Chińskie fundusze chcą bitcoinowych ETF-ów, obchodzą „sztuczne” ograniczenia
Chińscy fundusze hedgingowe pragną inwestować w ETF-y oparte na Bitcoinie, mimo niedopuszczania ich na rynek Państwa Środka. Omijają one tę blokadę, poprzez formalnie „niezależne” podmioty, które w ich imieniu czynią to w Hongkongu.
Jedne z największych funduszy hedgingowych w Chinach chcą „dobrać” się do opartych na Bitcoinie Exchange Traded Funds (ETF). Nie jest to zresztą zaskakujące, biorąc pod uwagę już notowane oraz przewidywane w przyszłości stopy zysku oferowane przez te instrumenty.
Problemem jest, jak to bywa, państwo i jego wpływ. Władze Chińskiej Republiki Ludowej odnosiły się z osławioną wrogością do Bitcoina. Widziały w nim bowiem (zresztą najzupełniej słusznie) zagrożenie dla swojego totalitarnego monopolu na władzę – w tym przypadku tę monetarną.
Stąd też Chiny doświadczyły już drakońskich zakazów nie tylko inwestowania, ale nawet zwykłego posiadania Bitcoina. Skądinąd fakt takiego ich ujęcia wskazuje, że towarzysze z pekińskiego politbiura nie do końca rozumieli istotę kryptowalut, zupełnie nie doceniając także naturalnych zjawisk ekonomicznych.
Zobacz też: „Największy przemyt złota w historii”. Służby słynącego z obrotu kruszcem miasta…
ETF-y, akcje, domy – byle z dala…
Choć prawny dżihad komunistycznych władz przeciw Bitcoinowi nieco już przygasł, to dalej oparte na nim instrumenty nie doczekały się oficjalnego usankcjonowania na tamtejszym rynku finansowym. W tym kontekście niemal oczywistym jest, że znalazły się podmioty, które postanowiły poszukać innych dróg.
W nieodległym Hongkongu tymczasem ETF-mają być dopuszczone. Zarazem autonomia tego miasta, mimo formalnie odrębnego statusu, jawi się jako coraz bardziej fikcyjna i podporządkowana Pekinowi. Stąd też w percepcji Chińczyków Hongkong nie stanowi dlań „zagranicy”.
Securities and Futures Commission, hongkoński regulator giełdowy, napotkał w ostatnich tygodniach falę wniosków o dopuszczenie do tego rynku. Pochodziły one od pomiotów w teorii hongkońskich, będących jednak filiami największych chińskich funduszy.
Nie jest to zresztą jedyny przykład ucieczki chińskiego kapitału poza granice ChRL. Prócz zwyczajnych inwestycji w zagraniczne papiery wartościowe czy inwestycje giełdowe, bywa to nawet – z uwagi na swą skalę – przyczyną napięć, jak w przypadku australijskiego rynku nieruchomości, „zalanego” chińskimi pieniędzmi.
Może Cię zainteresować: