„Moja przygoda z Bitcoinem” – najlepsze historie

Zgodnie z obietnicą publikujemy najciekawsze historie jakie zostały nadesłane do naszej redakcji. Wybór nie był łatwy, a historie przybierały zróżnicowane formy. Od prostych wspomnień po dość wyszukane opowiadania mniej lub bardziej związane z Bitcoinem. Wszystkie były bardzo ciekawe, więc dziękujemy wam za zaangażowanie! Gratulujemy zwycięzcom i zachęcamy do brania udziału w dalszych konkursach!

I miejsce:
Damian Kotliński

Jeden z wrześniowych, chłodnych i pochmurnych poniedziałków, godzina 6:27 rano.

Leniwe podnoszenie powieki tego deszczowego poranka spaliło na panewce. Gdzieś pomiędzy fazą snu REM, a falą theta i delta dźwięk dzwoniącego telefonu przerwał swobodne unoszenie sennej duszy nad spowitym mgłą miastem Katowice. W jednej chwili wolny byt wznoszący się nad rondem – które wraz z dobiegającymi do niego ulicami wyglądało z dość sporej wysokości niczym skomplikowany układ scalony – zatrzymał się i w momencie został ponownie wessany w ciało niczym Dżin do lampy.

Nerwowo poderwałem się z poduszki. To nie dźwięk budzika, którego i tak nie nastawiałem – ktoś dzwoni! Mózg w tym momencie zaczął projekcję złowrogich wydarzeń, które mogły mieć miejsce. Kto się o tej godzinie może dobijać, bo przecież nie teść z wiadomością, iż wygrał w Lotto i ma ochotę się podzielić pieniędzmi. Nie mam na myśli tego, że nie chciałby się podzielić wygraną, bo to człek z natury dobry, ale Jego nadgorliwość zawsze każe mu oglądać losowanie w czasie rzeczywistym, a co za tym idzie podzieliłby się taką wiadomością chwilę po odhaczeniu ołówkiem ostatniej liczby na wygranym kuponie – prawdopodobnie!

Pośpiesznie sięgam po telefon, zbliżam do twarzy, a źrenice w tym momencie próbują ustawić focus na wyświetlającą się nazwę kontaktu zapisanego w pamięci telefonu.

– Kto dzwoni? – rzuciła pytaniem żona, gdzieś z czeluści kokonu, który stanowiła kołdra.

Ahh te kobiety…
Spróbuj mieć zimne stopy w chłodny wieczór czy poranek i przez przypadek dotknąć kawałek jej ciała, a usłyszysz co naprawdę o Tobie myśli! Jakim cudem masz mieć jednak ciepłe stopy, kiedy Ona zabierze z Ciebie całą kołdrę, a Tobie pozostawi skrawek, którym będziesz mógł niczym Adam w raju przesłonić jedynie to, co w głównej mierze odróżnia mężczyzn od kobiet – i nie mam tu na myśli przerośniętego EGO!

– Krzysiek dzwoni – odrzekłem do małżonki próbując zaciągnąć na siebie nieco więcej pościeli. – Halo, słucham Cię Krzysztofie .
– Cześć Damian, co tam? Nie masz może ochoty wybrać się na grzyby? – spytał uradowanym głosem, zwiastującym brak aprobaty na odmowę.
– Człowieku ja jeszcze śpię, trzeba było wieczorem dać znać, to bym się przygotował.
– Spokojnie, przecież jeszcze po Ciebie nie jadę. Na razie pytam, a grzyby nie zając,
nie uciekną.
– No na pewno nie same – odpowiedziałem kończąc ziewanie wprost w czeluść mikrofonu. – Wyobraź sobie jednak tłum tubylców zamieszkujący pobliskie rejony lasów, przemierzający tyralierą każdy ich zakamarek. To jest wojna człowieku!
– Właściwie masz rację – zaśmiał się i po chwili dodał – To zbieraj się. Za dwadzieścia minut będę u Ciebie pod blokiem, a poza grzybobraniem mam do Ciebie sprawę.
– Mam się bać? – Znając jego ekstrawertyczną naturę, przezornie wolałem dopytać.
– Nie, nie spokojnie. Ciekawy temat.
– Dobra, to ogarniam koszyk, skorzystam szybko z toalety i widzimy się pod blokiem.

