Mocne spadki cen złota na giełdach. Koniec dzikiej hossy metali szlachetnych?
Po kilku tygodniach euforii na rynku metali szlachetnych przyszło ochłodzenie. Złoto, które jeszcze w poniedziałek biło kolejne rekordy, przekraczając poziom 4 380 USD za uncję, we wtorek 21 października gwałtownie potaniało. Spadek sięgnął momentami niemal 4%, co czyni go najmocniejszym jednodniowym tąpnięciem od czterech lat.
Nie chodzi jednak o nagłą zmianę fundamentów. Raczej o wytchnienie po szalonym rajdzie, który wielu analityków określało już jako „technicznie przegrzany”. Wskaźniki siły względnej (RSI) od tygodni ostrzegały, że rynek kruszcu może potrzebować korekty. Tak więc, oto nadeszła klasyczna realizacja zysków po zbyt wielkim wzlocie. Poza złotem spadało też srebro, a dane wskazują na wzrost zapasów amerykańskiej giełdy COMEX. Taki obrót sprawy wydaje się łagodzić obawy o deficyt fizycznego kruszcu.
Rynek odetchnął po sygnałach z Waszyngtonu
Iskrą, która uruchomiła wyprzedaż, stały się słowa Donalda Trumpa, zapowiadającego spotkanie z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem na przełomie października i listopada. Po miesiącach narastających napięć i groźbach 100-procentowych ceł na chińskie towary, inwestorzy nagle dostali sygnał deeskalacji. A gdy świat przestaje się bać, złoto traci na uroku.
Trump mówił o „silnym porozumieniu, z którego obie strony będą zadowolone”, co rynek odczytał jako zapowiedź pauzy w wojnie handlowej. Wystarczyło to, by część kapitału odpłynęła z bezpiecznych przystani – czyli właśnie z metali szlachetnych – do akcji i walut rynków rozwiniętych. Indeksy S&P 500 i Nasdaq zyskały odpowiednio 1,07% i 1,37%, podczas gdy złoto pogłębiało spadki.
Złoto oddycha po rekordach
Prawdopodobnei to „zdrowa korekta” po zbyt dynamicznym marszu w górę. Inwestorzy realizują zyski, a wygasające obawy geopolityczne chwilowo wygaszają popyt na bezpieczne aktywa. Ale każda taka korekta, dopóki Fed pozostaje na ścieżce luzowania, będzie raczej okazją do zakupów niż początkiem bessy.
Przypomnijmy, że rynek wciąż w pełni wycenia ćwierćprocentowe cięcia stóp w tym i kolejnym miesiącu. A to środowisko, w którym złoto czuje się znakomicie. Kruszec nie przynosi odsetek, więc w realiach niskich rentowności traci niewiele względem obligacji.
Najbliższym punktem zapalnym może być piątkowy odczyt inflacji CPI w USA, opóźniony z powodu przedłużającego się zamknięcia rządu. Oczekiwania rynku wskazują na 3,1% r/r, ale każdy wyższy odczyt mógłby ostudzić oczekiwania na dalsze luzowanie Fedu – a tym samym wywrzeć presję na metale szlachetne.
Tymczasem sama przerwa w pracy administracji federalnej – już 20. dzień z rzędu – tworzy swoisty „próżniowy moment” dla inwestorów. Brak danych makro to brak punktów odniesienia, a więc również brak kierunku. W takich warunkach złoto często porusza się jak termometr emocji – reaguje nie tyle na fakty, co na nastroje.
Z makroekonomicznej perspektywy, rajd złota był podręcznikowym odruchem na połączenie geopolitycznych napięć i polityki taniego pieniądza. Ale gdy kurz opada – inwestorzy wracają do szukania wyższych zwrotów gdzie indziej. Nie oznacza to końca hossy na metalach szlachetnych. Raczej pauzę. Złoto wciąż pozostaje jednym z niewielu aktywów, które mogą zyskać na dalszej erozji realnych stóp procentowych lub na powrocie ryzyka politycznego.
