Stagflacja w Stanach Zjednoczonych? Złoto rośnie. 'Dzieje się coś dziwnego’
Notowania złota zaczęły tydzień spokojnie, ale na wyjątkowo wysokich poziomach blisko 3400 dolarów za uncję. To rezultat wyraźnej zmiany tonu w polityce monetarnej Rezerwy Federalnej. Wystąpienie Jerome’a Powella w Jackson Hole przyniosło sygnał, na który rynek czekał od miesięcy: wrześniowa obniżka stóp jest praktycznie przesądzona. Pytanie nie brzmi już „czy”, lecz „jak głęboko” Fed pójdzie z cięciami i co stanie się później.
Traderzy wyceniają dziś ponad 85% prawdopodobieństwo cięcia we wrześniu. Niektórzy m.in. Barclays czy BNP Paribas obstawiają także kolejną redukcję w grudniu. W tle pozostaje jednak duża niepewność. Inflacja wciąż utrzymuje się powyżej celu, a rynek pracy zaczyna wykazywać oznaki zmęczenia. To niezwykłe połączenie. Gospodarka niby jeszcze nie jest w recesji… Ale Fed coraz bardziej boi się nadmiernego zacieśnienia.
Powell przyznał, że sytuacja jest „trudna do zarządzania”. Wskazał na osłabienie zatrudnienia (średnio zaledwie 35 tys. nowych miejsc pracy miesięcznie w ostatnim kwartale) i słabnący wzrost PKB, który spowolnił do 1,2% w pierwszej połowie roku. Jednocześnie nowe taryfy handlowe podbijają ceny konsumenckie, windując lipcową inflację PCE do prawie 3%.
To klasyczny scenariusz 'początku stagflacji’ w którym Fed balansuje między ryzykiem inflacji a ryzykiem spowolnienia.
Złoto największym beneficjentem wahań Fed
Dla złota to niemal idealne środowisko. Kruszec, który nie płaci odsetek, zyskuje, gdy realne rentowności amerykańskich obligacji spadają, a dolar traci impet. W piątek, tuż po wystąpieniu Powella, indeks dolara zsunął się z dwutygodniowych maksimów, a rentowność dwuletnich Treasuries gwałtownie spadła. Złoto wystrzeliło do 3 378 USD, najwyżej od połowy miesiąca, a dziś jedynie konsoliduje ten ruch.
Od początku roku notowania metalu wzrosły już o ponad jedną czwartą – wynik, którego dawno nie widzieliśmy. Co ciekawe, główny impuls wzrostowy przyszedł w pierwszych czterech miesiącach roku, gdy napięcia geopolityczne i zakupy banków centralnych zwiększyły popyt na bezpieczne aktywa. Teraz rynek gra przede wszystkim na Fed i jego pivot… Choć w tle nadal żyją obawy o kolejne zaognienie globalnych konfliktów.
UBS czy inne duże domy zarządzania majątkiem nadal widzą przestrzeń do wzrostów cen złota. Ale jednocześnie dane z CFTC pokazują, że fundusze hedgingowe mocno ograniczyły swoje długie pozycje – do najniższego poziomu od sześciu tygodni. To sygnał, że część graczy uważa obecne poziomy za zbyt rozciągnięte i woli zrealizować zyski.
Widmo stagflacji nad gospodarką
Banki centralne nie tylko zmagają się z bieżącą inflacją, ale także z erozją własnej wiarygodności. Kilka lat podwyższonej dynamiki cen sprawiło, że społeczeństwo i rynki finansowe patrzą na Fed, EBC czy Bank Japonii z większym sceptycyzmem niż kiedykolwiek wcześniej. W tym roku najgłośniej wybrzmiał nie tylko sam Powell, lecz Kazuo Ueda z Banku Japonii. Ten przypomniał, że demografia staje się nowym czynnikiem inflacyjnym.
Starzejące się społeczeństwa kurczą bazę pracowników, co podbija płace, ale jednocześnie przesuwa część zatrudnienia do sektorów niskiej produktywności, jak opieka zdrowotna. To klasyczny przepis na słabszy wzrost przy utrzymującej się presji kosztowej… Czyli esencja stagflacji. Austan Goolsbee z Fed Chicago przekazał, że cła są w praktyce „niszczycielami produktywności”.
Podnoszą koszty pośrednie, wydłużają dostawy, mnożą biurokrację. Efekt? Firmy płacą więcej, konsumenci płacą więcej, a gospodarka jako całość traci impet. Nie jest jeszcze przesądzone, że USA i Europa wejdą w pełnowymiarowy scenariusz stagflacyjny. Ale faktem jest, że rynek pracy traci oddech, a inflacja wciąż nie daje się spacyfikować. Dla bankierów centralnych to najgorsza możliwa kombinacja. A dla złota? Woda na młyn.
Technika i emocje inwestorów
Na wykresach kontraktów grudniowych kluczowym oporem pozostaje poziom 3 500 USD za uncję. Dopiero jego trwałe przełamanie otworzyłoby drogę do kolejnej fali euforii. Póki co rynek wydaje się „przegrzany”, ale każdy kolejny odczyt makro z USA – szczególnie piątkowe dane o inflacji PCE – może zmienić układ sił.
Złoto ma to do siebie, że często nie reaguje liniowo. Potrafi przez tygodnie „stać w miejscu”, by potem w jeden dzień nadrobić cały brakujący dystans. Dlatego wielu inwestorów, mimo redukcji pozycji spekulacyjnych, trzyma się metalu jako strategicznego zabezpieczenia portfela.
Czy widzimy ulgę? W pewnym sensie, bo Fed wreszcie wyciąga rękę do gospodarki i otwiera przestrzeń do luzowania. Niepewność? Trzyma się dalej, bo inflacja (zwłaszcza cen produkcji, PPI) wciąż gryzie i nikt nie wie, czy seria cięć nie podbije jej na nowo… Zwłaszcza w obliczu ceł i napięć geopolitycznych.