W tym momencie przypomniała mi się historia o Bazyliszku! Wpatrzone we mnie, świdrujące i niemalże płonące żywym ogniem oczy żony przenikały mnie na wskroś. Pośpiesznie odwróciłem wzrok, aby ujść z życiem. – Jadę na grzyby – oznajmiłem, po czym by uniknąć rozszarpania na strzępy zaraz dodałem – Nie martw się wrócę szybko, a wszystkie grzyby przed Twoim powrotem będą już wyczyszczone, nawet palcem przy nich nie kiwniesz.

Natychmiast zerwałem się z łóżka, udałem się do miejsca gdzie „król chodzi piechotą” i tym sposobem uniknąłem ataku furii, która znalazła ujście w zwykłym – Eeehhhhhh! – dobiegającym z sypialni.

Osiemnaście minut później stoję już pod blokiem cały i zdrowy, bez żadnych oznak walki, przyobleczony w oręż grzybiarza – koszyk, kozik i aerozol przeciwko kleszczom. Przezorny zawsze ubezpieczony, a poza tym nie dość, że choroba odkleszczowa jest niezłym paskudztwem, to weź jeszcze to człowieku wymów – „Borelioza” czy „Bolerioza”- język sobie można połamać. Dlatego kilka dni wcześniej – wiedząc, że wyjazd na grzyby jest nieunikniony tej jesieni – poprosiłem w aptece o spray na złamania „Mosbito”.
– Proszę Pana, ale to jest na kleszcze i meszki – usłyszałem.
– Tak wiem. Poproszę.
Kiedy sympatyczna Pani domagała się jednak wyjaśnień, bo farmaceutką została, by pomagać ludziom, a nie im szkodzić, wyjaśniłem etymologię znaczenia „złamań odkleszczowych” – i dostałem 5 % rabatu.

Mijały kolejne minuty, a wraz z ich upływem przybierało kropel na przeciwdeszczowej kurtce. Co prawda opady nie były obfite, lecz w ciągu dwudziestu dodatkowych minut oczekiwania przy jezdni prostopadle umieszczonej do linii bloku, zaczynały mi doskwierać. Jest, wyłonił się zza zakrętu srebrnym kombi. Włączył prawy kierunkowskaz, zwolnił, aż w końcu zaparkował na podjeździe.

