Trump rozważa dodanie „sekretarza ds. krypto” do swojego gabinetu. Trwa przegląd kandydatów
Donald Trump oraz jego otoczenie mają rozważać utworzenie nowej pozycji w rządzie. Osoba na tym stanowisku miałaby skupić w zakresie swych kompetencji całość polityki w stosunku do aktywów kryptograficznych.
Nie wiadomo dokładnie, w jakiej formie ów „departament” miałby funkcjonować. Nazwa „departament” występuje tu w cudzysłowie, bowiem formalne utworzenie nowego departamentu administracji federalnej, odpowiednika polskiego ministerstwa, jest raczej mało prawdopodobne.
Nie chodzi tylko o fakt, że wymagałoby to decyzji Kongresu – która z uwagi na personalia i wewnętrzne partykularyzmy zawsze jest niepewna. I to nawet mimo faktu, ze nowo wybrany skład Kongresu uchodzi za najbardziej przychylny kryptowalutom w historii.
Istotną kwestią jest także to, że Trump i jego sprzymierzeńcy (w tym zwłaszcza Musk i Ramaswamy) głośno deklarują wolę głębokich cięć w nabrzmiałej i niewydolnej biurokracji federalnej. Zaś tworzenie całej nowej struktury biurokratycznej stałoby w opozycji do tego celu.
Prezydent jak najbardziej może natomiast (i to bez zgody Kongresu, przynajmniej tak długo, jak zmieści się w przyznanym budżecie) powoływać doradców, pełnomocników czy piony oraz biura w obrębie struktury Białego Domu lub istniejących już departamentów i agencji.
Dyskretny czar funkcji „czara”
W szczególności w ciągu ostatnich kilku kadencji prezydenckich rozpowszechniła się w USA ustrojowa praktyka powoływania „czarów„. Skojarzenie z rosyjskim tytułem carskim jest tutaj mylne (to bowiem w j. angielskim ma pisownię „tsar„). Są to natomiast osoby, które z ramienia prezydenta nadzorują określone części administracji.
W przypadku kryptowalutowego „czara” można spodziewać się, że będzie on posiadał kompetencje w odniesieniu do Departamentów Skarbu, Handlu czy Sprawiedliwości (czy też bardziej: określonych komórek i struktur tych departamentów). W obrębie tych resortów musiałaby się bowiem koncentrować realizacja zapowiedzi przedwyborczych nowego-starego prezydenta.
Donald Trump w toku kampanii obiecał powstrzymać zapędy (prze)regulacyjne ze strony państwa i doprowadzić do przyjęcia przepisów przyjaźniejszych wobec kryptoaktywów. Istotnym elementem tych działań ma być także ograniczenie kompetencji regulacyjnych urzędników i zwolnienie znacznej ich części
„Sekretarz ds. krypto”, w jakiejkolwiek formie ów miałby działać, to niejedyne ciało, jakie miałby się skupić na tej problematyce. Otoczenie prezydenta-elekta wspominała też o powołaniu nowej prezydenckiej rady doradczej w dziedzinie kryptowalutowej.
Trump pod telefonem = profit dla branży
Trump oraz jego doradcy mają w tej sprawie prowadzić konsultacje. I to nie tylko wewnętrzne. Niedawno bowiem znaną posiadłość ponownie wybranego prezydenta USA w Mar-a-Lago na Florydzie odwiedzić mieli liczni przedstawiciele branży. W tym m.in. Brian Armstrong z Coinbase’a czy Brian Brooks z Binance’a.
Nie wiadomo, o czym dokładnie panowie rozmawiali. Ich wizyta logicznie koresponduje jednak z doniesieniami o tym, że Trump rozważa „departament ds. krypto” jako element swojej administracji. A także z personalnymi przymiarkami do tego, kto miałby być jego „sekretarzem”.
Z punktu widzenia branży kryptoaktywów, w szczególności tej jej części, która po nazwie ma „Inc.” (czyli dużych giełd i firm), podobne stanowisko może mieć większe znaczenie, niż to może się wydawać na pierwszy rzut oka.
Prócz samych korzyści, które dla rynku kryptowalutowego przyniosłaby faktyczna realizacja obietnic przedwyborczych Trumpa oraz prestiżowego docenienia jego roli, osoba taka zapewniałaby bowiem bezpośredni kanał komunikacji branży z prezydentem i jego otoczeniem.
A to pozwala na o wiele skuteczniejsze przedstawianie swoich racji (czytaj: lobbing) niż bez tego atutu.