometa. Naukowy odruch warunkowy zadziałał błyskawicznie – od dwóch stuleci każdą kulę lodu czy kamień pędzący z głębi kosmosu wpisujemy w dobrze znany katalog 'resztek po powstaniu planet’. Problem w tym, że ten przybysz nie do końca zachowuje się jak typowa kometa. Pisaliśmy o tym kilkukrotnie m.in. tutaj. Dziś znów odwołamy się do publikacji Aviego Loeba, profesora Harvard Univeristy, który uważnie śledzi 'losy’ międzygwiezdnego planetu 3I/ATLAS.
Historia się powtarza?
Historia zna takie momenty, gdy oczywiste prawdy trzeba było wywalczyć. Loeb w najnowszej publikacji wspomina rok 1794, gdy Ernst Chladni odważył się stwierdzić, że meteoryty spadające na Ziemię pochodzą z kosmosu. W odpowiedzi środowisko naukowe nie tylko się obruszyło, ale i drwiło. Dopiero głośny „deszcz kamieni” nad francuskim L’Aigle w 1803 roku zamknął spór. Od tego momentu „kamienie z nieba” stały się naukowym faktem, a nie herezją.
Dziś stoimy być może w podobnym punkcie zwrotnym. W epoce Sputnika, Tesli Elona Muska krążącej wokół Słońca i górnego stopnia rakiety mylonego z asteroidą, trudno utrzymywać, że każdy obiekt międzygwiezdny to wyłącznie bryła lodu czy skały. 3I/ATLAS zupełnie podobnie jak wcześniejszy, słynny ‘Oumuamua ma cechy, które kłócą się z prostym scenariuszem „kometa jak każda inna”. Brak typowego ogona, nietypowe położenie pyłowego obłoku, a przede wszystkim niemal niemożliwe zbiegi okoliczności w trajektorii i czasie przelotu.
Gdyby to była czysta statystyka, mówilibyśmy o prawdopodobieństwach rzędu dziesiętnych promili. A jednak obiekt leci kursem, który idealnie wpisuje się w przelot w pobliżu Marsa, Wenus i Jowisza – jakby zaplanowany. Można machnąć ręką i uznać to za przypadek… Ale można też zadać niewygodne pytanie: czy to możliwe, że ktoś – lub coś – testuje naszą zdolność rozpoznania sygnału wśród kosmicznego szumu?
Test Turinga na mieszkańcach Ziemi?
To tu właśnie porównanie Loeba do testu Turinga jest kuszące. W klasycznym wariancie oceniamy, czy maszyna potrafi udawać człowieka. W wersji kosmicznej rolę egzaminatora mogłaby pełnić cywilizacja znacznie starsza i mądrzejsza od naszej. Wysyła obiekt z cechami wymykającymi się standardowym kategoriom i patrzy, czy ktoś na Ziemi zauważy różnicę… Czy też kurczowo trzymać się będziemy podręcznikowych definicji.
Oczywiście, to hipoteza, nie dowód. Nauka wymaga twardych danych, a te zbierzemy dopiero jesienią, gdy 3I/ATLAS zbliży się do Słońca. Jeśli rozwinie się typowy, gazowy warkocz – koniec spekulacji, wracamy do rozdziału „komety”. Ale jeśli zachowa się inaczej, możliwe, że będziemy zmuszeni przepisać fragment podręczników.
Istnieje też wymiar strategiczny. Jeśli kiedykolwiek trafimy na obiekt faktycznie technologiczny, konsekwencje gospodarcze i polityczne będą gigantyczne… Od nowej ery badań kosmosu po globalne dyskusje o bezpieczeństwie. Paradoksalnie, największym zagrożeniem może okazać się nie wrogość przybysza, lecz nasza własna niezdolność do rozpoznania, z czym mamy do czynienia.
W finansach mówimy, że „ryzyko, którego nie widzisz, jest tym, które cię pogrąża”. W kosmosie ta zasada obowiązuje również. Podobnie Mark Twain mówił, że zagrożeniem dla człowieka nie jest to, czego nie wie, ale to, o czym święcie przekonany jest, że wie wszystko… A co okazuje się nie być prawdą. Na razie możemy zrobić jedno. Patrzeć uważnie. Nie po to, by z góry wierzyć w sensacyjne teorie, ale by nie przegapić momentu, w którym rutyna przesłoni nam oczy.

nie jesteśmy sami w kosmosie – w przeciwnym razie było by to straszne marnotrawienie przestrzeni