Z ostatniej chwili: Potężna umowa handlowa USA — Europa podpisana. Bitcoin i Wall Street reagują. Co się zmieni?
Jeszcze miesiąc temu wydawało się, że transatlantycka wojna handlowa dopiero się zaczyna. Dziś wiemy, że przynajmniej chwilowo rozmowy dyplomatów obu imperiów zakończyły się uściskiem dłoni. Stany Zjednoczone i Unia Europejska porozumiały się co do wprowadzenia jednolitej 15-procentowej stawki celnej na większość towarów importowanych z UE do USA. W teorii to stabilizacja. W praktyce to przesunięcie ciężaru negocjacyjnego na przyszłość. Rozmowy trwać będą nadal.
15% to nie tylko liczba, ale symbol nowego etapu w relacjach gospodarczych między USA a UE. Etapu transakcyjnego, mniej opartego na wartościach i zasadach. Porozumienie zamraża pewien konflikt, ale nie rozwiązuje napięć. Co więcej, może się okazać, że prawdziwe negocjacje dopiero przed nami.
Europa kupiła sobie czas. Ale czy to wystarczy, by zyskać silną strategiczną pozycję na świecie? Początkowo indeksy giełdowe w USA i Europie zareagowały wzrostami, a dolar amerykański się umocnił. Jednak kilka godzin po otwarciu rynków w poniedziałek giełdowe benchmarki oddają część tej reakcji. Bitcoin nadal oscyluje wokół 118 tys. USD. Bruksela odtrąbiła sukces. Waszyngton? Jeszcze większy. Trump mówił o 'największym dealu w dziejach USA’.
Trudno dziwić się wzrostami na amerykańskim rynku akcji. To amerykańskie spółki powiększą rynek zbytu o potężny kontynent. Mowa tu zarówno o 'przemysłówce’ jak i strategicznych producentach. Co więcej, rynek widzi niemal zerowe ryzyko podatku od cyfrowych gigantów USA. W dealu z Europą nie było o nim mowy. Zatem niepewność z akcji takich jak Meta Platforms (dawny Facebook), Netflix, Uber, Alphabet (Google) czy Amazon wyparowuje.
15% – taryfa celna, która (tymczasowo) uspokaja
Nowa taryfa nie jest dodatkiem do obecnych ceł, ale raczej ich ujednoliceniem. Dotyczy niemal całego europejskiego eksportu. Od samochodów, przez elektronikę, aż po farmaceutyki – choć nie wszystkie te sektory zostały potraktowane jednakowo. Oficjalnie: 15% staje się „bazową” stawką. Nieoficjalnie: niektóre branże nadal pozostają pod lupą Białego Domu.
Dla branży motoryzacyjnej to spora zmiana. Dotychczas europejskie auta wjeżdżały do USA z 27,5% cłem. Teraz zrównają się z japońskimi – te również objęte są 15-procentową opłatą. Jednak dla południowokoreańskich producentów, którzy nadal podlegają 25-procentowym taryfom, oznacza to nowy problem.
Kwestia farmaceutyków
Donald Trump ogłosił, że farmaceutyki oraz stal i aluminium są poza porozumieniem. Ursula von der Leyen – że w środku. Ten dysonans nie jest przypadkiem, lecz świadomym rozchwianiem pola gry. Prezydent USA chce mieć wolną rękę, zwłaszcza wobec irlandzkiego sektora farmaceutycznego, który od lat ucieka przed amerykańskim fiskusem.
W kuluarach mówi się, że Biały Dom rozważa nawet 100-procentowe cła na niektóre leki – w imię „powrotu produkcji do ojczyzny”. Tymczasem Bruksela obstaje przy swojej wersji: że porozumienie obejmuje również chipy i farmaceutyki, a wszelkie późniejsze decyzje Trumpa będą „osobną historią”. Problem w tym, że w tej historii to Trump pisze fabułę… Choć musi ją pisać tak, by nie wepchnąć Starego Kontynentu w objęcia Chin.
Europa zapłaci. Czym?
Najmocniejszy punkt porozumienia? Nie tyle w cłach, co w tym, co obiecano poza nimi.
UE zgodziła się na strategiczne zakupy za 750 miliardów dolarów – głównie w amerykańskim sektorze energetycznym (ropa, gaz, paliwo nuklearne) i obronnym. Do tego dochodzi obietnica 600 miliardów dolarów w inwestycjach europejskich firm na terenie USA w ciągu najbliższych czterech lat.
Trump tryumfował. Europejczycy? Raczej kalkulowali straty. Dla Stanów to ekonomiczny pakiet stymulacyjny sponsorowany przez sojusznika. Dla Europy – cena za uniknięcie wojny handlowej w obliczu wojny za wschodnią granicą.
Stal i aluminium i zerowe taryfy celne
Sektor stalowy i aluminiowy pozostał poza „nowym rozdaniem”. Cła na poziomie 50% nadal obowiązują, choć przewidziano ich ewentualną wymianę na system kontyngentów. Czyli: mniej karania, więcej kontroli ilościowej. To rozwiązanie znane z wcześniejszych konfliktów handlowych, ale rzadko skuteczne w długim terminie.
Jak ujęła to rzeczniczka Komisji Europejskiej, „rozmowy w tej sprawie będą kontynuowane”. A jak zauważył francuski minister przemysłu: „to nie koniec tej historii”. Na osobnej liście znalazły się towary określone mianem „strategicznych”. Tu faktycznie udało się osiągnąć coś na kształt wzajemnego rozbrojenia. Samoloty i ich części, określone chemikalia, wybrane leki generyczne, sprzęt półprzewodnikowy i niektóre surowce naturalne będą objęte zerową stawką.
Dla obu stron to sygnał: chcemy handlu tam, gdzie współzależność jest najgłębsza – i gdzie taryfy najbardziej raniłyby własne firmy.
Kto wygrał?
Zachód odetchnął z ulgą, ale to nie znaczy, że porozumienie to bezwarunkowy sukces. Z punktu widzenia Niemiec czy Francji, to raczej kontrolowana kapitulacja niż zwycięstwo. Bruksela co prawda uniknęła eskalacji, ale w wielu miejscach musiała się cofnąć. Trump dyktował warunki, a Europa – choć negocjowała twardo – musiała pogodzić się z nowym układem sił.
Wielu komentatorów zwraca uwagę, że to porozumienie otwiera Trumpowi drogę do kolejnych żądań – szczególnie, jeśli europejskie inwestycje i zakupy nie będą realizowane w tempie i skali, które sobie wyobraził. Dziś jednak możemy powiedzieć, że to USA wyszły zwycięsko z całej umowy i negocjacji. Amerykański biznes triumfuje.
