Atak na konwój wiozący złoto z Konga – pośród zabitych obcokrajowcy
W wyniku przeprowadzonego w piątek ataku obrabowany został konwój ze złotem. Doszło do niego we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga, w prowincji Południowe Kivu, w regionie Fizi. W wyniku ataku zginęły cztery osoby, w tym dwóch Chińczyków.
Obywatele ChRL pracowali dla operującego tam również chińskiego przedsiębiorstwa górniczego, TSM Mining, podczas gdy pozostałe, pochodzące z Konga ofiary to miejscowy żołnierz oraz kierowca. Firma eksploatuje bogate tam złoża złota, i do niej też należał konwój z kosztownym urobkiem.
Trzy inne osoby, dwóch Kongijczyków oraz kolejny Chińczyk, zostały ranne. Poinformowano także o oczywistości, której trudno byłoby się nie spodziewać – ładunek złota został skradziony i wraz z napastnikami zniknął w pokrywającym te tereny buszu.
Zobacz też: SpaceX pozwana przez administrację Bidena. Dlatego że… przestrzegała prawa?
Stosunki dobrosąsiedzkie
Złożona z czterech pojazdów kolumna wpadła w zasadzkę przeprowadzoną, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, przez operującą w okolicy grupę rebeliancką. Lokalni oficjele twierdzą, że napastnicy pochodzili z sąsiedniego regionu Maniema, wiarygodność tych twierdzeń pozostaje jednakże niepotwierdzona. Dokładniejsze ustalenie sprawców może się okazać tym większym wyzwaniem, że różnego rodzaju zbrojnych ugrupowań tam nie brakuje.
Na to nakłada się także wysoka przestępczość oraz konflikty i niechęć, jakie budzą pośród lokalnych mieszkańców chińskie firmy oraz sposób prowadzenia przez nie eksploatacji miejscowych zasobów (oskarżanych o rabunkowe wydobycie, szkody środowiskowe oraz niepozostawianie jakichkolwiek zysków na miejscu).
Stąd nie będzie zaskakujące, że podobne wydarzenia nie stanowią w Demokratycznej Republice Konga wyjątku. Zaledwie w ten poniedziałek doszło na przykład do nocnego ataku na kopalnię Shaba, prywatnie eksploatowane stanowiska wydobycia złota w prowincji Ituri. W jego wyniku zginąć miało trzynaście osób, kilkanaście dalszych zaś odniosło rannych lub też zostało porwanych przez napastników – przypuszczalnie również wywodzących się z miejscowych ugrupowań partyzanckich – w charakterze tragarzy.
Zobacz też: Zamach stanu w Gabonie – rynkowe konsekwencje potencjalnie nie tak błahe, jak się mogą wydawać
Zew demokracji
Demokratyczna Republika Konga (nie mylić z Republiką Konga), stanowiąca większość dawnego belgijskiego dominium kolonialnego, słynie zarówno z ogromnie bogatych złóż naturalnych, jak i politycznej niestabilności, przestępczości oraz krwawych wojen domowych, które z niewielkimi przerwami trwają w tej czy inne formie praktycznie od pół wieku – zwłaszcza we wschodniej części kraju, gdzie najsilniejsze są tendencje separatystyczne.
Jak mimochodem wskazuje sama nazwa, Demokratyczna Republika Konga nie doczekała się od mniej więcej pół wieku ani jednej demokratycznej elekcji, której uczciwość nie byłaby szeroko podważana. Stąd też, niestety, bardzo możliwe, że panujący w kraju niepokój – oraz podobne ataki – będą mniej lub bardziej regularnie dawać o sobie znać w przyszłości.
Może Cię zainteresować