
BlackRock ostrzega: 'Nadchodzi kwantowa zagłada Bitcoina’. Google potwierdza – 'bańka’ crypto pęknie?
Gdy Bitcoin zbliżył się do psychologicznej granicy $112,000, świat inwestycji zatrzymał oddech. Jednak nie minęło wiele dni, a cena spadła o niemal 10% – efekt skumulowanej niepewności geopolitycznej, nadciągających zmian podatkowych w USA i… ostrzeżenia od największego zarządzającego aktywami na świecie: BlackRock.
Ale to nie dane makroekonomiczne czy działania Rezerwy Federalnej wstrząsnęły fundamentami rynku. To coś znacznie bardziej pierwotnego – potencjalny koniec obecnego modelu kryptografii. Nadchodzi era komputerów kwantowych. I nie jest to już teoria.
Kwantowa groźba: fikcja czy przyszłość?
W ostatnich dniach Google Quantum AI opublikowało przełomowy dokument: przełomowy – i przerażający. Zespół Craiga Gidneya zredukował wcześniejsze szacunki liczby kubitów potrzebnych do złamania kluczy kryptograficznych (w tym tych używanych w Bitcoinie) aż dwudziestokrotnie. To nie jest matematyczna pomyłka. To raczej dzwon alarmowy.
BlackRock – zarządzający $10 bilionami aktywów – zareagował natychmiast, aktualizując dokumentację ETF-a Bitcoinowego, wpisując ryzyko obliczeń kwantowych jako realne i strukturalne zagrożenie dla integralności całego systemu. To pierwsza tak otwarta deklaracja na tym poziomie instytucjonalnym.
A co to oznacza? Jeśli rozwój komputerów kwantowych przyspieszy choćby o kilka lat, klucze prywatne – podstawa bezpieczeństwa Bitcoina – staną się podatne na złamanie. Transakcje mogą być przechwytywane, a środki kradzione bez możliwości reakcji. Nie mówimy o ataku na system finansowy. Mówimy o jego dezintegracji.
Bitcoin w oku cyklonu
W ostatnich 24 miesiącach Bitcoin przeszedł bezprecedensową instytucjonalizację. BlackRock, Fidelity, Ark Invest i dziesiątki mniejszych graczy zbudowały ETF-y, które dziś posiadają niemal 5% całkowitej podaży Bitcoina. Tymczasem na rynku czeka uwięzionych w funduszach rynku pieniężnego około $7 bilionów. To kapitał, który może – w przypadku nawet drobnej zmiany sentymentu – spłynąć w kierunku aktywów o wyższym beta. Wśród nich niezmiennie króluje Bitcoin.
Ale co, jeśli to samo zaufanie, które napędzało hossę, okaże się być Achillesa piętą? Na Twitterze (obecnie platforma X) miliarder Chamath Palihapitiya, dawny promotor Bitcoina, komentuje bez ogródek: „Jeśli to prawda, jedynym rozsądnym ruchem są aktywa twarde – i, o zgrozo, złoto.”
Nie chodzi już tylko o cenę. Chodzi o strukturę zaufania. Bitcoin miał być niezmienny, nieśmiertelny, niezniszczalny. Ale ani Satoshi Nakamoto, ani twórcy SHA-256 nie projektowali systemu z myślą o komputerach, które w ciągu jednej sekundy potrafią przetworzyć tyle danych, ile klasyczny system w… wieku.
Możliwe scenariusze
Pierwszy to adaptacja przez post-kwantowe upgrade’y protokołu Bitcoin. Wymaga to konsensusu sieci i aktualizacji kodu rdzeniowego – zadanie trudne, ale nie niemożliwe. Ethereum już eksperymentuje z odpornością na kwanty. Bitcoin – jeszcze nie.
Drugi to sytuacja, w której kapitał ucieka do alternatyw. Jeśli BlackRock i inni zarządzający uznają ryzyko za zbyt wysokie, możemy być świadkami migracji kapitału do aktywów realnych: złoto, surowce, czy nawet nieruchomości.
Trzeci wygląa jak pozorna cisza przed burzą. Rynek zignoruje ostrzeżenia – aż do momentu pierwszego realnego ataku kwantowego. Wówczas zaufanie runie szybciej niż przy pęknięciu bańki dot-comów.
Nie sposób dziś przewidzieć, czy komputer kwantowy zdolny złamać SHA-256 powstanie w 2027 czy 2035. Ale faktem jest, że świat finansów nie czeka – on się przygotowuje. Jeśli Bitcoin ma przetrwać kolejne 10 lat, musi wyjść poza swoją własną legendę. Musi ewoluować.
W świecie post-kwantowym przetrwa nie ten, kto ma najwięcej HODL-ów, ale ten, kto pierwszy zrozumie, że bezpieczeństwo to nie slogan, lecz proces. Jeśli Bitcoin się nie dostosuje, może upaść.