Robert Kiyosaki wskazuje 'największą okazję inwestycyjną. Zapomnijcie o Bitcoinie i złocie. O co chodzi?
Robert Kiyosaki – autor kultowego „Bogatego ojca, biednego ojca” – od lat szokuje inwestycyjny mainstream. Wielu zna go głównie jako orędownika edukacji finansowej i przeciwnika systemu opartego na długu. Ale w kręgach inwestorów alternatywnych od lat jest znany z jednej konkretnej rzeczy: jego niemal obsesyjnej miłości do srebra. Tym razem 'guru’ ponowił apel.
Czas srebra
Nie chodzi tu jednak o zwykły sentyment. Kiyosaki konsekwentnie powtarza, że srebro to „złoto zwykłego człowieka” – i że w czasach nadchodzącego chaosu to właśnie ono może stać się jednym z najbardziej niedowartościowanych aktywów XXI wieku.
Tym razem ponowił swoje 'wezwanie’. Przekazał, że 'Kowalscy’ z niewielkimi oszczędnościami powinni akumulować srebro. Stwierdził, że sam kupuje dziś więcej 'srebrnych orłów’ (nawiązanie do kultowej monety inwestycyjnej – przyp. red.). Stwierdził, że srebro to dziś największa okazja inwestycyjna.
Wskazał, że złoto osiągnęło historyczne szczyty,a srebro wciąż notowane jest 50% poniżej nich. W tym roku Kiyosaki twierdzi, że srebro wzrośnie dwukrotnie. Do 70 dolarów za uncję. To implikowałoby, że kapitalizacja rynku srebra musiałaby osiągnąć blisko 4 biliony dolarów. Skąd taki optymizm?
Pierwsze ostrzeżenie – rok 2002 i srebro po 4 dolary
Kiyosaki po raz pierwszy zaczął publicznie mówić o srebrze jako o genialnej inwestycji już w okolicach 2002 roku. W tamtym czasie uncja kosztowała zaledwie 4 dolary. Dla porównania – dziś to blisko 28 dolarów, a bywało więcej. Wielu śmiało się z jego entuzjazmu – bo przecież kto traktuje srebro jako coś więcej niż dodatek do biżuterii?
Ale Kiyosaki patrzył głębiej: widział, że srebro to nie tylko metal szlachetny, ale też surowiec przemysłowy o rosnącym znaczeniu w technologii, motoryzacji, energetyce odnawialnej i elektronice. Twierdził, że kiedy świat zacznie w końcu dostrzegać jego fundamentalną wartość – cena eksploduje.
Dlaczego jego prognoza wciąż się nie spełniła?
Mimo ponad dwóch dekad oczekiwania „eksplozja cenowa”, o której Kiyosaki mówił wielokrotnie w swoich podcastach i książkach, jeszcze się nie wydarzyła. I to z kilku powodów.
Po pierwsze: sytuacja na rynkach metali szlachetnych. Kiyosaki wielokrotnie oskarżał wielkie banki inwestycyjne o celowe „przytrzymywanie” ceny srebra przy pomocy kontraktów terminowych (futures), co jego zdaniem zaburza realne mechanizmy podaży i popytu.
Po drugie: inwestorzy instytucjonalni przez lata lekceważyli srebro. W przeciwieństwie do złota, które ma silną pozycję w rezerwach banków centralnych, srebro długo było traktowane jako „drugoligowe” aktywo – zbyt niestabilne, zbyt zmienne, zbyt… tanie.
Po trzecie: brak świadomości wśród inwestorów indywidualnych. Edukacja finansowa, o którą Kiyosaki walczy przez całe życie, nadal kuleje. Dla wielu przeciętnych ludzi inwestycja w srebro wciąż wydaje się czymś abstrakcyjnym – czymś, co kupują „prepersi” albo fani teorii spiskowych.
Dlaczego Kiyosaki twierdzi, że srebro może wystrzelić?
Kiyosaki nie tylko nie zrezygnował z prognozy – on ją zaostrzył. Dziś mówi otwarcie: „Dolar umiera. Inflacja to kradzież. Ratuj się, kupując prawdziwe aktywa”. I w tej triadzie – obok złota i Bitcoina – srebro zajmuje miejsce szczególne. Jego argumenty?
- Zużycie srebra w przemyśle – zwłaszcza w ogniwach fotowoltaicznych i bateriach EV – wciąż rośnie szybciej niż tempo wydobycia.
- Przede wszystkim chodzi jednak o drukowanie pieniędzy bez pokrycia. Wysokie zadłużenie gospodarek i wojny handlowe tylko przyspieszają erozję wartości fiatów, a to budzi popyt na „twarde” aktywa.
- W przeciwieństwie do złota, srebro wciąż pozostaje w zasięgu przeciętnego inwestora. Za ok. 30 dolarów można kupić jedną fizyczną uncję – co daje poczucie kontroli nad fizycznym kruszcem, którego brakuje przy inwestycjach cyfrowych czy giełdowych.
Czy warto słuchać Kiyosakiego?
Nie trzeba się z nim zgadzać. Ale zignorować go – nie sposób. W świecie, w którym coraz więcej ludzi traci zaufanie do systemu finansowego, głos Kiyosakiego staje się coraz bardziej słyszalny. A jeśli jego wizja się ziści – to srebro, przez dekady traktowane po macoszemu, może stać się czarnym koniem nowego paradygmatu gospodarczego. Jak dotąd jednak … Tak się nie stało, a od pierwszej jego 'fascynacji’ metalem minęły dekady.

gdzie są komentarze disqus??