Akurat w chwili zamieszek: rząd nakłada podatek na depozyty złota, utrudnia wycofanie ich z banków
Cała Turcja, lub przynajmniej jej najznaczniejsze ośrodki miejskie, pozostawała w piątek sceną masowych zamieszek i starć ulicznych. Iskrą, która zdetonowała społeczne niezadowolenie, stało się aresztowanie Ekrema Imamoglu, burmistrza Stambułu (vel Konstantynopola). Ten ostatni, najpopularniejszy polityk tureckiej opozycji, powszechnie uchodził za potencjalnego kontrkandydata prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana w wyborach w 2029 r.
Biorąc pod uwagę skalę oficjalnego i nieoficjalnego poparcia, Imamoglu nie byłby w tych wyborach bez szans. A nawet wprost przeciwnie – mógłby poważnie zagrozić Erdoganowi. I dlatego też, jak się powszechnie odczytuje w kręgach opozycyjnych, zdradzający autorytarne tendencje turecki prezydent postanowił zawczasu rozwiązać problem burmistrza. I upewnić się, że Turcja pozostanie pod jego kontrolą, niezależnie od obecnych lub przyszłych wyborów.
Oczywiście, podjęte przez Erdogana kroki wyzwoliły nie tylko napięcie społeczne. Do pewnego przewartościowania nastrojów doszło także pośród inwestorów oraz na rynkach finansowych. W efekcie tego nastąpiła fala odpływu kapitału. W ciągu tego tygodnia turecka lira przeżyła załamanie notowań, i by ją ratować turecki bank centralny musiał alarmowo podnieść stopy procentowe. Zaś tamtejszy sektor bankowy „zaangażowano” do wsparcia liry interwencją walutową.
Turcja w trakcie „ciekawych czasów”
Wszystko to, mówiąc łagodnie, nie nastroiło zaufaniem do tureckiej gospodarki – a wprost przeciwnie. I to nie tylko pośród międzynarodowych inwestorów, ale także zwykłych Turków. Ci w przeważającej mierze nie mają jak uciec ze swoimi oszczędnościami za granicę. Mogą natomiast zdecydować się na ucieczkę wewnętrzną – w złoto. Czynnikiem już wcześniej zachęcającym do tego były niepewne wyniki tureckiej gospodarki i pogarszające się, długoterminowe notowania liry.
I Turcy decydowali się na to masowo. Nawet mimo kolejnych działań, jakie na przestrzeni ostatnich miesięcy podejmowały tamtejsze władze, by zniechęcić i utrudnić obywatelom inwestycje detaliczne w złoto. Najświeższa fala niepokojów – i najnowsza fala nieufności wobec perspektyw gospodarczych, przed którymi stoi Turcja – zaogniła i spotęgowała tę falę w sposób, który najwyraźniej przestraszył nie na żarty tureckie władze, Ministerstwo Skarbu i Finansów i samego Erdogana.
Obywatele, nie ruszajcie swojego złota…
W tym tygodniu weszły bowiem w życie dwa akty – Turecka Decyzja Prezydencka nr. 9595 oraz Turecka Decyzja Prezydencka nr. 995. Narzucają one, oprócz limitów dotyczących gotówki, którą można tam podjąć, także dodatkowe ciężary na złoto. A przynajmniej – jak zaznaczono – to złoto, które znajduje się w bankach, a którego właściciele na swoje nieszczęście go nie wycofali. Transakcje z wykorzystaniem tego kruszcu zostały oficjalnie zaklasyfikowane jako „forexowe”.
Jakkolwiek idea oficjalnego określania złota mianem „forex-u”, czyli zagranicznych środków dewizowych, może wydawać się nieco oryginalna w sytuacji, w której samo państwo na wszystkie sposoby usiłuje zapobiec monetarnemu wykorzystaniu złota, to nie o to tu chodzi. Turcja nakłada bowiem 0,2-procentowy podatek na takie transakcje. Teraz podatek ten obejmie również złoto – jeśli jego właściciel będzie chciał je z banku wycofać.
Lepiej, obywatele, nie wycofujcie – nie opłaca się! Zostawcie swoje złoto w systemie bankowym, żeby przypadkiem ów system nam się nie załamał nie zdestabilizował…