Rosja: obywatelu, nie rusz krypto, bo się sparzysz
Wzruszającą troskę o swoich pańszczyźnianych chłopów współobywateli wykazało rosyjskie ministerstwo finansów. Szczerze zafrasowani o ich dobro, i o nic więcej (jak zawsze zresztą), jego urzędnicy twierdzą, że obywatele nie powinni inwestować swoich oszczędności w kryptowalucie. Bo te są be, i już.
No, chyba że są państwowe, to wtedy nie są be – bo akurat nad tymi to ministerstwo finansów oraz bank centralny i owszem, pracują. Nad kontrolą tych niezależnych też próbowali pracować, ale, jakże pechowo, efekty ich prób okazały się mizerne – przykładowo, w tym tygodniu poinformowano, że ministerstwo wycofało się z pomysłu utworzenia centralnej, państwowej (i oczywiście monopolistycznej) giełdy kryptowalut.
Tęgie głowy zarządzające dobrobytem ruskiego świata nie uważają za właściwe, by maluczcy nabywali krypto. Ustami Iwana Czebeskowa, naczelnika wydziału polityki fiskalnej ministerstwa, który wypowiedział się był na konferencji „Finanse przyszłości: Wyzwania i Możliwości”, przekazało swój brak aprobaty dla sytuacji, w której ludzie, zamiast wierzyć w oficjalną wartość rubla, zamieniają swoje pieniądze na jakieś tam krypto.
Ministerstwo-wujek dobra rada
Wedle wypowiedzi pana naczelnika, „[ministerstwo finansów] nie chce, aby ludzie przekierowywali swoje oszczędności w kryptoaktywa. Oczywiście dla ich własnego dobra – ludzie bowiem muszą nie zdawać sobie sprawy z ryzykownych wahań wartości krypto, skoro tak ochoczo rzucają się w kryptowaluty. No głupcy jacyś. A przecież mogliby trzymać wszystko w rublach – walucie mocnej, całkowicie stabilnej, absolutnie nie zagrożonej dewaluacją i drukowaniem bez pokrycia, w ogóle niewrażliwej na wojnę, kryzys i regres finansowy…
Zobacz też: Amerykanie uderzają w rosyjskie złoto. Będzie jeszcze droższe?
Na marginesie – trudno nie zauważyć jakże zabawnej tendencji najróżniejszych oficjeli na świecie do podkreślania niestabilności kryptowaluty oraz braku jej poparcia przez jakieś fizyczne dobro. Zupełnie jakby w matriksie, w którym owi oficjele się znajdują, waluty fiat miały jakiekolwiek fizyczne pokrycie i nie były na potęgę drukowane w celu pokrycia bieżących budżetów rządowych…
Nie dla psa kiełbasa
Wracając do cennych porad pana naczelnika – zaznaczył on, że to, co mówi, tyczy się zwykłych ciułaczy, nie person zamożnych (gwoli stwierdzenia oczywistości – w Rosji co do zasady nie ma innych osób zamożnych innych niż wpięci w system polityczno-korupcyjnych zależności oligarchowie oraz wyżsi urzędnicy, też gremialnie nie stroniący od „drobnej” łapóweczki na boku.
Te jak najbardziej mogą inwestować w krypto, choć powinny pamiętać, że jest to biznes ryzykowny. W ustach przedstawiciela rosyjskiego państwa, którego wspaniała administracja uchodzi za najgorszy czynnik ryzyka w prowadzeniu biznesu w tym kraju, brzmi to niemal jak groźba – szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że rosyjskie państwo usiłowało już wyciągać lepkie ręce po prywatne kryptozasoby.
Spokojnie, towarzysze, nie ma powodów do paniki!
Tłem stanowiska naczelnika oraz całego rosyjskiego ministerstwa finansów jest oczywiście sytuacja, w której kraj się znajduje. Obciążenia związane z wojną wynikłą w efekcie agresji na Ukrainę (w dodatku przegrywaną) wespół z efektami duszących, wszechogarniających sankcji, odcięcia od eksportu węglowodorów oraz przeżarcia korupcją, niewydolności i niestabilności, sumarycznie sprawiają, że perspektywy rysujące się przed rosyjską gospodarką są, eufemistycznie mówiąc, niewesołe.
Widoczne gołym okiem mało „optymistyczne” widoki, mimo agresywnych zabiegów propagandowych dostrzegalne również dla indywidualnych osób, w połączeniu z absolutnym brakiem skrupułów rosyjskiego państwa przed tyleż zalegalizowaną, co bezczelną kradzieżą prywatnych oszczędności obywateli (niezależnie od tego, jak nazwaną i uzasadnioną), sprawiają, że ogromnie pożądane są w Rosji metody na bezpieczne ulokowanie wartości. Dowolne, byle poza kontrolą chciwego państwa oraz wolne od (być-może-już-wkrótce) bezwartościowego rubla.
Może Cię zainteresować: