Regulator zakulisowo wspierał cenzurę polityczną w sieci. Śledztwo parlamentu
Australijski Senat, w ramach postępowania kontrolnego, nakazał przekazanie zapisów całej komunikacji emailowej, jaką niejaka Julie Inman Grant prowadziła z grupą „aktywistów”. Ma ona bowiem zawierać dowody na zupełną samowolę rządowych biurokratów – i wskazywać, że Australia pod względem wolności słowa znajduje się w jeszcze gorszym położeniu, niż się tego obawiano.
Zaczynać od kwestii podstawowych – o kogo chodzi? Julie Inman Grant to australijska Komisarz ds. eBezpieczeństwa (eSafety Commissioner). Zbieżność nazewnicza tego urzędu z tytulaturą sowieckich „komisarzy ludowych” (tj. odpowiedników ministrów) jest tutaj przypadkowa, choć biorąc pod uwagę sowieckie praktyki w zakresie swobody wyrazu – bardzo sugestywna.
Grupa rzekomych aktywistów – a w rzeczywistości prężnie funkcjonująca organizacja o jednoznacznym profilu politycznym – o której mowa, to natomiast Globalny Sojusz na rzecz Odpowiedzialnych Mediów (Global Alliance for Responsible Media – GARM). Stworzona przez Światową Federację Reklamodawców (Federation of Advertisers, WFA) W teorii walcząca z „dezinformacją”.
Nie będzie jednak wymagało wielkiej dozy imaginacji wyobrażenie sobie, jak owi zawodowi aktywiści interpretowali pojęcie „dezinformacji”.
Australia śledzi „własną” Komisarz
Australijski Senat otworzył postępowanie dotyczące zmowy pani komisarz z GARM po tym, gdy niektóre z maili, które biurokratka wymieniała pseudo-aktywistami, ujrzały światło dzienne w wyniku analogicznego postępowania śledczego, jakie już prowadzi amerykańska Izba Reprezentantów. Choć Australijczycy nie ujawnią wiele ponadto, krok ten jest niezbędny, by pociągnąć Grant do odpowiedzialności.
A zdecydowanie jest za co. Julie Inman Grant, w teorii sprawującą urząd mający czuwać nad bezpieczeństwem, niektórzy uważają za architektkę jego wynaturzenia w organ agresywnej cenzury politycznej. Pani Grant twierdziła, że jedynie „słuszne” poglądy mogą być głoszone w Internecie – i nadużywała swoich uprawnień regulacyjnych, by wymuszać kneblowanie niepożądanych głosów.
Co więcej, jej polem działania w tym zakresie była nie tylko Australia. Choć jako urzędnik (i to, bądźmy szczerzy, w teorii dość podrzędny) australijskiego rządu federalnego nie miała ku temu jakichkolwiek prerogatyw, to wykorzystując australijskie przepisy, usiłowała wymuszać na portalach społecznościowych stosowanie praktyk cenzorskich również poza granicami Australii – wszędzie na świecie.
The company you keep
Grant zyskała sporo nie do końca pożądanego rozgłosu, gdy starł się z nią Elon Musk. Ten, jak się można domyślać, kategorycznie odmówił spełnienia obcesowych żądań pani komisarz, gdy ta zaczęła domagać się usuwania niektórych opinii wyrażanych na portalu X vel Twitter – które nie naruszały nawet australijskich przepisów, ale za to naruszały wrażliwość pani Grant. Jak się okazało, odmówił skutecznie.
Skądinąd dokładnie tego samego – prawno-publicznej wojny z Muskiem – doświadczyła też GARM. Miało to miejsce po zainicjowanym przez tę i inne organizacje bojkocie reklamowym X vel Twittera, jako retorsji za poluzowanie przez Muska zasad „moderacji” wyrażanych na tym portalu opinii. Była to typowa, choć dalece nie jedyna próba wywarcia wpływu przez tę organizację na obieg informacyjny.
GARM działa – a przynajmniej działała – na rzecz nieformalnego, lecz ostrego przymusu cenzurowania niektórych (tj. tych „niepostępowych” i godzących w progresywną narrację) opinii przez portale społecznościowe. Narzędziem, którego w tym celu używano, było interpretowane w przedmiotowy, upolityczniony sposób pojęcie „ryzyka reputacyjnego”.
Jawność jako środek dezynfekujący
Ryzyko takie, zdaniem organizacji, miało stanowić dla reklamodawców wykupywanie reklam na tych stronach i portalach, które nie stosowały się do postulatów cenzurowania „niedemokratycznych” poglądów i stanowisk. GARM groziła takim portalom finansowo, poprzez groźbę bojkotu reklamowego, jednocześnie stosując też naciski wobec samych reklamodawców, by podporządkowali się jej linii.
Ujawnione emaile, które wymieniała Grant oraz niejaki Rob Rakowitz, dość jasno wskazywać mają na zmowę Komisarza i organizacji. Omawiano w nich m.in. sposoby deplatformingu niepostępowych opinii, i to nie w Australii, a w USA (w tym kandydata Donalda Trumpa). Grant deklarowała w nich także wykorzystanie swych uprawień regulacyjnych, by wspierać prywatne cenzorskie wysiłki GARM.
Po ich ujawnieniu Australia znalazła się w ogniu politycznego konfliktu. Komisarz Grant zdecydowanie broni lewicowy rząd premiera Anthony’ego Albanese’a. Pierwszy wniosek dot. śledztwa przeciwko niej, wniesiony kilka tygodni temu także upadł. Teraz jednak ponowiony, pod hasłem transparentności, uzyskał wymagają większość. Ciąg dalszy niemal na pewno nastąpi.
