Z cyklu „jakby tu obrzydzić ludziom życie jeszcze bardziej”: Białoruś chce zakazać transakcji peer-to-peer kryptowalutami
Białoruskie MSW oświadczyło, ze pracuje nad projektem przepisów, które zakazałyby indywidualnych transakcji kryptowalutowych. Cały obrót miałby się odbywać wyłącznie za pośrednictwem kontrolowanych przez reżim, scentralizowanych giełd. Po wprowadzeniu nowelizacji cały naród, a zwłaszcza posiadacze krypto, z pewnością pokornie zastosują się do tych przepisów. Tak, z całą pewnością.
Nie od dziś wiadomo, że Aleksandrowi Łukaszence ckni się do czasów sowieckich, zaś wspomnienia czerwonych flag z sierpem i młotem, kołchozów, gułagów, KGB i temu podobnych osiągnięć socjalistycznej cywilizacji z dużym prawdopodobieństwem stanowią treść jego mokrych snów.
Białoruś, pomimo wysiłków jej obywateli, od lat utrzymywana jest przez kartoflanego satrapę w roli siermiężnego skansenu. Nic zatem dziwnego, że zapowiedź najnowszych zmian w białoruskim prawie nawiązuje do najgorszych sowieckich wzorców, wedle których „jednostka niczym, jednostka bzdurą”.
Krypto państwowe, a nie twoje!
Tym razem rząd białoruski postanowił przypomnieć obywatelom, że ci są dla niego niczym i bzdurą w temacie krypto. Ich popularność tam nie jest niczym zaskakującym, biorąc pod uwagę pogardę Łukaszenki i jego pomagierów wobec własności indywidualnej (naturalnie tej, która nie należy personalnie do nich), oraz margines bezpieczeństwa, jaki zapewniają one prywatnym zasobom przed brudnym, pożądliwym spojrzeniem miejscowych organów.
Zobacz też: Coinbase: SEC uzurpuje władzę, której nie ma
Co za dużo to niezdrowo – białoruskie ministerstwo spraw wewnętrznych ogłosiło, że pracuje nad przepisami, wedle których kryptowalutami będzie można obracać jedynie na scentralizowanych, całkowicie kontrolowanych giełdach zlokalizowanych w Białoruskim Parku Wysokich Technologii (HTP).
Na marginesie – ciekawe, że nad przepisami pracować ma ministerstwo spraw wewnętrznych – na obszarze postsowieckim (i nie tylko) tradycyjnie uznawane za resort odpowiedzialny za represjonowanie obywateli i duszenie buntów społeczeństwa – nie zaś resorty ekonomiczne, jak finansów czy gospodarki.
Czy tę płytę już słyszeliśmy?
Uzasadnienie projektu jest humorystyczne, a przy tym podobnie siermiężne, co same przepisy, i równie dobrze pasowałoby do tyrad sowieckich oficjeli partyjnych przeciwko kułakom i spekulantom. Nowe prawo, dzięki kontroli i brakowi prywatności, ma otóż zapobiec defraudacjom oraz czerpaniu zysków z przestępczości. W ten sposób będzie ono odzwierciedlić już obowiązujące przepisy w odniesieniu do walut tradycyjnych pochodzenia kapitalistycznego zagranicznego (jaką skutecznością cechują się powyższe, dodawać chyba nie trzeba?).
Co za tym idzie – wszyscy Białorusini, którzy dotąd nie dali się okraść i upokorzyć Łukaszence, będą mieli okazję doświadczyć tego teraz. O ile, oczywiście, posłusznie zadeklarują swoje cyber-aktywa i zarejestrują się na kontrolowanych przez państwo giełdach. Zgaduj-zgadula, czy ktoś da się zrobić w ciula?
Może Cię zainteresować: