Krypto kontra „tłuste koty”. O co chodzi w aferze wokół partnerstwa zondacrypto i PKOl?
Wejście giełdy kryptowalut w świat olimpijskiego sportu miało być zastrzykiem świeżej gotówki i technologii dla polskich zawodników. Zamiast spokojnej współpracy wyszła jednak głośna medialna burza, oskarżenia o „sportwashing” i narracja o „ruskiej mafii”. W rozmowie z Mike’m Satoshim CEO zondacrypto, Przemysław Kral, tłumaczy, co stoi za partnerstwem z Polskim Komitetem Olimpijskim – i dlaczego część działaczy reaguje na nie jak na zamach na własne interesy.
Token zamiast dotacji. Nowy model finansowania olimpijczyków
Kral podkreśla, że zondacrypto nie przyszło do PKOl po państwowe pieniądze. Wręcz przeciwnie – giełda ma wnieść własne finansowanie, pomysł i infrastrukturę blockchain.
Sercem projektu ma być nowy token. To pierwszy w historii token powiązany z narodowym komitetem olimpijskim. Ma pełnić rolę „paliwa polskiego sportu”:
- zbliżać kibiców do konkretnych sportowców,
- umożliwiać głosowania (np. wybór maskotki reprezentacji),
- wspierać zbiórki i crowdfunding dla zawodników,
- finansować rentę olimpijską, pomoc dla chorych oraz wsparcie dla olimpijek-matek.
Co ważne, nagrody mają zostać podwojone. Za złoty medal PKOl wypłaci 250 tys. zł w fiacie, a drugie 250 tys. zł sportowiec otrzyma w tokenach – z możliwością natychmiastowej wymiany na gotówkę. Premie mają obejmować miejsca od 1. do 8., a nie tylko medalistów.
Medialny jazgot i interesy zagrożonych działaczy
Zamiast dyskusji o realnym wsparciu zawodników, w mediach szybko pojawiły się mocne hasła: „sportwashing”, „rosyjski kapitał”, „mafia z krypto”.
Kral zwraca uwagę, że najgłośniej protestują „ci sami” dziennikarze i działacze, którzy od lat funkcjonują w starym, nieprzejrzystym systemie finansowania sportu. Wejście blockchainu oznacza pełną transparentność przepływu środków, co naturalnie uderza w komfort tych, którzy dotąd mieli nad finansami nieformalną kontrolę.
Zarządzający platformą przypomina, że zgodnie z kartą olimpijską logo giełdy i tak nie pojawi się na strojach reprezentacji, więc część zarzutów opiera się po prostu na braku wiedzy.
Blockchain jako gwarancja przejrzystości
Jednym z kluczowych argumentów zondacrypto jest fakt, że token działa w oparciu o smart kontrakt. Z czasem odejdą konkretni prezesi i działacze, ale zasady zapisane w kodzie pozostaną.
Każdy będzie mógł sprawdzić, na co dokładnie idą środki przeznaczone dla PKOl: czy rzeczywiście na wsparcie olimpijek-matek, dodatkowe nagrody, czy pomoc w chorobie. To odwrócenie dotychczasowego modelu, w którym zwykle najwięcej zyskiwali nie sportowcy, lecz „tłuste koty” ze struktur.
zondacrypto: od Juventusu do amerykańskiej licencji
Kral przypomina też, że partnerstwo z PKOl nie jest pierwszym wejściem giełdy w sport. zondacrypto współpracowała dotychczas m.in. z Juventusem, Atalantą, Monaco, klubami w Polsce i w Szwajcarii.
Do tego dochodzi zestaw licencji i kontroli regulacyjnych – od Estonii po niedawno zdobytą licencję w USA (start na Florydzie, docelowo poziom federalny). W praktyce oznacza to, że działalność giełdy była wielokrotnie „prześwietlana” przez różnych regulatorów, a restrykcyjne procedury AML stosowali jeszcze zanim wymusiła je unijna MiCA.
Kiedy krypto staje się mainstreamem
W rozmowie pojawia się też szerszy kontekst: od bitcoinowych rezerw banków centralnych, po wejście największych instytucji finansowych w kryptowaluty. W tym tle spór o partnerstwo zondacrypto i PKOl wygląda bardziej jak opór starego systemu niż realna troska o sportowców.
Kral zapowiada, że najlepszą odpowiedzią na hejt będą nie kolejne oświadczenia, lecz konkretne efekty: olimpijczycy, którzy dzięki nowemu modelowi finansowania będą mogli skupić się na treningu, a nie na dorabianiu po godzinach. A wtedy – jak mówią rozmówcy – „po owocach ich poznacie”.