Przyjemnie jest wejść do nagrzanego wnętrza samochodu wprost z osiadającej na całym ubraniu mżawki. Nie wiem, czy przywitać się najpierw z kierowcą, czy też może z dmuchawą, wypluwającą z siebie przyjemne ciepło, ale kultura jednak wzięła górę.
– No, cześć. Co tak długo, już tu prawie fosę wydeptałem na chodniku?
– Daj spokój, trochę deszczu i już wypadki. Zjazd na autostradę zawalony, jechałem okrężną
drogą.
– Standard. To jaki plan na grzyby, upatrzyłeś sobie jakiś kierunek?
– Gdzieś blisko myślę.
– Może Panewniki?!
– Dobra, wbiję tylko w nawigację i lecimy. – Odparł zawieszając wzrok na srebrnym smartphonie, przebierając kciukami po ekranie z częstotliwością większą niż puls u sprintera.
Po chwili odezwała się uprzejma Pani – „Jedź prosto… przez trzysta metrów… następnie skręć w lewo „ – i w tym momencie telefon wylądował na uchwycie przymocowanym do nieco zaparowanej przedniej szyby samochodu. Znam trasę na pamięć, ale teraźniejsza technologia pozwala omijać korki kiedy jest się online, dlatego też nie unoszę się pychą, niech kobiecy głos z magicznego pudełka, wyposażonego w system lokalizacji GPS prowadzi nas bezpiecznie do celu.
– Słyszałeś kiedyś o BitCoinie – spytał ujechawszy około pięćdziesiąt metrów.
– Kiedyś coś słyszałem. – Próbując sobie w tym momencie przypomnieć jakieś szczegóły,
odrzekłem – To jakiś wirtualny pieniądz i na tym moja wiedza chyba się kończy.
– A o innych kryptowalutach może słyszałeś?
– Nawet nie wiedziałem, że to się tak nazywa. A czemu pytasz? Grasz w coś i płacisz tym czy jak?
– A gram ! – Wjechał na rondo i posłusznie skręcił w prawo drugim zjazdem, jak polecił głos rozchodzący się wewnątrz pojazdu.
– Nie mów, że grasz jeszcze w tą gierkę wojenną online? – Przypomniałem sobie, jak podczas grzybobrania w zeszłym roku coś wspominał o jakiejś strzelance. – Powaliło Cię, płacisz za to, kupujesz sprzęt i tym podobne za owe – jak to nazwałeś, eee… kryptowaluty?
No chyba, że je się dostaje za darmo?!
– Na giełdzie gram, inwestuję i w większości zarabiam. Trochę trzymam BitCoina, trochę BitCoinami inwestuję w inne Alty.
– Dobra powoli, od początku. Co to dokładnie jest BitCoin, ile kosztuje, jak to działa, ile muszę mieć żeby zainwestować?
Samochód gładko wszedł w kolejny zakręt, a dwieście metrów za nim czekały światła, które właśnie zmieniały swą barwę na zieloną. W tym momencie niczym w „Matrixie”, z ust znajomego zaczęły płynąć dziwne słowa. Były w większości niezrozumiałe na tą chwilę.
To jak mandaryński połączony z Łaciną i domieszką kantońskiego podparty kodami źródłowymi barwy zielonej, którą przybrały dziwne formuły w umyśle za sprawą świateł sygnalizacji drogowej.

Cała trasa przeminęła w jednej chwili, a On dalej opowiadał. Im więcej opowiadał, tym bardziej stawało się to ciekawe, lecz w tak krótkiej chwili ciężkie do przyswojenia. Czas upływał równomiernie do ilości kroków zrobionych po leśnym poszyciu. Grzybów
w koszyku przybywało, jednak w większym tempie przybywało informacji na temat technologii blockchain. Usłyszałem, że mam sobie pooglądać jakiegoś Szczepana. Normalnie wolę płeć przeciwną, ale skoro Krzysiek mówi że warto, to chyba się poświęcę.

Koszyk z grzybami ciążył w lewej ręce gdy wysiadłem z samochodu i podążałem w zadumie do drzwi wejściowych biało szarego bloku. Otworzyła mi je sąsiadka – nie znam Jej nawet z nazwiska – ale widząc ilość połyskujących brązowych łebków wystających ponad rant koszyka spytała:
– Gdzie Pan tyle grzybów uzbierał?
Wymamrotałem coś pod nosem i poszedłem jak w transie dalej. Wszedłem do mieszkania. Ciuchy automatycznie powędrowały na balkon do wstępnego „odrobaczenia”. Wskoczyłem pod prysznic.

