Szyfrowane komunikatory – których UE chciałaby zakazać – z nowymi funkcjami
Raptem w tym tygodniu świat miał okazję obserwować wydarzenie absolutnie precedensowe w historii społecznej i politycznej, jakim był oficjalnie uznany wybór władz kraju poprzez oddolne głosowanie w Internecie. Dokładniej, poprzez serwis Discord, gdzie Nepalczycy wyłonili swoją nową premier. Wszystko to odbyło się może nie niepostrzeżenie, ale jakby bez przywiązywania do tego wielkiej uwagi – ostatecznie dzieje się też wiele innych ważnych rzeczy. Tymczasem, można odnieść wrażenie, niesłusznie.
Głosowanie takie jak w Nepalu – nie tylko przez Internet, ale przede wszystkim w sposób zdecentralizowany, bez kluczowej i kierowniczej roli państwa, które by je organizowało, stanowi bodaj pierwsze w dziejach ludzkości praktyczne przeniesienie w przestrzeń wirtualną idei antycznego areopagu, w rozumieniu politycznego zgromadzenia demosu. Ideę tę rozważano na wszelkie sposoby, trzeba było jednak buntu w Nepalu, by faktycznie stała się ona politycznym faktem.
Nad zjawiskiem tym – a zwłaszcza nad jego dalekosiężnymi konsekwencjami cywilizacyjnymi – obserwatorzy ewolucji społecznej oraz krzyżującego się z nią rozwoju technologicznego dumać będą pewne jeszcze długo. Co jednak trzeba zauważyć już teraz, to element praktyczny temu towarzyszący. Chodzi bowiem o przestrzeń nie tylko wirtualną, ale też odpowiednio zabezpieczoną (zwłaszcza przed kontrolą i represjami ze strony państwa). Innymi słowy – o szyfrowanie, które oferował choćby Discord.
Bez owego szyfrowania można spokojnie założyć, że Nepalczycy nie tylko nie wybraliby nowego lidera swojego kraju w Sieci, ale też, wobec braku niezawodnej, nieocenzurowanej komunikacji, nie byliby w stanie się zorganizować. Stąd ich bunt zakończyłby się zapewne znacznie szybciej i bez oczekiwanych efektów. Za ironiczny można w tym kontekście uznać fakt, że to właśnie próba agresywnej cenzury Internetu ze strony byłych już, skorumpowanych władz Nepalu stanowiła impuls do społecznego wybuchu.
Discord obala trony „instytucje demokratyczne”
Najpewniej czystym przypadkiem jest, ze dokładnie w tym samym momencie, gdy Discord i szyfrowane komunikatory tak mocno udowodniły nie tylko swoją użyteczność, ale też cywilizacyjny potencjał pod Himalajami, po drugiej stronie świata, w Europie, organa UE właśnie próbują (po raz kolejny) doprowadzić do ich efektywnego zakazania. Nie tylko zresztą szyfrowanie, ale wszelką formę niepodatności na agresywną inwigilację i kontrolę unijni biurokraci życzyliby sobie uniemożliwić – co jawnie zresztą głoszą.
Nie ogranicza się to zresztą tylko do UE. Także rządy Brazylii, Kanady długo słynącej jako oazy szacunku dla wolności w Sieci Szwajcarii – by o takich cyfrowych gułagach jak Rosja, Chiny czy (co trzeba stwierdzić ze smutkiem) Wielka Brytania nie wspominając – podejmowały w ostatnich miesiącach działania bardzo podobne. Wszystkie sprowadzały się do prób „wepchnięcia się” internautom do skrzynek mailowych, czatów i rozmów przez aroganckie państwowe organa inwigilacyjne.
W tym kontekście tym bardziej, i z tym większym optymizmem, należy odnotować, że szyfrowana kommunikacja żyje i ma się dobrze. A przykładem tego jest cały szereg wydarzeń tego tygodnia. Jedno z nich dotyczy znów Nepalu. Discord nie był tam jedynym narzędziem, które społeczeństwo produktywnie wykorzystało. Innym był komunikator Bitchat, w przypadku którego zaobserwowano eksplozję popularności – i dla którego nepalska rewolucja (jeśli historycy zaczęli już ją tak określać…?) stanowiła test bojowy.
Akcja rodzi (techniczną) reakcję
Stworzona przez d. prezesa Twittera, Jacka Dorseya, aplikacja ta została zaprojektowana z myślą o oparciu się działaniom cenzorskim. Bitchat działa w sposób zdecentralizowany (i oczywiście z szyfrowaniem peer-to-peer), w oparciu nie o sieć telefoniczną czy internetową, ale o Bluetooth. Każde wykorzystujące ją urządzenie stanowi zarazem klienta oraz serwer. W ten sposób umożliwia komunikację nawet w przypadku fizycznego wyłączenia dostępu do Sieci. Tę ostatnią, zarazem, decentralizując – na potencjalnie miliony indywidualnych serwerów.
Inne pozytywne wieści dotyczyły nieco starszych, ale równie zasłużonych na polu ochrony indywidualnej prywatności narzędzi. Tor Project, grono stojące za rozwojem znanej i dla niektórych kontrowersyjnej sieci Tor, zaprezentowała nowa aplikację VPN na Androida, a oferującą komunikację węzły Tor-a. Apka co prawda określana jest jako eksperymentalna – i twórcy ostrzegają, aby póki co nie prowadzić za jej pośrednictwem „wrażliwych aktywności” – to samo jednak można w istocie powiedzieć o środowisku Android (i Windows, i iOS…).
Wreszcie, nową funkcję wprowadził także Signal. Znany komunikator szyfrowany P2P próbuje pogodzić sprzeczności, jakie dotąd stanowiły zagadnienia jednoczesnej ochrony prywatności oraz możliwości wykonywania kopii zapasowej swoich rozmów. Nowo wprowadzona opcja szyfrowanego back-up’u jest przy tym dla chętnych, i wymaga aktywowania. W podstawowej wersji (oferującej 45-dniową retencję wiadomości, w którym to czasie można wykonać ich kopię) jest ona za darmo. Za wersję bezterminową trzeba natomiast niestety zapłacić (1,99 dol. miesięcznie).
