Bloomberg: 'Trwa ucieczka od walut’. Bitcoin i złoto wystrzelą w kosmos?
Na rynkach finansowych znów czuć zapach tzw. „debasement trade” – ucieczki od walut, które tracą na wartości szybciej, niż politycy potrafią się tłumaczyć. Złoto i Bitcoin, odwieczni konkurenci o status bezpiecznej przystani, biją rekordy.
Inwestorzy szukają schronienia przed rosnącym ciężarem długu i utratą siły nabywczej dolara. Ale pod tym wspólnym szyldem kryją się dwie zupełnie różne natury. Jedno jest fizycznym odruchem przetrwania, drugie cyfrowym eksperymentem na granicy wiary i technologii.
Bitcoin, często nazywany „cyfrowym złotem”, zyskał tę łatkę nie bez powodu. Ograniczona podaż, brak inflacyjnej emisji i kosztowne „kopanie” sprawiają, że w teorii przypomina kruszec, który przetrwał imperia.
Uniwersytet Duke komentuje
Ale profesor Campbell Harvey z Uniwersytetu Duke przypomina, że między teorią a praktyką wciąż zieje przepaść. W jego najnowszym opracowaniu pojawia się ostrzeżenie, które brzmi jak powrót do fundamentów: sieć Bitcoina, mimo całego swojego rozmachu, wciąż jest podatna na to, co w branży nazywa się Attack 51%.
To scenariusz, który od zawsze wisiał nad kryptowalutą niczym cień – atak, w którym jeden gracz przejmuje ponad połowę mocy obliczeniowej sieci, uzyskując kontrolę nad księgą transakcji. W teorii daje to możliwość fałszowania historii bloków, a nawet podwójnego wydawania tych samych monet. Brzmi jak science fiction? Harvey uważa, że to wcale nie tak odległa fantazja. W jego szacunkach – wystarczyłoby około 6 miliardów dolarów inwestycji, by sparaliżować cały ekosystem. W świecie, gdzie pojedynczy fundusz hedgingowy potrafi obracać setkami miliardów, to wcale nie astronomiczna kwota.
Profesor zwraca uwagę, że finansowa motywacja do takiego ataku istnieje – wystarczy zająć krótką pozycję na kontraktach terminowych i wykorzystać spadek kursu po „uderzeniu”. W efekcie, koszt samego sabotażu mógłby zostać szybko odzyskany, a reszta to czysty zysk. To nie tyle teoria spiskowa, co chłodne, matematyczne ryzyko w świecie, który lubi wierzyć w nieomylność kodu.
Zagrożenie nie jest widoczne?
Nie wszyscy jednak widzą w tym realne zagrożenie. Matt Prusak, prezes American Bitcoin Corp., uważa, że Harvey myli laboratorium z rzeczywistością. Zgromadzenie potrzebnej infrastruktury górniczej zajęłoby lata, a próba manipulacji rynkiem zostałaby prawdopodobnie zablokowana przez giełdy. „Ekonomia zabija ten pomysł, zanim się narodzi” – mówi Prusak. I być może ma rację – w końcu świat kryptowalut widział już niejedno i wciąż stoi.
Historia zna przypadki podobnych ataków – Bitcoin Gold czy Ethereum Classic padły ich ofiarą – lecz to były mniejsze projekty, o ułomnej odporności i niewielkiej wartości rynkowej. Bitcoin to zupełnie inna liga. Ale nawet tu nie sposób całkowicie wykluczyć, że technologiczna słabość może kiedyś spotkać się z finansową pokusą.
Globalne niepokoje
Tymczasem rynek żyje własnym rytmem. Złoto i Bitcoin wspólnie korzystają z globalnego niepokoju, który napędza ucieczkę od papierowego pieniądza. Lęk przed dewaluacją dolara staje się nową mantrą inwestorów instytucjonalnych – tak jak w latach 70., gdy inflacja uczyniła z kruszcu królewski azyl. Różnica polega na tym, że dziś równolegle toczy się walka między tym, co namacalne, a tym, co zapisane w kodzie.
W tle przewija się jeszcze inny wątek. Świat kryptowalut, mimo rosnącej dojrzałości, nadal nosi w sobie dawne grzechy. Według danych Chainalysis, w sieci wciąż krąży ponad 75 miliardów dolarów w cyfrowych aktywach pochodzących z działalności przestępczej. I choć całe państwa czy stany, jak Dakota Północna, zaczynają eksperymentować z własnymi stablecoinami, a pionierzy tacy jak Barry Silbert wracają na scenę z nowymi projektami, pytanie o bezpieczeństwo i trwałość Bitcoina pozostaje otwarte.
Rynek kryptowalut jest dziś jak młody organizm – silny, dynamiczny, ale wciąż podatny na infekcje. Złoto tymczasem trwa – powolne, nudne, ale odporne na błąd ludzki i cyberatak. Być może właśnie tu tkwi największy paradoks współczesnego inwestora: wszyscy chcą stabilności, ale nikt nie chce nudy. A Bitcoin, jak każdy obiekt pożądania, balansuje gdzieś pomiędzy nimi – między fascynacją a ryzykiem, między wiarą w przyszłość a strachem przed jednym błędem w kodzie, który mógłby wszystko przekreślić.

