Wolność, równość, cudze srebro! Kradzież z Pałacu Elizejskiego, kamerdyner Macrona aresztowany
Trzy osoby zostały aresztowane pod zarzutami masowej, rozciągniętej w czasie kradzieży – której ofiarą miała paść oficjalna rezydencja prezydentów Francji, Pałac Elizejski. Złodzieje mieli systematycznie okradać ową rezydencję z kosztowności, szczególną uwagę zwracając na srebro, porcelanę oraz inną reprezentacyjną zastawę stołową i zabytkowe utensylia. To kolejna spektakularna kradzież kruszców i kosztowności, która każe zadać pytanie o głębszy problem, z jakim najwyraźniej mierzy się Francja.
W gronie aresztowanych znalazł się główny kamerdyner Pałacu Elizejskiego, niejaki Thomas M. Pełnił on tam funkcję argentiera, czyli osoby odpowiedzialnej za zarządzanie srebrną zastawą. I „zarządzał” nią – skrupulatnie umniejszając jej zapas, „nadwyżki” upłynniając je na rynku. Aby nikt nie zorientował się, że kosztowności rezydencji francuskich prezydentów w tajemniczy sposób znikają, miał on fałszować inwentarze dokumentujące stan sprzętu.
Co ciekawe, częściowo nawet czynił to na zapas, przygotowując stosownie podrobioną dokumentację akonto „zniknięć” planowanych w przyszłości. Jego łupem padły zabytkowe srebrne naczynia czy okazy porcelany ze słynnej wytwórni w Sèvres. W wyprowadzaniu zdobyczy pomagał mu niejaki Ghislain M., notabene były strażnik w Luwrze (skądinąd – z taką ochroną, nic dziwnego, że Luwr tak łatwo okradziono…), który przechowywał ją u siebie.
Wreszcie, pokątną sprzedażą prezydenckich kosztowności zajmował się trzeci, niewymieniony z imienia wspólnik. Podano jednie, że był on antykwariuszem, z czego korzystał, by wprowadzać skradzione przedmioty do obrotu. Skradziono ich łącznie ok. 100, zaś proceder ich „znikania” miał trwać od dwóch lat – i do niedawna nie przyciągało to uwagi. Straty oficjalnie szacuje się na 15-40 tys. euro – tchnie to jednak „urzędowym optymizmem”, skoro wartość niektórych przedmiotów opiewać ma na setki tysięcy….
Francja pod strumieniem wtop
To kolejny podobny przypadek – w ciągu ostatniego półrocza Francja doświadczyła spektakularnych, sensacyjnych – i kompromitujących – kradzieży arcycennych eksponatów z kolekcji napoleońskiej Luwru. Wcześniej, we wrześniu, doszło także do kradzieży samorodków zawierających złoto i srebro (pokaźnych, bo o łącznej wadze ok. 6 kg) z Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu. A było jeszcze brawurowe włamanie do rafinerii złota w Lyonie, zakończone jej obrabowaniem. Skradziono nawet tkwiący w skale miecz będący jakoby Durandalem, bronią Rolanda.
Teraz do tej listy dołączył Pałac Elizejski. Nie od rzeczy byłoby tu zadać pytanie, co w zasadzie porabiają władze V Republiki, skoro nie potrafią zapobiec serii coraz bardziej bezczelnych kradzieży nie tylko ze znanych na cały świat muzeów, ale także z obiektu, który wedle logiki powinien być chroniony najlepiej, jak to tylko możliwe. Co będzie dalej? Obrabowanie Banku Francji, czy może kradzież elementów atomowych okrętów podwodnych, by wytopić z nich cenne metale…?
Sprawa nabiera już zresztą głębi politycznej – opozycja (zwł. Zjednoczenie Narodowe) zarzuca bowiem rządowi skrajną nieudolność, której efektem mają być właśnie te kradzieże. Politycy opozycji twierdzą, że rząd Macrona kieruje się w swych nominacjach nie kompetencjami, lecz ideologią oraz lojalnością. I choć podobne zarzuty ze strony opozycji nie są niczym nowym, to w chaotycznej sytuacji politycznej, w której znajduje się dziś Francja, nawet drobne kwestie mogą mieć nieproporcjonalne znaczenie.
