Kolejny kryzys w autorytarnym kraju? Ludzie w kolejkach po złoto
Pomimo rekordowych cen kruszcu, Wietnam przeżywa oblężenie sklepów ze złotem. Nie po raz pierwszy zresztą w ostatnich miesiącach. Jest to na pierwszy rzut oka mało logiczne – wynika jednak bezpośrednio z polityki tego kraju. Prowadzonej na podstawie równie opacznej logiki.
Dzisiejszy Wietnam jako kraj ma w sobie specyfikę, która wyraźnie odróżnia go od sąsiadów. Jest to, przykładowo, jedyny w okolicy (i być może jedyny obok Korei Północnej) kraj wschodnioazjatycki, w którym oficjalna ideologia komunistyczna nie jest pustym frazesem, lecz w realny sposób przekłada na się na życie codzienne i gospodarcze. I to w stopniu znacząco przerastającym to, czego można spodziewać się po państwach jedynie autorytarnych, ale niekomunistycznych.
Jednym z najbardziej kojarzących się z „gospodarką socjalistyczną” elementów wizualnych były niekończące się kolejki po wszystko. I choć kolejki te były jedynie najbardziej oczywistym przejawem fundamentalnej, strukturalnej niewydolności ekonomii centralnie (i nieudolnie) planowanej, to stanowiły charakterystyczny element ulic we wszystkich krajach, gdzie sierp i młot dominował na plakatach propagandowych. Niezależnie od szerokości geograficznej.
Wietnam na drodze postępu i socjalizmu
Po raz kolejny można się było o tym przekonać, czytając najnowsze doniesienia o kolejkach, których Wietnam stał się świadkiem. A które gromadzą się przed sklepami oferującymi złoto. Na logikę – jest to zjawisko kuriozalne. I owszem, w całej Azji wschodniej złoto w ostatnich latach i (zwłaszcza) miesiącach cieszyło się ogromną popularnością. Jednak ostatnie rekordy notowań złota sprawiają, że popyt w naturalny sposób winien przyblaknąć pod wpływem wysokich cen.
Tymczasem w Wietnamie nie. Rekordowym cenom towarzyszy rekordowe zainteresowanie Wietnamczyków – i kolejki. Jeśli chodzi o te ostatnie, to jest to następne kuriozum. Wszędzie indziej bowiem – w tym w Chinach, będących największym rynkiem kruszcu na świecie – jakoś udało się bez nich obejść, mimo numerycznie znacznie większej ilości klientów. Wietnam zaś po raz kolejny w ostatnim czasie staje się świadkiem tłumów antyszambrujących przed sklepami.
O co zatem chodzi? Niestety, odpowiedź może być dość prosta. Wietnamski rynek złota, niezależnie od cenowych fluktuacji czy ekonomicznych zmiennych, ma jeden wspólny mianownik. A tym jest totalna, całkowita kontrola wszechmocnego państwa nad (prawie) każdym aspektem rynkowej cyrkulacji kruszcu. Wietnam „reguluje” bowiem sprzedaż złota w sposób dobitnie przypominający, że oficjalną ideologią tego kraju jest socjalizm.
Triumf woli nad rozsądkiem
By pokrótce nakreślić – Wietnam ma niewielkie własne złoża kruszcu, jego większość pochodzi zatem z importu. Oficjalny monopol na ten import ma Państwowy Bank Wietnamu (State Bank of Vietnam, SBV), czyli tamtejszy bank centralny. Dystrybuuje on złoto poprzez kolejnego monopolistycznego pośrednika, którym jest państwowa firma Saigon Jewelry Company (SJC). Wszystkie sklepy, sprzedawcy złota czy pracownie jubilerskie muszą zaopatrywać się tylko i wyłącznie u tego jednego dostawy.
Nawet zresztą zakłady przemysłowe (żeby było zabawniej – częstokroć państwowe), potrzebujące kruszcu do zastosowań technologicznych, muszą zabiegać o sprzedaż złota z zasobów SBV. Który, w zależności od oceny zasadności wniosku, sprzeda im złoto (w ilości uznanej przez siebie za stosowną). Lub nie sprzeda. Jak wpływa to na produkcję przemysłową, dodawać chyba nie trzeba. Bank centralny nie kieruje się jednak rynkowym popytem czy sensem ekonomicznym, lecz realizacją oficjalnej polityki władz.
A tę można streścić jako próbę utrzymywania ciągłej kontroli nad społeczeństwem – również za pomocą środków monetarnych. Wymaga ona, by nie tylko pensje czy środki płatności, ale także oszczędności i zasoby mieszkańców były przechowywane w oficjalnej walucie dłużnej, Dong (VND). Naturalnie, jej wartością oraz podażą władze mogą w dowolny sposób manipulować. Nic więc dziwnego, że do innych niż własna waluta środków płatniczych podchodzą niczym PRL do dolara.
Tradycji i rynku,
Na przeszkodzie tego monetarnego totalitaryzmu stoi właśnie ten fakt, że Wietnam i jego mieszkańcy są tradycyjnie przywiązani do złota. Ta forma oszczędności jest tam po prostu bardzo popularna – tak z uwagi na tradycję, jak i fakt, że kruszce są niepodatne na dewaluację oraz próby śledzenia ze strony państwa. Obawiając się skali społecznego sprzeciwu w przypadku próby zakazania złota w ogóle, wietnamskie władze ograniczają jego dostęp na rynek.
W efekcie ceny złota są tam zauważalnie wyższe niż na rynkach światowych. Branża złotnicza i jubilerska zaś – sporo mniejsza i ściślej kontrolowana niż w krajach sąsiednich. Naturalnie działa to bardzo ożywczo na czarny rynek złota, zarówno w postaci nowego kruszcu szmuglowanego przez granicę, jak i płatności złotem z pominięciem oficjalnych kanałów. Naturalnie wietnamskie władze na te ostatnie zjawiska reagują w sposób dla siebie typowy, czyli represjami.
Same jednak zdają sobie sprawę, że nie są w stanie zmienić realiów rynkowych. Co nie znaczy, że nie próbują.