Po około czterech godzinach od mojego powrotu przyszła żona z pracy. Obudziłem się z letargu, patrząc na Nią przekrwionymi niczym wampir oczami, masując kark od postępującej w dniu dzisiejszym dyskopatii odcinka szyjnego. Gdzieś w tle Szczepan tłumaczy czym jest Ethereum, na ekranie migają na przemian zielone i czerwone podświetlenia wzrostów i spadków cen kryptowalut na jednej z giełd, z wykresem świecowym w centralnej części strony.
– Z kim rozmawiasz – spytała, nie wiedząc co właśnie dociera do jej uszu.
– Z nikim kochanie, to Szczepan do mnie mówi, ja śledzę wykresy i staram się zrozumieć.
– Co za Szczepan, jakie wykresy, co zrozumieć? Byłeś na tych grzybach?
W tym momencie miała już zdjęte buty i zmierzała do pokoju, który jest otwarty na kuchnię.
Na samym środku blatu kuchennego stał pełen koszyk grzybów, a obok leniwie podążał ślimak, który najwidoczniej ulokował się gdzieś wewnątrz grzyba, ale już zakończył posiłek i
– O której Ty wróciłeś z tych grzybów? – pyta zirytowanym głosem widząc oślizgłe stworzenie pełzające po ciemnobrązowym blacie.
– Nie wiem, z cztery godziny temu.
– To dlaczego nie obrałeś tych grzybów? Obiecałeś, że po moim powrocie będzie już po zawodach, a tu pełny nietknięty kosz!
– Mówię Ci, że staram się zrozumieć technologię Blochain, podstawy funkcjonowania rynku kryptowalut i w co najlepiej inwestować. Może Ty obierzesz te grzyby, a ja je potem pokroję do suszenia, hmmm? – Spytałem najmilej jak potrafiłem.
– Wiesz co! – mówiła już zobojętniałym aczkolwiek złowrogo brzmiącym tonem – To może niech ten Twój Szczepan zainwestuje teraz w bilet i przyjedzie Ci pomóc obierać te grzybki! Ja się tego nie dotykam!
Zatrzasnęła za sobą drzwi łazienki, i puściła wodę pod prysznicem
Podniosłem się z kanapy, spojrzałem na ślimaka schodzącego już w dół po szafce kuchennej. Urwałem listek ręczniczka papierowego, uchwyciłem ślimaka i wypuściłem go na balkon, żegnając słowami – Do trawy te kilka pięter zejdziesz.
Wróciłem do pokoju, zerkałem raz na grzyby, raz na ekran komputera migający niczym lampki bożonarodzeniowe na choince.
– Olać grzyby, jutro też jest dzień na obieranie.

W tym właśnie momencie wpłynęły na portfel Electrum pierwsze części Bitcoina zwane Satoshi, zakupione kilka minut wcześniej.
Czas więc rozpocząć przygodę…

II miejsce:
Jędrzej Jezierski

III miejsce:
Omar Hammudeh

Pierwsze sygnały były dość migotliwe, jakbyś słyszał w gronie znajomych, czy przewijające się co jakiś czas w mediach imię, znanej persony. Słyszysz i przyjmujesz, ale nazwa nie daje Ci żadnego konkretnego obrazu, ledwie słabe wyobrażenia tej osoby. Zadajesz sobie więcej pytań i koniec końców zaczynasz sam dociekać, aby skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością. Dokładnie tak samo przedstawiała się sprawa z „kryptokurencją”. Dopiero podczas rozmów z kolegą w miejscu pracy Bitcoin nabierał w mojej głowie realnych kształtów, pomimo faktu, że wielokrotnie wcześniej natykałem się na informację o nim w mediach społecznościowych, zwłaszcza gdy pokonywał kolejne absurdalne bariery psychologiczne.

Zresztą to bardzo symptomatyczne, że rozmowy na temat przyszłości, a dokładniej planów na temat własnej niezależnej finansowo przyszłości, odbywały się cyklicznie w miejscu, które tę niezależność odpychało na drugi skrajny biegun. Podczas zażartej dyskusji dotyczącej alternatywnego kumulowania i pomnażania majątku padło słowo klucz – oczywiście Bitcoin. Z perspektywy czasu mógłbym porównać owo odkrycie świata kryptowalut do odkrycia zupełnie nowego kontynentu. Dowiedziałem się, że królem dziewiczej ziemi jest nie kto inny jak Bitcoin i jeżeli jest w złej formie to jest w stanie pociągnąć za mordę wszystkie altcoiny. Innymi słowy, trzeba było się z nim liczyć. Bardzo szybko rozpocząłem penetrowanie nieznanego obszaru lądu.

