To złoto wywołało odwet Trumpa? Szwajcaria w obliczu retorsyjnych ceł – i w szoku
Falę początkowego niedowierzania, następnie zaś osłupienia przyniosło zeszłotygodniowe nałożenie przez Donalda Trumpa ceł na kolejny kraj. Tym razem ofiarą jego protekcjonistycznej polityki padła Szwajcaria. I to jak – cła nałożone na Helwetów, rzędu 39%, okazały się należeć do najwyższych na świecie. Oszołomienie było tym większe, że jedynie kilka krajów, i to tych należących do grona raczej odległych politycznie od Stanów Zjednoczonych, spotkało się z większymi i bardziej bolesnymi restrykcjami.
Tymczasem relacje, które Szwajcaria utrzymywała dotąd z USA, były wręcz modelowo bezkonfliktowe. Głęboko zakorzeniona neutralność polityczna sprzyjała rozwojowi relacji gospodarczych oraz współpracy Amerykanów ze szwajcarskim sektorem bankowym, tamtejszymi wytwórcami farmaceutycznymi czy przemysłem precyzyjnym. Miarą tego, jak postrzegana była Szwajcaria w Waszyngtonie, może być to, że w dużej mierze pośrednictwo Berna pomogło w nawiązaniu handlowych negocjacji amerykańsko-chińskich.
W tym kontekście zeszłotygodniowe wprowadzenie 39-procentowych ceł wygląda niemal jak (by posłużyć się przykładem z notabene amerykańskiej historii) gospodarcze Pearl Harbor w stosunku do alpejskiej Konfederacji. Czy może nawet jak coś bardziej rażącego – japoński atak na flotę Pacyfiku, jakkolwiek stanowił niewątpliwą agresję, poprzedziły długotrwałe amerykańskie sankcje i retorsje (o czym dziś, w kontekście doświadczeń II wojny światowej, dość mało i niechętnie się wspomina).
W tym tygodniu naszym wrogiem jest…
Tymczasem Szwajcaria nie podejmowała przecież żadnych wymierzonych w Stany Zjednoczone kroków, nie spiskowała z Chinami czy Rosją ani nic takiego… Dlaczego zatem Trump miałby rozpoczynać irracjonalną wojnę handlową z dotychczasowym jeśli nie sojusznikiem, to przynajmniej dobrym partnerem? Zwłaszcza w sytuacji, w której coraz krótsza i bardziej zmienna jest lista krajów, które Ameryka może do tego grona zaliczyć?
Wiele wskazuje, że zdecydowało o tym złoto. A ściślej – fenomen gospodarczy, którego złoto było głównym elementem. I by było jeszcze bardziej paradoksalnie, był to fenomen wywołany przede wszystkim przez samego Trumpa (!). Chodzi tutaj o zjawisko, które można było obserwować od listopada zeszłego roku do marca br. Objawiało się ono masową, gigantyczną wysyłką fizycznego złota z rynków światowych do USA, przede wszystkim do magazynów giełd w Nowym Jorku i Chicago.
Jego przyczyną były właśnie zapowiedzi Trumpa dot. rychłego wprowadzenia ceł, głośno artykułowane w czasie kampanii wyborczej. Po jego wyborze w listopadzie zeszłego roku zapowiedzi te nagle nabrały cech realności. Oczekiwania rynków dot. ceł na złoto sprawiły, że fizyczny metal gwałtownie w Ameryce podrożał. Traderzy, dealerzy, fundusze czy rafinerie kruszcu wręcz rzuciły się wysyłać za Ocean wszelkie dostępne w formie fizycznej złoto. Byle zdążyć przed zapowiadanymi cłami…
Szwajcaria na górze kruszcu (rafinowanego)
Tymczasem z początkiem kwietnia tego roku okazało się, że nic takiego nie będzie. Złoto zostało wyłączone z planowanych przez Trumpa ceł. Entuzjazm rynkowy opadł – w międzyczasie jednak do Ameryki trafić miało 26,5 mln uncji złota (a także 174,6 mln uncji srebra). Co z tym wszystkim ma jednak wspólnego Szwajcaria? To, że ten alpejski kraj stanowił pośrednika w odniesieniu do znacznej części tych transakcji. Nawet zresztą normalnie kosztowności stanowią formalnie największa pozycję jego eksportu.
Szwajcarski sektor menniczy i rafinacji złota stanowi bowiem światowego potentata o uznanej pozycji. Dlatego też to tam kierowano wiele powszechnie spotykanych, 400-gramowych sztabek złota (oraz innych niestandardowych wymiarów), aby odlać z nich 100- lub 1000-gramowe wagomiary, których wymagają giełdy amerykańskie. Warto tu jednak zaznaczyć, że pomimo ogromnej, w liczbach bezwzględnych, wartości przetwarzanego kruszcu, prowizja rafinerii za ową obróbkę jest stosunkowo niewielka.
Złoto, czyli tam i z powrotem
Wszystko to nie miało jednak znaczenia z perspektywy statystyk. W myśl rysowanego przez nich obrazu, Szwajcaria wypracowała gigantyczną, wielomiliardową nadwyżkę handlową w relacjach z USA – nawet mimo faktu, że realne profity szwajcarskich podmiotów z tytułu pośrednictwa nie były tak wielkie. Do bilansu handlowego wliczono bowiem całą wspomnianą wyżej, czysto formalną z punktu widzenia profitów Helwetów wartość kruszcu.
A na to Trump zareagował w swoim stylu. Pytanie jedynie (uzasadnione szczególnie w świetle zmienności polityki Waszyngtonu w ostatnich miesiącach), czy cła te się utrzymają. Po okresie szału na złoto w USA fala się odwróciła, i gdy stało się jasne, że ceł na sam królewski metal nie będzie, znaczna jego część wróciła do Europy i Azji. Bardzo możliwe, a wręcz prawdopodobne, że odliczając złoto (zaś wliczając takie elementy jak np. usługi IT), bilans handlowy między tymi krajami będzie znacznie bardziej zbliżony.
Nie wiadomo na razie, czy szwajcarska Rada Federalna (tj. tamtejszy rząd) planuje jakieś kroki odwetowe, czy też stawia na dalsze negocjacje.
