Michael Saylor pod presją Bitcoina. 'Coraz bliżej likwidacji’. Microstrategy się sypie i utopi kryptowaluty?
Michael Saylor uchodzi za wizjonera, który przechytrzył Wall Street, zamieniając skostniałą firmę software’ową w wehikuł inwestycyjny napędzany jednym paliwem – Bitcoinem. Dziś jednak, w 2025 roku, ta sama strategia, która uczyniła z niego ikonę rynku krypto, spotyka się z coraz większym sceptycyzmem Wall Street.
Akcje Strategy Inc. – bo tak nazywa się teraz dawna MicroStrategy – w sierpniu straciły 15% wartości. To o tyle znaczące, że jeszcze niedawno spółka cieszyła się wysoką „premią mNAV” (market Net Asset Value), czyli notowaniem powyżej czystej wartości posiadanych bitcoinów.
Teraz ten bonus topnieje. Zaufanie do modelu finansowania Saylorowskiej wizji zaczyna pękać. Poniżej dowód. Premia powoli wyparowuje, a cena Bitcoina spadła prawie 15% od szczytów. Realny scenariusz? Naszym zdaniem napływy do Microstrategy spadają przez ilość alternatyw (ETF-ów i innych firm), etap cyklu w którym uwaga koncentruje się na Ethereum (później altcoinach), oraz … Coraz wyższe ryzyko finansowe spółki.
Ambicja kontra rynek
Saylor próbował w ostatnich miesiącach sprzedać inwestorom nowy rodzaj akcji uprzywilejowanych – miały być narzędziem do dalszych zakupów BTC. Bez ryzyka związanego z obsługą długu. Zbiórka zakończyła się jednak mizernie. Zaledwie 47 mln dolarów, daleko od oczekiwań idących w miliardy. Firma wróciła więc do emisji zwykłych akcji … Choć jeszcze w lipcu obiecywała ograniczać rozwodnienie udziałów.
Taka wolta podkopała zaufanie rynku. Bo jeśli fundamentem całego modelu jest to, że inwestorzy wierzą w stałą zdolność firmy do powiększania „skarbca Bitcoina”, to każdy znak chwiejności – czy to w polityce emisji, czy w percepcji marki … Może wywołać tragiczny efekt domina. A jeśli połączymy to z agresywnymi zakupami BTC przez Saylora, który wywindował nimi średnią cenę zakupu istotnie w górę, ryzykując likwidacje w bessie… Mamy gotowy scenariusz na film.
Od eksperymentu do symbolu
MicroStrategy nie była kiedyś spółką, o której mówił każdy trader. Saylor dopiero w 2020 roku – w momencie, gdy Bitcoin uchodził za ryzykowną egzotykę – wrzucił miliardy dolarów do cyfrowego złota. Nagle jego firma przestała być software housem, a stała się „ETF-em z zarządem”, tyle że notowanym z premią. Dziś inne firmy, zainspirowane tym trzymają w sumie ponad 100 miliardów dolarów w BTC. Problem w tym, że konkurencja urosła, a przewaga „pierwszego ruchu” Saylor’a stopniała.
Kiedyś inwestorzy nie mieli wielkiego wyboru – jeśli chcieli mieć ekspozycję na Bitcoina w spółce giełdowej, kupowali akcje MicroStrategy. Teraz są spotowe ETF-y, które oferują prostszy i bardziej przejrzysty produkt. Bez ryzyka rozwodnienia kapitału czy kontrowersji wokół zarządzania. Co więcej, narracja „Bitcoin jako jedyne aktywo cyfrowe warte uwagi” przestaje być dominująca.
Nawet jeśli Bitcoin wciąż trzyma się blisko rekordowych poziomów, apetyt na alternatywy rośnie. Fundusze ETF i inne produkty 'zabierają potencjalne napływy’ do akcji spółki Saylora.
Saylor kontra rzeczywistość
Nie można jednak powiedzieć, że Saylor łatwo oddaje pole. W mediach społecznościowych kpi z „niedźwiedzi”, publikując obrazy AI, na których maszeruje obok nich. Nie zmienia to faktu, że rynek traktuje jego elastyczność jako dwuznaczną. Tu nie chodzi tylko o jedną firmę.
Jeśli „mNAV premium” definitywnie się wypali jako model, może podważyć sens trzymania Bitcoina w bilansie jako strategii korporacyjnej. A to był przecież najgłośniejszy trend ostatnich pięciu lat w finansach technologicznych.
Charles Edwards z Capriole Investments ujął to dosadnie: „Co się stanie, gdy Bitcoin spadnie o 50%? Wtedy nie tylko Strategy, ale setki mniejszych firm nagle zorientują się, że ich model opiera się wyłącznie na entuzjazmie rynku.” Prawdopodobnie ma rację. Ale czy ceny spadną o tyle?

