Nawrocki ocali branżę krypto? Prezes polskiej giełdy krypto: „Polska nas nie chce”
Polska giełda z polskimi klientami, ale estońskim fiskusem – i prezydent, który zapowiada, że nie podpisze „restrykcyjnego prawa dotyczącego kryptoaktywów”. Najnowszy wywiad z Przemysławem Kralem, prezesem polskiej giełdy zondacrypto pokazuje dlaczego krajowi gracze uciekają z podatkami za granicę i jest doskonałym przyczynkiem do dyskusji na temat ustawy wdrażającą unijne regulacje MiCA. Powiązany jest z nią także wątek prezydencki: potencjalne pierwsze weto prezydenta Karola Nawrockiego. Czy faktycznie kandydat Prawa i Sprawiedliwości okaże się „zbawcą” sektora kryptoaktywów w kraju nad Wisłą?
Kral: Polska nie lubi sektora kryptoaktywów
W rozmowie z dziennikarzem portalu Business Insider Polska Kral nie owija w bawełnę: „Polska nas nie chce. (…) nie ma sensu prowadzić działalności w kraju, który nie chce takich podmiotów i nie chce podatków, które płacimy w innych krajach”. zondacrypto (dawniej BitBay) przeniosła operacje do Estonii już kilka lat temu; dziś gros przychodów generuje w Polsce, ale rozlicza się poza granicami naszego państwa. „De facto nawet nie można aplikować o licencje w Polsce, bo nie wiadomo do kogo” – krytykuje Kral.
Dlaczego Estonia? Poza znaną w ekosystemie „przyjaznością” regulacyjną i gotowymi licencjami to również konsekwencja dobrego zaznajomienia giełdy z sąsiednimi ekosystemami. Spółka od lat buduje swoją markę poprzez ekspozycje sponsorskie – od polskiej Ekstraklasy po kluby Serie A – argumentując, że gra „w europejskiej lidze” wymaga stabilnych reguł gry i przewidywalności nadzoru. „Rozwijamy się prężnie” – podkreśla Kral, zaznaczając jednak, że „trudno mimo tego, nawet będąc patriotą, próbować prowadzić dzisiaj działalność w Polsce.”
Nawrocki zablokuje „szkodliwą” ustawę wdrażającą MiCA?
Tymczasem rząd w końcu skierował do Sejmu projekt ustawy o rynku kryptoaktywów – to krajowa „nakładka” na unijne MiCA, wyznaczająca nadzorcę (KNF), tryb licencjonowania i obowiązki sprawozdawcze dla giełd i emitentów tokenów. Rada Ministrów przyjęła projekt 24 czerwca, a 26 czerwca wpłynął on do Sejmu jako druk nr 1424. Pod koniec lipca odbyła się burzliwa debata plenarna, w której posłowie spierali się m.in. o długość i restrykcyjność projektu.
To właśnie „restrykcyjność” stała się teraz osią politycznego sporu. Karol Nawrocki – świeżo zaprzysiężony prezydent – w kampanii sygnalizował, że nie podpisze prawa tłumiącego rozwój branży, a po przyjęciu projektu przez rząd media odnotowały jego gotowość do weta, jeśli ustawa „zabije” rynek. Dla części środowiska krypto to długo wyczekiwany bezpiecznik w relacji z gabinetem Donalda Tuska; dla rządu – zapowiedź dodatkowego zatoru legislacyjnego w newralgicznym obszarze unijnej harmonizacji. Dla branży krypto wreszcie to szansa na korektę kursu, ale też ryzyko dalszej niepewności prawnej, która – jak twierdzi Kral – wypycha firmy do zagranicznych reżimów podatkowych.
Co zmieniają nowe regulacje
Co naprawdę zmienia projekt? Wersja rządowa osadza polski rynek w reżimie MiCA (UE 2023/1114), przypisuje nadzór KNF i wprowadza licencjonowanie CASP (dostawców usług kryptoaktywów). Kancelarie analizujące projekt zwracają uwagę na krótkie okresy przejściowe oraz szerokie obowiązki raportowe i compliance – lżejsze niż w pierwszych szkicach, ale wciąż trudne do udźwignięcia dla mniejszych podmiotów. To właśnie te elementy branża nazywa „zbyt ciężkimi”, a rząd – „koniecznymi, by zapewnić bezpieczeństwo konsumentów i zgodność z UE”.
Część ekspertów i mediów branżowych ostrzega, że polski projekt może „przydusić” mniejszych graczy i skłonić największych do utrzymywania struktur poza krajem. Inni przypominają, że MiCA to regulacja bezpośrednio obowiązująca w całej UE, a polska ustawa ma głównie wyznaczyć krajowe procedury i nadzór – i wcale nie musi być ostrzejsza od rozwiązań w Estonii czy innych państwach. Rzeczywistość najpewniej rozstrzygnie dopiero praktyka KNF i ostateczny kształt przepisów po poprawkach.