Poświęciłem dużo wolnego czasu i energii, żeby jak najszybciej wdrożyć się w mechanikę giełdową kryptowalut jednakże ogrom wiedzy i informacji sprawiał, że nie było to łatwe zadanie. Wraz z wiedzą o Bitcoinie przyszła wiedza o egzystencji i koegzystencji innych kryptowalut. To był naprawdę fascynujący okres. Poczułem, że blockchain jest dla mnie niebywałą szansą. Uzmysłowiłem sobie, że rozpamiętywanie i wzdychanie do czasów złotej ery ludzkości jest zwyczajnie nie na miejscu. Zorientowałem się, że to jest ten czas – mam go przed sobą, że historia dzieje się na moich oczach.

Miałem przed sobą sceny wyciągnięte rodem z dzikiego zachodu, gdzie inicjatywa działania nagradzała złotem bądź ropą zarówno szaleńca, jak i prostodusznego poszukiwacza. Brak regulacji kryptowalut kojarzył się z obrazem swawoli i wolności tamtego okresu, gdzie trafna (i nie raz drobna) inwestycja mogła przynieść fortunę. Powstawały majątki i dynastie, tak jak teraz rodzą się dynastie nowej generacji milionerów. Obraz piękny i zarazem ryzykowny. Postanowiłem spróbować i zaryzykować.

Pierwszą inwestycją był zakup oczywiście Bitcoina. Następnie pojawiły się kolejne inwestycje. Najpiękniejsze co może się przydarzyć młodemu adeptowi giełdowemu to doświadczenie na własnej skórze spadków wartości akcji. A wrześniowe poforkowe i przedforkowe nagłe, monstrualne spadki indeksów zupełnie przewartościowały mój sposób myślenia i działania na giełdach kryptowalut. Krwista bolszewicka czerwień indeksów wytknęła wszystkie moje błędne postępowania i nietrafne decyzje. Nie było łatwo. Nabrałem pokory, której w życiu tak często mi brakuje. Obecnie prowadzę kilka drobnych zdywersyfikowanych inwestycji i planuję następne. Codziennie poruszam się po autostradzie informacji i wydarzeń ze świata kryptowalut. Śledzę i bacznie obserwuję trendy, a każdy dzień to dzień nauki i weryfikacji informacji.

Czy bitcoin i związany z nim blockchain jest dla mnie obietnicą lepszego życia? Mogę z całą pewnością powiedzieć, że daje szansę i możliwość zawalczenia o lepsze dostatnie życie.

Wyróżnienie:
Joanna Popiela

Moja przygoda z kryptowalutą – Bitcoin rozpoczęła się w 2013 roku, gdy kończyłam studia i poszukiwałam ambitnego tematu do pracy dyplomowej. W tych latach temat Bitcoina w Polsce nie był zbyt popularny, co zmusiło mnie do szukania literatury i artykułów na angielskich i niemieckich portalach. Jako kobieta, która niezbyt interesowała się zagadnieniami informatycznymi musiałam poświęcić dość dużo czasu na zrozumienie podstawowych pojęć i zasad tak mocno związanych z elementami sieci Bitcoin. Nie ukrywam, że pomoc kolegi informatyka była bezcenna – za co dziękuję przy każdej okazji.

