Złotą kulą w cła? Szwajcaria oferuje inwestycje w kruszce, by obejść retorsje USA
Szwajcaria, która stoi w obliczu zaporowych amerykańskich ceł na swój eksport kierowany do USA, być może znalazła drogę do rozwiązania tego problemu. Skądinąd w sposób analogiczny do tego, w jaki sposób cała kwestia ceł na Szwajcarię w ogóle się pojawiła. Jest nim złoto, a konkretnie sektor metali szlachetnych w USA, notabene mający tam szerokie perspektywy rozwojowe w związku z mającą tam miejsce, długofalową ewolucją stosunku do kruszców jako środka monetarnego.
Cła, które administracja Donalda Trumpa tyleż niespodziewanie, co w sposób dla ich adresatów szokujący nałożyła na Konfederację Szwajcarską – rzędu 39% – są najwyższe ze wszystkich krajów rozwiniętych świata. Z wyższymi spotkały się tylko autorytarne państwa w Afryce i Azji bądź te, które znajdują się z Ameryką w politycznym sporze. Dla malutkiego, choć bardzo bogatego kraju, jakim jest Szwajcaria, osłupienie było tym większe, że nic wcześniej nie zapowiadało takiego obrotu wydarzeń.
Władze Stanów Zjednoczonych nie kierowały bowiem wcześniej pod adresem Helwetów żadnych większych pretensji ani zadrażnień. Jak się okazało, decyzję o tak wysokim poziomie ceł Biały Dom miał podjąć po skonstatowaniu wymiaru deficytu handlowego, jaki USA miało w stosunkach ze Szwajcarią. Tyle tylko, że nominalna wartość tego deficytu nijak się ma do rzeczywistości i w niewielkim stopniu oddaje faktyczny wymiar relacji handlowych między tymi krajami.
Szwajcaria wybudzona ze złotego snu
Jak już pisaliśmy, za ogromną nadwyżkę, którą w handlu z USA Szwajcaria w teorii odnotowała właśnie w tym roku, odpowiada przede wszystkim złoto. A konkretnie – ogromna fala kruszcu, jaka pomiędzy listopadem 2024 r. a kwietniem 2025 r. napłynęła do Ameryki w związku z anomaliami cenowymi (wywołanymi z kolei, jak na ironię, oczekiwaniami rynków w odniesieniu do polityki celnej Trumpa). Jako źródło znacznej części, albo nawet większości tego złota, figurowała właśnie Szwajcaria.
Tyle że było tak jedynie formalnie. Szwajcarski sektor złotniczy po prostu pośredniczył w tym eksporcie, przetapiając 400-gramowe sztabki (używane w Londynie) na 100- i 1000-gramowe (używane w Nowym Jorku/Chicago). Prócz jednak marży, jaką tamtejsze rafinerie przy tej okazji pobierały, Szwajcaria nie zbierała zysków z eksportu tak ogromnej ilości złota do Ameryki. Te, co oczywiste, trafiały do kieszeni podmiotów z całego świata, które to złoto do USA sprzedały.
Dogmatycznie postrzegane w Białym Domu pryncypia walki z amerykańskim deficytem handlowym nie czyniły jednak rozróżnienia pomiędzy takimi niuansami. Klamka zapadła, i w sierpniu tego roku Szwajcaria znalazła się w obliczu zaporowych ceł. I oczywiście przyniosły one efekt spodziewany. Szwajcarski eksport do Ameryki już odnotował straty, zaś perspektywy wzrostu gospodarczego tego alpejskiego kraju musiały zostać zredukowane. Od razu jednak należy dodać – formalnie „ucierpiał”, i formalnie „zredukowane”.
Złotym klinem?
O co chodzi? Helwecka gospodarka jest bardzo specyficzna, i na eksport do USA trafiały stamtąd głównie wysoko zaawansowane produkty przemysłu precyzyjnego, leki i farmaceutyki oraz właśnie złoto. To ostatnie, znów dość ironicznie, zostało z ceł… wyłączone (i to decyzją samego Donalda Trumpa). Reszta musi się z nimi mierzyć, jednak przedstawiciele szwajcarskiego przemysłu dość szybko zasygnalizowali, że zamiast ponosić te cła, po prostu je obejdą, eksportując je np. za pośrednictwem spółek w UE.
Mimo to, szwajcarskie władze chcą wynegocjować redukcję ceł, aby takie manewry nie były konieczne. Władze w Bernie zwróciły się zatem z nową propozycją wobec Waszyngtonu. Aby zniwelować tak ogromną rzekomo nadwyżkę w handlu z USA, będącą „dziełem” szwajcarskiej branży kruszców, Szwajcaria proponuje inwestycje w analogiczną branżę w Ameryce. Helweckie rafinerie złota miałyby zaś (mimo ich niechęci) przenieść za ocean niektóre operacje – takie jak właśnie przetop sztabek na inne ich wagomiary.
Są to, skądinąd, składniki ich działalności, które przynoszą stosunkowo najmniejszą marżę – ale też w stosunkowo największym stopniu zaznaczają się w rozliczeniach celnych. Przeniesienie ich w dużej mierze likwidowałoby nierównowagę bilansu – jednocześnie nie czyniąc zauważalnej różnicy w stosunkach gospodarczych jako takich. Amerykanie do propozycji na razie się nie ustosunkowali, choć w kontakcie z Bernem mają być tamtejszy Departament Skarbu oraz Biuro Przedstawiciela Handlowego.
