Miliony z państwowej kasy na odszkodowanie za kradzież złota z muzeum
Nieomal dwa tygodnie temu szerokim echem odbiła się sprawa tyleż bezczelnego, co fantazyjnego rabunku, którego świadkiem stała się Holandia. W toku napadu na Muzeum Drents, w mieście Assen, łupem włamywaczy padły arcycenne, antyczne artefakty ze złota. Jak się okazuje, odpowiedzialność za incydent będzie musiał ponieść rząd. I wysupłać środki na odszkodowanie.
Skandal, w wyniku którego z Muzeum Drents skradziono starożytne precjoza ze złota wybrzmiał bardzo głośno. Zarówno w przenośni, w przestrzeni informacyjnej, jak i dosłownie – sprawcy użyli bowiem materiałów wybuchowych, aby dostać się do wnętrza. Skradli tam złote antyki z wystawy poświęconej starożytnemu plemieniu Daków.
Zabrali oni przede wszystkim wykonany z niemal czystego złota hełm z Coțofenești, datowany na V w. p. Chr., a także trzy bransolety. Też złote, choć „nieco” nowsze, bo pochodzące z I w. p. Chr. W największej ogólności, najłatwiej by było opisać te przedmioty po prostu jako bezcenne, szczególnie biorąc pod uwagę ich wartość historyczno-kulturową. Zwłaszcza, że normalnie kupić ich po prostu nie sposób.
Teraz jednak być może trzeba będzie dokonać niemożliwego i wycenić bezcenne. Tak, aby móc oszacować należne odszkodowanie. Antyki te pochodziły z Narodowego Muzeum Historii Rumunii w Bukareszcie. Do Holandii trafiły, wypożyczone na tę konkretną wystawę. I choć holenderska policja aresztowała już trzech podejrzanych (na wolności jest jeszcze czwarty), to bynajmniej nie ma pewności, że łupy uda się odzyskać.
W najgorszym wypadku – po prostu trafiły one do pieca. Byłoby to trudne do opisania barbarzyństwo, stanowi jednak oczywistą metodę spieniężenia łupu, który inaczej trudno sprzedać…
Odszkodowanie
Raport, w którym władze Królestwa Niderlandów przyznają, że spaść na nie może finansowa odpowiedzialność za cały incydent, powołuje się na źródła w holenderskim Ministerstwie Edukacji. Rząd nie przyznaje przy tym bynajmniej, że to jego polityka czy zaniechania są w jakikolwiek sposób winne kradzieży (z czym wielu Holendrów najpewniej by polemizowało).
Zgodnie jednak z obowiązującym w Holandii systemem, to rząd formalnie odpowiada za będące w dyspozycji muzeów cenne eksponaty. Dzieje się tak, ponieważ placówki muzealne same z siebie nie byłyby w stanie sprostać finansowym wyzwaniom, jakie wiązałyby się z ubezpieczeniem tak wartościowych zabytków. W przypadku antyków skradzionych z Drents, ich wartość oszacowano na 5,8 mln. euro.
Jako że muzea i tak finansuje państwo, stąd zapewne prościej jest przenieść zasadniczą część odpowiedzialności finansowej za zabytki na budżet państwowy, poprzez udzielone przezeń gwarancje. I właśnie te gwarancje będą musiały zostać najpewniej spełnione, poprzez stosowne odszkodowanie. W Rumunii na kradzież zareagowano bowiem z oburzeniem, obwiniając zań Holendrów.
I choć przy tej okazji zwolniono dyrektora muzeum… nie, nie w Assen, a w Bukareszcie, to nader niewykluczone, że jest on po prostu kozłem ofiarnym. Rumuni zaś będą domagać się odszkodowania – o ile artefaktów jakimś cudem nie uda się odzyskać.