W mojej pracy opisałam dokładnie zasady działania portmonetki Bitcoin co skłoniło mnie do zakupu kilku Bitcoinów. Pamiętam do dziś, gdy mojego pierwszego Bitcoina kupiłam za gotówkę w bankomacie Bitcoin w jednej z restauracji w Warszawie. W tamtym momencie było ich tylko trzy w całej Polsce. Cena jaką zapłaciłam to około 1000,00 PLN. Na pewno chcielibyście cofnąć się w tamte czasy gdy Bitcoin kosztował „tylko” tyle wiedząc jaką wartość uzyska w październiku 2017 roku 😉

Nie wspomniałam o najważniejszym, temacie mojej pracy: „Bitcoin: wirtualna waluta przyszłości?”. Obserwując do dnia dzisiejszego kryptowalutę Bitcoin z przymrużeniem oka stwierdzam, że pierwszy raz w życiu przewidziałam cząstkę przyszłości 😉 i jak do tej pory była to moja najbardziej trafna inwestycja 😉

Na koniec przytoczę kilka ostatnich zdań z mojej pracy dyplomowej umieszczonej w podsumowaniu i wnioskach:

„Waluta Bitcoin ma dzisiaj ograniczoną i niezbyt stabilną pozycję rynkową i na razie niewiele jest oznak, aby mogło się to szybko zmienić. Jakie warunki muszą być więc spełnione, aby waluta Bitcoin stała się walutą przyszłości? Warunkiem koniecznym jest szybki rozwój liczby jej użytkowników, który wymusi wszystkie inne konieczne zmiany. Wtedy warunkiem wystarczającym będzie już tylko przychylność sfer politycznych. W tej chwili jest za wcześnie, aby móc ocenić czy do etapu decyzji politycznych kiedykolwiek dojdzie.”

Wyróżnienie:
Mariusz Hruszowiec

Pierwszy raz o kryptowalucie – Bitcoinie usłyszałem w 2010 roku, wtedy nie przykuł za bardzo mojej uwagi. Potraktowałem wiadomość o nim raczej jako ciekawostkę, niż jako zwiastun zbliżającej się rewolucji. Dopiero ponad dwa lata później jeden z moich kolegów opowiedział mi trochę na temat wydobywania BTC , a w zasadzie LTC, które to sam kopał przy użyciu specjalnie do tego kupionej GPU.Od tamtego momentu baczniej zacząłem przyglądac się rynkowi krypto i gdzieś na dnie mojej świadomości pojawiła się myś żeby wkroczyć w ten Nowy Świat. Mijały lata, pojawiały się nowe kryptowaluty. Pamiętam, że gdy pojawiła się pierwsza wzmianka o Ethereum, to miałem przeczucie, że będzie to coś ważnego, niestety nie posłuchałem wewnętrznego głosu i nie kupiłem ani jednej sztuki :P.

Przez ostatnie lata pozostawałem bardziej w roli obserwatora rynku niż aktywnego gracza, jednak mniej więcej w połowie tego roku wszystko się zmieniło. Tak się złożyło, że w nowej pracy było kilka osób które aktywnie grały na giełdach krypto. Obserwowałem ich przez pewien czas, po czym podjąłem decyzję o rozpoczęciu aktywnego udziału w rynku. Dnia 1 Sierpnia zakupiłem swoje pierwsze w życiu LTC:). Towarzyszyły temu wydarzeniu dosyć duże emocje, szczególnie że nie zdawałem sobie jeszcze sprawy jak bardzo kurs może się zmienić. Miałem się tego dowiedzieć wkrótce…

Ta decyzja wciągnęła mnie w cyfrowy świat oparty na technologii blockchain, na której to bazuje Bitcoin oraz inne kryptowaluty. Od tego pamiętnego dnia codziennością stało się dla mnie sprawdzanie nowinek ze świata krypto oraz notowań wiodących walut.

Chwilę później zainteresowałe się oraz zainwestowałem w waluty związane z publikowaniem treści przy użyciu technologii blockchain tj. Florincoin, STEEM. Uważam że technologia ta jest przyszłościowa, pozwala na eliminację wielu pośredników z łańcucha autor-odbiorca, co w przyszłości stworzy całkowicie nową gospodarkę. Już widać na horyzoncie zmiany, które zachodzą na naszych oczach.

Sądzę że moja przygoda z Bitcoinem dopiero się na dobre rozpoczyna…

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.